Obraz wsi Wygoda we wspomnieniach jej mieszkańca. Radio

 

Sokołowscy-2_mko

Obraz wsi Wygoda we wspomnieniach jej mieszkańca. Radio

 

     W naszym gospodarstwie jak sięgam pamięcią od lat najmłodszych nie było światła elektrycznego. Źródłem oświetlenia była lampa naftowa , a w pomieszczeniach gospodarczych latarka z pałąkiem także na naftę.  Moim zadaniem jako dziecka było noszenie jej podczas prac wieczorem w gospodarstwie i przyświecanie pracującym rodzicom oraz starszemu bratu.

Długie wieczory , począwszy od późnej jesieni do wiosny spędzaliśmy w domu przy lampie . Gdy zacząłem chodzić do szkoły , lekcje odrabiałem właśnie zasiadając w blasku lampy jak wielu uczniów z Radzanowa i okolicy. Elektryfikacja Radzanowa nastąpiła w listopadzie 1957 roku . Ja wtedy chodziłem do III klasy . Wtedy to nadarzyła się okazja nabycia przez nasza rodzinę radia . Listonosz Bernard Trawczyński , w którego rejonie doręczeń zamieszkiwaliśmy podczas jednej z wizyt służbowych zaproponował sprzedaż radia Pionier zasilanego na baterie. Ojciec dogadał się  z nim odnośnie ceny  i w naszym domu zagościły audycje radiowe.

Zaraz pierwszego dnia radio zostało podłączone i zaczęliśmy go słuchać. Przyszedł nawet sąsiad Dobies i razem z ojcem chciał posłuchać dziennika. Niestety nie znali godzin nadawania programu . Z wszystkim trzeba było się zapoznać. Gdy to nastąpiło , tata słuchał tego co się działo w Polsce i na świecie. Kiedy doszedł do wprawy słuchał Radia Wolna Europa. Londynu, Głosu Ameryki, choć stacje te były celowo zagłuszane.

Ja z bratem słuchaliśmy transmisji sportowych z różnych zawodów, meczów piłkarskich. Jednym z pierwszych meczy jaki pamiętam z transmisji był Polska – ZSRR w Chorzowie , Nasi wygrali 2;1 a bramki strzelił Gerard Cieślik. Popularnymi w domu transmisjami były relacje z Memoriału Kusocińskiego , Wyścig Pokoju wtedy to rozbrzmiewał głos redaktora Tomaszewskiego czy Tuszyńskiego  .

Sokołowscy-3_mko

Pamiętam także cykliczne audycje takie jak Zgaduj Zgadula , Matysiakowie , Wędrówki po kraju itp.

Ważna role odgrywała także muzyka . Orkiestra pod dyrekcja Stefana Rochonia jest tu pięknym przykładem , zespól Józefa Stecia i Tadeusza  Wesołowskiego. Była także muzyka za żelaznej kurtyny Frank Sinatra, Paul Anka .

W tym okresie radio nie nadawało żadnych reklam pełniło misję informacyjno kulturalna . Z utęsknieniem czekało się na audycje.

 

Ze wspomnień  Tadeusza Sokołowskiego

Dziennik babci Stanisławy Zdunkiewicz

Dziennik babci Stanisławy Zdunkiewicz

     Rozpoczynając pisanie bloga nie sadziłem ,ze w kilkanaście miesięcy uda się zgromadzić  tak szeroką grupę odbiorców. W tym czasie przekroczona została 30.ooo liczba odsłon. Do dzielenia się wiadomościami o przeszłości Radzanowa i okolic przyłączyli się Waldemar Piotrowski i Tadeusz Sokołowski, którym w tym miejscu pragnę podziękować za artykuły  oraz wsparcie w tworzeniu tego dzieła. 

   Ostatnio publikowane teksty o Mławskiej 1 i Katyń . Radzanowski ślad , przyniosły kolejne ciekawe materiały. Otóż  skontaktował się ze mną Pan Michał Zdunkiewicz prawnuk Jerzego Zdunkiewicza. Dzięki jego uprzejmości otrzymałem skan Dziennika Babci Stanisławy Zdunkiewicz , żony przedwojennego felczera i restauratora z Radzanowa, matki Jerzego . Jeżeli uzyskamy zgodę to fragmenty dotyczące Radzanowskiej części życia autorki przytoczymy.

