HISTORIA BUDOWY MOSTU W RADZANOWIE.
autor : Waldemar Piotrowski
Idąc śladami Wkry, która wyróżnia naszą miejscowość, gdyż Radzanowów jest w Polsce kilka, a leżących nad Wkrą tylko jeden, chciałbym przedstawić własne i zebrane wiadomości i spostrzeżenia na temat naszego mostu i okolicy. Zapraszam do dyskusji, jeśli mój tekst wymagać będzie sprostowania, czy też uzupełnienia.
Gdy popatrzymy na przebieg ulicy Mławskiej od strony Rynku zauważymy, że domy istniejące od Banku Spółdzielczego odsunięte są bardziej od ulicy, niż wcześniejsze. Ulica skręca w prawo, a następnie, już za ulicą Górną – skręca w lewo i kieruje się na most, aby za nim także skręcić w lewo. Rozmawiając ze starszymi mieszkańcami Radzanowa i przywołując pamięć z dzieciństwa trzeba powiedzieć, że przed budową mostu betonowego, ulica Mławska przebiegała inaczej.
Pamiętam, że obok drewnianych domów Podlaskich (obecnie rozebrany, numer 23) i Żółtowskich (numer 27) rozciągało się spore rozlewisko, nad brzegiem którego znajdowała się studnia z żurawiem (teraz w pobliżu tego miejsca jest drewniany budynek piwiarni). Czasami z tej studni zaopatrywaliśmy się w wodę. Pamiętam też, że w pobliżu studni (na linii domów Żylaków i Wojdowskich) widoczne były wystające pale, świadczące o tym, że w tym miejscu istniał most drewniany. Po drugiej stronie drogi (ulicy) było także spore rozlewisko, podchodzące aż do zabudowań gospodarczych. Budowa mostu żelbetowego rozpoczęła się w 1930 roku. I wówczas, ulicę Mławską skierowano bardziej w prawo, zasypując fragment rozlewiska (nasyp), tworząc przejazd ziemny – groblę. Znaczyłoby to, że pierwotnie ulica Mławska biegła na lewo od obecnych dalszych zabudowań za rozlewiskiem.
Ślady drugiego mostu drewnianego do tej pory można zauważyć po lewej stronie istniejącego obecnego mostu, pod jego koniec. Most betonowy zbudowano przed drewnianym, przesuwając nieco koryto rzeki w prawo (M. Kwiatkowski wspominał, że jego ojciec mówił o przekopaniu odcinka rzeki). Stare rozlewisko za mostem także zostało rozdzielone nasypem na dwie strony.
Posuwając się po starej drodze, przed Radzanówkiem, istniało kolejne starorzecze, na którym był także most drewniany. Z istnieniem tego mostu związana jest tragiczna historia utonięcia dwóch braci Śliwińskich. Rzecz się działa wczesną wiosną, gdy Wkrą płynęła kra. Jeden z braci wracał ze Strzegowa z targu (wtedy do Strzegowa droga wiodła przez Grobelkę, Budy Matusy i Radzimowice). Kiedy doszedł do Radzanówka, okazało się, że most zniosła woda. Jego brat mieszkał na Radzanówku i był rybakiem. Obudził go późnym wieczorem i namówił do przewiezienia przez wodę. Nieszczęście spowodowała płynąca kra. Łódka się wywróciła i obydwaj zginęli w nurcie rzeki.
W 1930 roku rozpoczęto budowę mostu żelbetowego. W połowie następnego roku opublikowano w piśmie „Cement”, wydawanym przez Związek Polskich Fabryk Portland-Cementu artykuł o nowo wybudowanych mostach w województwie warszawskim, w tym o moście radzanowskim. Przytoczę fragment tego artykułu, omawiający fachowo i szczegółowo jego opis.
