Z HISTORII SZKOŁY W RADZANOWIE
W dostępnej literaturze znajdują się skromne ślady mówiące o funkcjonowaniu w Radzanowie szkoły parafialnej, czy początkowej. Przytoczymy te informacje w ujęciu chronologicznym.
Rok 1775:
W tej parafii żadnego ludymajstra albo nauczyciela nauk nie ma, ani jakich osób do nauczania dzieci, tylko organista miejscowy uczy chłopców do mszy św. służyć. We wsi Ratowie gdzie kościół OO. Bernardynów jest dewotka szlachcianka, provecta aetale panna Rozalia Bromirska, która dziewczęta edukuje w czytaniu, stąd i z pracy rąk swoich żyje.
Z wizytacji parafii w 1775 r.
Rok 1817:
Domu osobnego na szkołę nie ma. Miejscowy tylko pleban, będąc w tym roku organitorem ustanowiony przez Komisarza Obwodu Mławskiego, swym kosztem dom najął wygodny dla uczenia dzieci, w którym i nauczyciel mieszka. Pensyi nauczyciel żadnej nie ma, ani ogrodu, składka tylko, po wezwaniu sołtysów, jest ustanowiony przez plebana tej parafii, wspólnie z sołtysami i burmistrzem miejscowym w zbożu, jarzynie i małej kwocie pieniędzy. W tym roku zaprowadzona, należą do niej miasto Radzanów i wsie całej parafii, jakie są wyżej umieszczone, pod dozorem miejscowego proboszcza.
Nauczyciel Marcellin Pieńkowski przybył z Małej Krzynowogi, z powiatu przasniskiego, nie jest patentowany, lecz zdatny, bo jeszcze za jezuitów był na retoryce i filozofii w szkołach pułtuskich. Obyczaje posiada dobre i z dobrej konduity, na nauczyciela kwalifikuje się. Opłatę nauczycielowi zapewnili wzbierać burmistrz i szołtysi. Dzieci do szkoły uregulowanych chłopców 30, dziewcząt 23, równie z katolików, żydów i akatolików. Książek używa elementarza przez Komisję Edukacyjną wydanego. Opał ma przez dziedzica pozwolony.
Z wizytacji parafii w 1817 r.
„Elementarz dla szkół parafialnych narodowych” autorstwa Grzegorza Piramowicza wydany w Krakowie w 1785 roku.
Rok 1886:
Dawno już do was nie pisałem, aleć bo powody do tego różne i bodaj czy nie słuszne. Jako rolnik, w porze obecnej mało mam czasu i myśli wolnej; to powód najgłówniejszy – zresztą brak mi owego zmysłu spostrzegawczego i w ogóle zdolności dziennikarskiej. Widząc atoli waszą skrzętność, starania się o ilustracyę życia naszego, i przekonawszy się co może słowo drukowane, przesyłam wam fakt pewien, któren ze wszech miar godzien jest skarcenia i pręgierza publicznego. Pragnę tego zaś szczerze, aby te moje proste słowa, za których wiarygodność poręczam, trafiły tam gdzie należy, i dobry skutek osiągnęły. Mieszkam nieopodal osady – dawniej miasteczka – dość ludnej, bo 4,000 mieszkańców liczącej. Jest tan szkoła, która na brak uczących się narzekać nie może. Mieszkańcy tej osady, ludzie pracowici, trzeźwi i dobrze myślący, acz biedni, przez wpływ głównie przezacnego proboszcza tamecznego, chętnie posyłają dzieci do szkoły, ale pragną też, iżby te dzieci coś korzystały. Żądanie to wszak słuszne, a ponieważ mieszkańcy osady są ludzie – powtarzam – biedni, i to rzeczywiście biedni, przeto każdy zrozumie, ile grosz przez nich poświęcony jest wart i że śmiało go wdowim nazwać można. Do pewnego czasu mieli oni nauczyciela bez zarzutu, człowieka z poświęceniem dla zawodu, uczciwego, to też praca jego widoczną była. Nieszczęście dla osady chciało, że władza uznając pracę tego doprawdy zacnego człowieka, przetranzlokowała go na inne, korzystniejsze miejsce, ofiarując