 Jak pokazuje i ten przykład , a nie jest on odosobniony. Wiele jest jeszcze historii naszych okolic i ludzi z nimi związanych do opisania i przedstawienia Państwu, naszym czytelnikom .

Serdecznie pozdrawiam

Stefan

Moje wspomnienia o ratowskich odpustach w latach pięćdziesiątych XX wieku . Tadeusz Sokołowski z Wygody.

         Moje wspomnienia o ratowskich odpustach w latach pięćdziesiątych XX wieku . Tadeusz Sokołowski  z Wygody.

     Jak sięgam pamięcią do lat dziecinnych w Ratowie, obecnie Sanktuarium Świętego Antoniego Padewskiego odbywały się każdego roku dwa odpusty. Jeden ku czci św.Antoniego-13 czerwca, drugi ku czci Matki Bożej Anielskiej-2 sierpnia. Ten odpust czerwcowy ściągał niezliczone rzesze pątników  z bardzo odległych nawet okolic dorzecza Wkry i Mławki. Celem ich pielgrzymowania było nawiedzenie i modlitwa przed laskami słynącym obrazem św. Antoniego, który znajduje się nadal w prezbiterium ratowskiego kościoła. W przed dzień odpustu-12 czerwca był nieszpory, które nie odznaczały się tak dużą ilością uczestników. Brali w nich udział przeważnie mieszkańcy Ratowa i pobliskich miejscowości. Następny dzień był już miejscem natłoku wielkiej ilości czcicieli św. Antoniego .Już od samego świtu ciągnęły do Ratowa furmanki, bryczki i inne konne zaprzęgi z pielgrzymami oraz kramarzami. Piechtą zdążali także żebracy aby wcześniej ostawić wejścia do kościoła i plac przykościelny ,który do tej pory otacza zabytkowe ogrodzenia.
   Do Ratowa prowadzą 4 drogi: -od strony Luszewa, Bielaw Złotowskich, Radzanowa oraz skrzyżowania/koło Drzazgi/skąd zdążali ludzie ze Zgliczyna Pobodzego, Glinek oraz Zgliczyna Witowego/to najbliższe miejscowości/
  Na wszystkich tych drogach dojazdowych stało w dniu odpustu masa konnych zaprzęgów. Należy nadmienić, że drogi ówczesne były piaszczystymi gościńcami. Pamiętam też, że piesi pielgrzymi maszerowali na odpust pieszo z butami w rękach. Po dojściu do Mławki obmywali nogi i wkładali buty i udawali się do kościoła. Pamiętam jak ze ŚP mamą szliśmy na odpust, już w niedalekiej odległości za krzyżówkami stały już konne zaprzęgi po obydwu stronach drogi. Tak samo było na wszystkich drogach prowadzących do Ratowa.
Zbliżając się do kościoła i trzymając się ręki mamy słyszałem rozmaite odgłosy jarmarcznych zabawek, takich jak organki piszące baloniki, fujarki itp. Widać było także dzieci z drewnianymi motylami na kółkach, jojami na gumkach/ z trociną w środku/,blaszanymi zegarkami na rękach .Ja z mamą  podążałem do kościoła, gdzie trudno było się dostać z powodu wielkiego tłoku. Po sporym wysiłku dostaliśmy się do środka i od razu rzuciło mi się w oczy i mam obraz do tej pory w pamięci obchodzących na kolanach pątników ołtarz z umieszczonym nad nim obrazem. Po nabożeństwie odpustowym wyszliśmy  na plac ze straganami .Zawsze dostawałem parę złotych od rodziców z tej jakże oczekiwanej okazji. Oprócz kramów z zabawkami oraz słodyczami i napojami gdzie były także obwarzanki na