Na zakończenie podaję krótki opis mostu na rzece Wkrze w Radzanowie w powiecie Mławskim, którego budowa nie jest jeszcze wprawdzie zupełnie gotowa, jednak jest na ukończeniu, a do oddania mostu do użytku publicznego brak tylko wykończenia dojazdów, ułożenia na moście jezdni z kostki granitowej, ustawienia poręczy i t. p. Zasadniczo jednak roboty żelbetowe zostały już całkowicie zakończone. Ustrój niosący tego mostu [tzn. przęsło] – zdaje się pierwszy raz w Polsce zastosowany – przedstawia belkę Gerberowską o 5-ciu otworach, każdy po około 16 m rozpiętości tak, że ogólna rozpiętość mostu wynosi 80,0 m. Od zastosowania belki ciągłej odstąpiono ze względu na zły grunt budowlany. Przy belce Gerberowskiej przypuszczalne drobne osiadania podpór są prawie bez znaczenia, ekonomja zaś, jaką daje belka ciągła w porównaniu do szeregu belek wolnopodpartych, pozostaje przy systemie belki Gerberowskiej w zupełności utrzymana. W danym wypadku oszczędność, jaką uzyskano przez zastosowanie tego ustroju zamiast szeregu belek wolnopodpartych, wynosi wg. dokładnie przeprowadzonych obliczeń tak na betonie, jak żelazie około 21%.
Ogółem w ustroju niosącym [w przęsłach] znajduje się około 321 m3 betonu i 53,1 tonn żelaza zbrojącego razem z łożyskami. Opory mostu, t.j. tak przyczółki jak i filary, są wykonane z betonu i posadowione na 12 palach żelbetowych systemu „Raymond”, zabijanych w grunt do głębokości 13 m.
Całkowita szerokość mostu wynosiła 6,8 m. Szerokość jezdni, pokrytej kostką brukową wynosiła 5,4 m, po bokach były dwa wąskie chodniki o szerokości 40 cm każdy.
Przęsła na końcach posiadały łożyska i przy przejeździe ciężkich pojazdów „pracowały”, amortyzując naprężenia. Wspierały się one na solidnych filarach, zbudowanych na słupach betonowych otoczonych żelaznymi rurami, wkopanymi w ziemię. I tu wydaje się, zastosowano pomysłowe rozwiązanie budowy mostu w terenie. Część mostu zbudowano na „suchym lądzie”, a po jego ukończeniu, zmieniono koryto rzeki (o czym wspomniałem wcześniej).
W związku z jego budową zmieniono bieg ulicy Mławskiej, co wymagało usypania istniejących do dzisiaj nasypów. Było to niebywałe przedsięwzięcie przewiezienia ogromnej ilości ziemi. Zatrudnionych było wielu wozaków, posiadających konne zaprzęgi wozów na gumowych kołach. Ziemię wożono z Radzanówka, gdzie obecnie znajduje się boisko piłki nożnej (wcześniej strzelnica) a wówczas była tam spora góra polodowcowa.
Radzanowiacy cieszyli i chlubili się nim. Urządzano spacery na most, wykorzystywano go jako wdzięczne tło do fotografii pamiątkowych. Na fotografii poniżej przedstawiam zdjęcie rodzinne (pierwszy z lewej strony – mój ojciec), pochodzące z 1941 roku.
Jak napisał w swoich wspomnieniach z lat trzydziestych Ks. Jagodziński: „W ostatnich latach z racji przeprowadzonej szosy i projektowanej głównej arterii łączącej Stolicę z Pomorzem wybudowano na rzece Wkrze wspaniały żelazo – betonowy most, podobno dotąd unikat w Polsce, gdyż przy budowie zastosowano tak zwane przęsła wiszące – jest to most najdłuższy w powiecie mławskim, liczący 90[sic!] metrów długości. Budowano takowy przez lat 3 i z wielkim nakładem pieniędzy i robocizny”.