w zamian człowieka, któren przed nią pięknie maskować się jako pracowity umie. Z początku, nowy ten pan nauczyciel ogromnie się niby kręcił, niby o szkołę miał starania wszelkie, do tego stopnia, że mu władza jego, nawet pewne gratyfikacye od czasu do czasu przeznaczała. Czas atoli wyklarował istotną wartość tego człowieka. Pan nauczyciel zaczął opuszczać lekcye dla miłości śniadanek i preferansików, wyjeżdżać na kilka dni pozostawiając dzieci pod opieką żony, która zaledwie że czytać umie, a i to jej nie łatwo przychodzi. Z czasem dziać się poczyna coraz gorzej. Dzieci, nie tylko że nic nie korzystają, ale często są wprost używane do posług domowych pana nauczyciela. Ten coraz bardziej zapomina o szkole, a ponieważ jak jemu tak pani jego widocznie przewróciło się w głowach, więc ni ztąd, ni zowąd ie uczuwają potrzebę życia nad stan. Pan nauczyciel, widząc że mu pensya na śniadanka, kolacyjki gorące i t. p. nie wystarcza, związuje się z pisarzem gminnym, człowiekiem upadłym moralnie i obydwaj poczynają prowadzić nieuczciwe interesa, ze szkodą osady i gminy. Wreszcie ten pan nauczyciel ośmielony powodzeniem, puszcza się na pokątne doradzcowstwo, stając się wyzyskiwaczem ludu i mieszczan na wielką skalę. Jako przykład dam wam fakt, że za napisanie apelacyi do zjazdu, od biednego człowieka wyłudził 50 rubli! Jestto zatem jednostka wielce szkodliwa, nieuczciwa, istna plaga ludności miejscowej, dlatego też wyciągam ją na widok publiczny, piętnując głośno. Wprawdzie państwo nauczycielstwo żyją jak magnaci, ależ ze szkodą biednego mieszczaństwa i ludu. Jeżeliby te słowa moje nie uzyskały skutku należnego, to nieomieszkam wystąpić doraźniej, z nazwiska wymieniając nieuczciwego człowieka i wyzyskiwacza.
„Korespondent Płocki” Rok XI, 26 sierpnia (7 września) 1886, str. 1.
Przytoczona wypowiedź podpisana jest „Hreczkosiej z niedaleka”. Sądząc po niektórych szczegółach zawartych w korespondencji (osada – byłe miasteczko, liczba mieszkańców 4000, szkoła początkowa) oraz stylu pisma, z dużym prawdopodobieństwem możemy przyjąć, że dotyczy ona Radzanowa i jej autorem był Karol Ujazdowski, dziedzic na Smólni.
Rok 1888:
Hasło Radzanów w „Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego …” , 1888, t. 9, str. 460.
Rok 1888:
Nauczycielem szkoły początkowej był Antoni Rakowski.
„Pamiatnaja Kniżka płockoj gubernii” 1889
Rok 1902:
Zdarzył się u nas następujący smutny wypadek. Niejaki Bukowski, z zawodu nauczyciel wędrowny, wpadł do rzeki, będąc prawdopodobnie w stanie nietrzeźwym i utonął. Na razie ślad zaginął. Dopiero 6-go maja jeden z rybaków znalazł na mieliźnie trup topielca z buteleczką po „monopolówce” i kawałkiem kiełbasy w kieszeni.
„Echa Płockie i Łomżyńskie” Rok V, 1902, nr 40, str. 3.
Jest to fragment korespondencji z Radzanowa podpisanej inicjałami J. K., które przynależą do Józefa Konica, dziedzica Ratowa.
W księdze zgonów parafii radzanowskiej znajduje się akt zgonu Wincentego Bukowskiego o nieznanym pochodzeniu i nieznanych imionach rodziców, który zmarł (utopił się) 28 kwietnia 1902 roku w wieku 63 lat (akt nr 40). Być może uczył w szkole początkowej w Radzanowie?
Rok 1905:
Języka ojczystego w nauczaniu w szkole początkowej zażądało 15 lutego zebranie gminne gm. Ratowo w osadzie Radzanowie powiatu mławskiego.
„Rocznik Mazowiecki”2003, t. XV, str. 81.