sznurkach, które ja kupowałem, były różne loterie, jadłodajnie na wolnym powietrzu. Bywało, że były nawet 3 karuzela ale przeważnie były dwie. Były one poruszane i kręciły się dzięki chłopcom ,którzy ustawieni między drewnianymi grubymi żerdziami ,pchali je wprawiając w ruch obrotowy mechanizm napędzający do którego były umocowane siedziska na łańcuchach. Potem ten mechanizm był już  napędzany spalinowym silnikiem. Cały plac począwszy od kościoła aż po czworaki był zajęty przez kramarzy oraz pielgrzymów. Dzieci musiały się trzymać rodziców aby się nie zgubić ze względu na wielką ciżbę ludzką.
  Odpusty ku czci św. Antoniego były w tamtym okresie do spotkań rodzinnych ,bowiem pątnicy z odległych miejscowości przyjeżdżali wcześniej i zatrzymywali się u mieszkających bliżej Ratowa. Pamiętam, ze do nas także przyjeżdżała rodzina ze Szczepkowa, Gostynina, Krajkowa, Łodzi, Bartoszyc . Pamiętam też taki epizod odpustowy, gdy mój brat stryjeczny z Gostynina młodszy ode mnie 2 lata w żaden sposób nie chciał iść ze swoim tatą, z e mną i bratem do kościoła, tylko koniecznie na kramy. Płakał rzewnymi łzami z tego powodu. Jego ojciec jednak nie ustąpił. Powiedział, że najpierw do kościoła , a później na kramy .Ja tę zasadę już znałem wcześniej i musiałem jej przestrzegać . On się przeciwko temu buntował. Teraz jest profesorem matematyki stosowanej i wykłada na uniwersytecie w Nancy/Francja/ oraz pisze książki. W ubiegłym roku w Rio de Janeiro w Brazylii obchodził swoje 65 urodziny ,w których brało udział ponad 20-tu profesorów tej królowej nauk ze wszystkich kontynentów.
   Gdy zacząłem się uczyć w Liceum Pedagogicznym  w Mławie, nie brałem już udziału w odpustach czerwcowych, gdyż odbywały się one w dzień powszedni a jeszcze była nauka .Ostatni raz na odpuście ku czci św. Antoniego byłem z rodziną z Bartoszyc w r 1969. Bowiem tu zacząłem pracę i zamieszkałem.
  Odpusty czci Matki Bożej Anielskiej-2.08były o wiele skromniejsze i nie brało w nich udział tak wielu pielgrzymów. Było tylko kilka kramów naprzeciw bramy głównej i bocznej. Brali udział w tych odpustach przeważnie mieszkańcy Ratowa i blisko położonych miejscowości. W tych opustach brałem udział także podczas nauki w liceum ,gdyż odbywały się w czasie wakacji.
   Pamiętam odpust sierpniowy  w r.1955,kiedy był budowany drewniany most na Wkrze koło Drzazgi. Pracowali przy jego budowie robotnicy a ja z mamą po prowizorycznym przejściu z desek szliśmy do Ratowa .Z Powrotem też wracaliśmy taką samą drogą, gdyż było najbliżej.
   Teraz po wielu latach odpusty antonińskie mają całkowicie inny obraz i nie bierze w nich udział tak wielu
Pielgrzymów jak w tamtych czasach. Obecny rektor sanktuarium ks. Bogdan Pawłowski stara się przywrócić dawny kult ku czci św. Antoniego. Widzę to, kiedy wchodzę na stronę sanktuarium. Życzę mu Bożego błogosławieństwa i wielu łask Bożych w tej pięknej sprawie przywrócenia dawnego kultu ku czci tak wielkiego świętego.

Budowa ,,tamy” na Wkrze.