Zbliżał się rok 1939, a z nim – wrzesień. Kiedy wybuchła II wojna światowa, teren Ziemi Zawkrzeńskiej znalazł się, jako najbliższy Prusom Wschodnim, najwcześniej atakowanym terytorium Rzeczypospolitej. Lotnictwo niemieckie szczególnie zaciekle niszczyło drogi, mosty, węzły komunikacyjne, tory kolejowe i środki transportu. Most atakowany był wielokrotnie i ostrzeliwany z broni pokładowej, jednak wyszedł cało z opresji. Był także pilnowany przed działalnością dywersantów. Po klęsce bitwy pod Mławą, wycofujące się przed siłami nieprzyjaciela oddziały polskie w kierunku Modlina i Warszawy, wysadziły ostatnie przęsło od strony Radzanówka (informacja T. Śniegockiego).
Po wkroczeniu Niemców, na początku okupacji, most został naprawiony poprzez zbudowanie brakującego przęsła z drzewa. Do tej pory można zobaczyć fragmenty słupów drewnianych pod ostatnim przęsłem.
Wobec zbliżającej się ofensywy ze Wschodu, władze niemieckie postanowiły wysadzić most w powietrze. Wiedzieli, że jest on solidnie zbudowany, więc zgromadzili dużą ilość materiałów wybuchowych oraz wykuli wiele dziur w celu jego zaminowania. Nie wiadomo dlaczego, jednak nie zdążyli tego wykonać. A może, jak krążą różne pogłoski, ktoś im w tym przeszkodził. Możliwe, że szybka ofensywa styczniowa w 1945 roku nacierających oddziałów Armii Czerwonej spowodowała ich prędki odwrót. Jak wspomniał Pan Tadeusz, pocisk armatni wystrzelony przez Sowietów uderzył w balustradę od strony południowej i jedną poręcz rozbił, rozrywając żelazne zbrojenie. Przez kilkanaście lat brak poręczy zabudowywano prowizorycznie różnymi sposobami. Nie zabezpieczyło to jednak przed wypadkiem, w wyniku czego jedna osoba wpadła do rzeki i utonęła. Pamiętany jest także wypadek autobusu, który zawisł nad przepaścią wpadając na brak bariery.
Mimo „ran” wojennych, był most ciągle atrakcją. Na zdjęciu poniżej widać autora tej notatki z dwiema siostrami i przyjezdną z Tomaszowa Mazowieckiego, kuzynką Państwa Strubczewskich. Widać ślady po kulach, a w tle – fragment koparki rzecznej „Hydra”, odstawionej „na boczny tor”. Zdjęcie pochodzi z 1962 roku.
Oprócz funkcji podstawowej, most stanowił także trampolinę dla odważnych skoczków do wody. Woda wówczas pod mostem była głęboka. Najodważniejszy skoczek wykonywał skoki z poręczy. Druga kategoria – to były skoki z mostu, a więc trochę niżej. Trzecia – skoki z filaru. I ostatnia, czwarta kategoria, dla najmniej odważnych – z podstawy filaru, która wystawała wokół. Z tym, że skoki wykonywano zarówno „na głowę”, jak i „na nogi”.
Wobec zniszczeń wojennych i rozwoju komunikacji, coraz pilniejszą stawała się potrzeba remontu i modernizacji mostu. W 1962 roku zbudowany został przez wojsko zastępczy most drewniany na Wkrze, położony w niedalekiej odległości, na tzw. Żelaznej. Był wąski, właściwie jednokierunkowy. Aby przejechać z Radzanowa na drugą stronę rzeki trzeba było wykonać objazd przez Góry, obok cmentarza żydowskiego, następnie prostopadle przez rzekę, dalej w kierunku nasypu za mostem i ostatecznie – pokonać stromy podjazd z boku nasypu na szosę przy domu Czesława Bagińskiego. Szczególnie ten stromy podjazd był uciążliwy dla zaprzęgów konnych. Niejednokrotnie można było zobaczyć wywróconą furę ze zbożem, gdy konie zbyt szybko zjeżdżały z nasypu i nie zwolniły przed zakrętem.
Remont mostu obejmował zbudowanie betonowego przęsła w miejsce drewnianego i poszerzenie mostu poprzez dobudowanie z obu stron chodników z nowymi poręczami metalowymi. Wyremontowany most służył okolicznym mieszkańcom przez ponad czterdzieści lat.