Budowa ,,tamy” na Wkrze.

autor : Tadeusz Sokołowski

      Już po skończonych pracach przy prostowaniu koryta rzeki przystąpiono do budowy zapory przy ujściu rzeki  Mławki do Wkry .a właściwie za ujściem idąc z  kierunkiem  nurtu rzeki. Jej celem miało być spiętrzanie wody w tym czasie kiedy jej poziom znacznie się obniżał podczas letnich upałów. Trzeba zauważyć, że po regulacji nie było już tyle meandrów i woda zaczęła płynąć  o wiele bardziej wartkim nurtem . Rzeka stała się o wiele płytsza i nie taka zasobna w ryby jak przed tą na te czasy dość poważną inwestycją. Pozostały , niektóre odcinki dawnej rzeki odcięte od nurtu i jako starorzecza. Miały tylko wodę stojącą.
    Te prace przy budowie jazu trwały także długo ale przyniosły na pewno zamierzony rezultat podobnie jak prostowanie koryta i osuszenie łąk i pastwisk co umożliwiło rolnikom zbiór siana oraz swobodny wypas bydła.
    Po oddaniu do użytku tamy zaczęto spiętrzać wodę, kiedy zachodziła taka potrzeba , a podnosić zastawki i puszczać nurt swobodnie kiedy poziom wody był wyższy. Kiedy jeździłem w swoje rodzinne strony i chciałem się wykąpać w tej ukochanej rzece w której to nauczyłem się pływać czasami udało mi się trafić na spiętrzenie wody na tamie i głębszą wodę do pływania. Pragnę jeszcze dodać , że podczas spiętrzania woda napływała w rowy oraz przepusty, co spowodowało nawodnienie położonych nad rzeką terenów. Dla mieszkańców Ratowa, chcących się udać na radzanowski cmentarz lub do sklepów po zakupy zapora na Wkrze znacznie skróciła drogę. Mogli oni przechodzić swobodnie przez betonowy pomost z zastawkami, który zaczął pełnić rolę kładki. Przedtem do Radzanowa można było dostać się dwoma drogami albo przez Drzazgę i Wygodę/mój dom rodzinny/albo przez Radzanówek. Teraz w okresie wzmożonego ruchu kołowego tama pełni tylko rolę utrzymania właściwego poziomu wody. Szkoda, że brak jest ścieżki rowerowej wiodącej przez tamę do klasztoru w Ratowie. Był by to ciekawy fragment szlaku turystycznego.

Most na Drzazdze .

   Jak budowano drewniany most na Wkrze koło Drzazgi w roku 1955  – wspomnienia napisane przez Tadeusza Sokołowskiego .

   Miałem wtedy skończone 7 lat i chodziłem do 4-klasowej szkoły o klasach łączonych w Zgliczynie Witowym,którą prowadziła ŚP Kazimiera  Kołodziejska.Był okres Wielkiego Postu i co piątek chodziłem na Drogę Krzyżową do kościoła w Radzanowie.Był to czas roztopów i droga do kościoła była mokra i grząska.Myślę,że był to misiąc marzec.Przebywając ten odcinek drogi pieszo mijałem kilka zaprzęgów konnych,które na gumowych kołach – u nas wtedy nie spotykanych albo bardzo rzadko- ciągnęły bardzo grube i długie kloce sosnowe w stronę naszego domu na Wygodzie.Musiałem je wyminąć i podążyć do kościoła aby dojść na czas i wziąć udział w nabożeństwie,choć bardzo mnie ciekawił ten transport.Wracająć z powrotem znowu spotkałem te wozy z klocami tylko już bliżej mojego domu.Wtedy już nie musiałem się spieszyć i mogłem dokładnie się przyjrzeć jak przebiega przewożenie tych pni.Ponieważ w tym okresie był gościniec bardzo rozmokły,koła grzęzły w błocie i do jednego wozu przekładano konie z innego,  a nawet z dwóch wozów i przewożono tak kawałek po kawałku , aż do mojego rodzinnego domu .  Stamtąd w kierunku drewnianego mostu na Wkrze koło Drzazgi.Przed mostem wjechali oni na nasze pastwisko po prawej stronie drogi  i tam wyładowali kloce .Nikt nie pytał się o pozwolenie.

     Później dowiedziałem się,że byli to tzw.frakciarze z Raciąża,którzy parali się tym rodzajem transportu.Drewno zaś pochodziło z lasu w okolicach Koziebrod.Mieli oni wspaniałe pociągowe konie o tej samej maści w każdym zaprzęgu. Bardzo mi się podobały.Nawet orczyki przy tych wozach mieli stalowe,czego u nas się nie widziało.W naszej okolicy były tylko drewniane orczyki.
   Gdy kończył się okres Wielkiego Postu już sporo pni leżało na naszym pastwisku koło starego mostu.Rzeka obniżyła swój poziom po roztopach i pastwisko też znacznie obeschło.Gdzieś tak w połowie kwietnia rozpoczęły się prace przy rozbiórce starego mostu i obróbce tych potężnych pni przeznaczonych na nowy most.Muszę tutaj dodać,że było to drewno żywiczne przy jego obróbce unosił się wspaniały zapach.Należy nadmienić,że większość prac była wykonywana ręcznie przy pomocy prostych narzędzi,takich jak siekiery,piły,ośniki, strugi itp.

    Widocznie plan prac był taki aby przed nastaniem zimy je zakończyć.Stary most zaczęto rozbierać od góry.Tam prace przebiegały dość szybko.Poręcze,górny pomost oraz dźwigary/grube belki biegnące w poprzek rzeki/ nie nastręczały wiele trudności.Gorzej było z palami wbitymi w dno rzeki.Do tego używano grubych łańcuchów i lin oraz dźwigni z korbami i pal po palu wyciągano.Każdą korbę przy dźwigni kręciło kilku ludzi.W międzyczasie ekipa ciesielska już obrabiała grube pnie przeznaczone na nowe pale,dźwigary,belki,itp.Deski potem przywożono z tartaku.Pracami ciesielskimi kierował p.Benke,który codziennie dojeżdżał z Raciąża,  a kierownikiem budowy był p.Krzemiński.Pracownikami byli mieszkańcy okolicznych wiosek,dla których była to okazja zarobku przez te kilka miesięcy.Dojeżdżali ludzie przeważnie rowerami z Glinek, Zgliczyna Pobodzego, Ratowa,Gradzanowa Kościelnego.Pamiętam nawet ich nazwiska.Z Glinek bracia Skowyrscy, Kowalski, ze Sławęcina p.Kosek,z Gradzanowa,p.Schodek i Śledzianowski.Prace posuwały się powoli.Było coraz cieplej i starano się ten czas wykorzystać maksymalnie aby zdążyć  z ich ukończeniem jak najszybciej.Ja po 20-tym czerwca rozpocząłem wakacje i mogłem więcej czasu poświęcić na przyglądaniu się tej budowie jak nie musiałem pomagać przy czymś w domu albo w zagrodzie.Pamiętam,że ŚP mama nie bardzo była zadowolona z
mojego tam chodzenia, gdyż robotnicy tam pracujący używali bardzo często słów niecenzuralnych.
    Bardzo wolno przebiegało wbijanie pali przy pomocy kafara.Odbywało się ono tak,że za pomocą grubej liny wciągano na znaczną wysokość duży ciężar stalowy w formie prostopadłościanu/może był zalany betonem/nazywano ten ciężar babą i za pomocą specjalnego zaczepu spuszczano go w dół.Baba ta wbijała kawałek po kawałku pal,który miał zaostrzony koniec i nałożony na niego żelazny ochraniacz wykuty przez kowala.Ochraniacz w kształcie obręczy miał pal u góry,  aby baba uderzając w pień nie rozrywała go.Babę do góry wciągało 4 ludzi po 2 z przy każdej korbie.Do góry i potem spadając w dół baba przesuwała się w specjalnych kanałach,które znajdowały się w dwóch drewnianych słupach.Inaczej mogłaby spaść do głębokiej

wody/ok5m/.I tak kawałek po kawałku,dzień po dniu prace posuwały się do przodu.Muszę dodać,że dla pieszych było prowizoryczne przejście z desek starego mostu.Ja na takiej szerokiej i grubej desce,stając na jej końcu i odpychając się grubym kijem pływałem sobie przy brzegu na płytkiej wodzie.Nie podobało się to p.Krzemińskiemu i po interwencji u mamy,musiałem tego zaprzestać.Kiedyś przechodząc po deskach gdy wracałem od p.Żochowskich do domu,wpadłem do wody,razem z deską/było to w niedzielę/gdyż stanąłem na jej końcu anie była przybita.Na szczęście było to przy brzegu,woda była płytka, ale wyjście obudowane deskami,  a dalej woda coraz głębsza.Zacząłem głośno krzyczeć.Wyciągnął mnie z tej płytkiej wody p.Stefan Żochowski z Drzazgi,który usłyszał moje wołanie.Jakbym wpadł do głębokiej wody już może by nie było tych wspomnień.Wtedy jeszcze nie umiałem pływać.
   Wakacje tego roku szybko zleciały jak zazwyczaj.We wrześniu zacząłem chodzić do kl.II do Radzanowa, a nowy most zaczął już przybierać określony  wcześniej kształt.Był masywniejszy od poprzedniego.W dno rzeki było wbite więcej pali.Dźwigary poprzeczne miał podwójne oraz grube bale na dźwigarach.Muszę dodać ,że pale oraz wszystkie pozostałe elementy mostu zostały zagruntowane czarnym środkiem zwanym wtedy Karbolineum,który bardzo cuchnął , a miał zabezpieczyć most przed szkodnikami drewna i jego rozkładem pod wpływem wody i warunków atmosferycznych.Nie pamiętam dokładnie kiedy,  ale myślę,że w październiku tego roku most został oddany do użytku.Na Wszystkich Świętych już ludzie furmankami jechali po nowym
moście.Nie było uroczystego przecinania wstęgi jak to bywa teraz.Zbudowano także trzy izbice/lodołamy/ z lewej strony mostu idąc w kierunku Drzazgi ,aby go zabezpieczyć przed ewentualnym zatorem z kry podczas roztopów.Przy pierwszej izbicy od strony Drzazgi zamontowano szeroką list z miarą do odczytywania stanu wody.
        Nowy most przetrwał niecałe 13 lat.Z powodu natężenia ruchu kołowego w r.1968 rozpoczęto budowę mostu betonowego,którego budowa już wyglądała inaczej ze względu na znaczny postęp techniczny.Oddano go także do użytku przed nastaniem zimy.Jego głównym wykonawcą był mąż mojej koleżanki klasowej z Liceum Pedagogicznego  w Mławie-Wojtek Chełstowski,z którym spotykałem się przy okazji spotkań klasowych.Była to jego pierwsza budowa po ukończeniu studiów.  Drugą jego budową  był most na Mławce koło Ratowa.
      Nie ma już tych drewnianych mostów ani na Wkrze ani na Mławce i nie na pewno tych ludzi,którzy je budowali ,ale pozostały wspomnienia,które niech staną się skromnym przyczynkiem do upublicznienia najnowszej historii tej ziemi,z której wywodzą się moje korzenie i która jest mi bardzo bliska.

                                                                               autor :  Tadeusz Sokołowski,

                                                                                         były mieszkaniec Wygody

 

  Ps.      Pragnę jeszcze dodać do tego wspomnienia ,że ten drewniany most,który stał prawie niecałe 13 lat był też miejscem spotkań towarzyskich młodzieży z okolicznych wiosek.Śmiałkowie skakali z poręczy mostu na główkę i na bombę,mniej odważni skakali z niższych elementów oczywiście jeszcze przed regulacją,gdy przy moście stan wody wynosił ok.5m.Po regulacji rzeki już nie było takich możliwości do skakania.

Słowo Pana Tadeusza o regulacji rzeki.

    Pragnę uzupełnić swoją wcześniejszą i krótką wypowiedź oraz odnieść się do wypowiedzi mojego młodszego kolegi Waldka na temat regulacji rzeki Wkry w latach pięćdziesiątych ub wieku.Jeżeli autor i twórca bloga będzie uważał ten komentarz za interesujący,może go opublikować na forum.
Na początku pragnę sprostować kierunek regulacji jaki podaje Waldek/choć nie jest pewien do końca/przebiegał on w górę rzeki ,a nie w dół/w kierunku Bieżunia/Choć inspiratorem tej regulacji i jej gorącym zwolennikiem był poseł z Bieżunia i zarazem dyr.LO i poeta-Gołębiewski Stefan. Już po dużym odcinku prac ,czy nawet po jej ukończeniu odbyło się w remizie OSP w Radzanowie spotkanie z posłem Gołębiewskim, podczas, którego mój ŚP ojciec Feliks Sokołowski , dziękował Panu posłowi za tak wielkie na owe czasy przedsięwzięcie i bardzo pożyteczne dla rolników okolicznych wiosek,którym rzeka nieuregulowana zalewała ciągle łąki i pastwiska.Szczególnie podczas wiosennych roztopów, a także po skoszeniu trawy na łąkach była ciągle walka z wodnym żywiołem.
Znam dobrze ten problem,gdyż nad tą rzeką się urodziłem i wzrastałem.Mój dom rodzinny,który jeszcze stoi/ma już ponad 90 lat/ znajduje się tylko 150m od Wkry/,  a pastwiska oddzielają go od rzeki.”Jest taki dom nad rzeką,zanim pole i las”/Czesław Niemen/Łąka położona między Zgliczynem Witowym , a Zgliczynem Pobodzym ,należąca do moich rodziców miała powierzchnię 14 mórg/jedna morga-56 arów/czyli niecałe 8ha i nazywana była kociołkiem,  ze względu że dokoła oblewała ją rzeka.Trudno było do niej dotrzeć,  a jeszcze trudniej skosić i potem zebrać wysuszone siano.
Bardzo często się zdarzało podczas mojego dzieciństwa,że rodzice mówili,że łąka popłynęła/tzn.albo nie można było skosić trawy albo po skoszeniu zalewała rzeka.
Co do Hydry o której kol.Waldek sporo napisał,to przywożona w elementach i montowana bardzo blisko od mojego domu/ok.200m/ przy paśniku p.Jasińskiego.którego pole i łąka graniczyła z naszymi.Ja tam bardzo często biegałem i przyglądałem się pracy tych monterów,gdyż trwało to sporo czasu to składanie tej pogłębiarki.ŚP ojciec zachodził do spawaczy z uszkodzonymi narzędziami,  aby palnikiem acetylenowo-tlenowym przywracali sprawność tym urządzeniom.
Mniejsza pogłębiarka , o której wspomina kol.Waldek miała piękny pomarańczowy kolor i o wiele więcej pracowała przy korycie rzeki jak Hydra.Pomarańczowy kolor miały też kabiny angielskich koparek marki Prietsman, których było dwie i kopały one nowe koryto,bowiem rzekę prostowano.Poruszały się bardzo wolno na gąsienicach ale były bardzo wydajne w pracy.Przy naszym domu wyładowywano części składowe tych koparek przywożone takimi wielkimi ciężarówkami/nazywane były uciągami/ i po zmontowaniu udawały się do celu swojego przeznaczenia.
Biuro,gdzie pracował księgowy i kierownik prowadzący te prace znajdowało się w Drzazdze/położona nad samą rzeką/ u p.Żochowskich.Drzazgę zamieszkiwało i nadal zamieszkuje 4 rolników.Ja tam biegałem do p.Żochowskich,gdyż ich dzieci byli moimi kolegami.
Po wypłacie pracownikom za przepracowany miesiąc od razu zbierali się oni w różnych miejscach i popijali z tej okazji.Tak to pamiętam.Tylko po uregulowaniu rzeki, nie było już w niej tyle ryb co przed tym doniosłym na te czasy przedsięwzięciem i była o wiele płytsza woda ale za to szybszy prąd wody.Przed rozpoczęciem tych prac woda w rzece przy moście na Drzazdze była głęboka na 5m ,a potem tylko ok.1m a podczas upał i suszy jeszcze płytsza.Jeżeli te moje  dawne wiadomości o pracach przy rzece kogoś zaciekawią,to bardzo się ucieszę.Pozdrawiam  wszystkich moich dawnych i obecnych ziomali i autora i prowadzącego bloga.

 

Autor Tadeusz Sokołowski pochodzący z Wygody.