Radzanów i okolica na starej fotografii cz. 5

Radzanów i okolica na starej fotografii cz. 5

   Zdjęcia związane ze szkołą, to w każdym z albumów stała pozycja. Przywołują wspomnienia z tamtych lat o kolegach i koleżankach ze szkolnej ławy, czy też o  wydarzeniach jakich byliśmy uczestnikami, które współtworzyliśmy. Wycieczki szkolne to także obszar wielu retrospekcji utrwalonych w tamtym okresie.

Młodzież ze Szkoły Podstawowej w Radzanowie z opiekunami na wycieczce – Malbork – początek lat 70 XX w.

Przed wejściem do  budynku szkoły – Radzanów

Może kogoś rozpoznajecie? Jesli tak to proszę o wpis w komentarzu.

Radzanów na łamach Tygodnika Ciechanowskiego 1987 rok.

Tygodnik Ciechanowski 1987, nr.40, str. 1,6

 

Ten szalony zapach

 

   Uderza od razu przy portierni, po wyjściu z samochodu. I czuje się go wszędzie w promieniu kilkuset metrów. Za ten smród pracownicy otrzymują dodatek w wysokości 9 zł za godzinę…

Z daleka zakład wygląda przyzwoicie. Jest to okazały duży gmach, kryty czerwoną dachówką. Położony na niewielkim wzgórzu, wśród zieleni drzew, na peryferiach Radzanowa.

Jednak portiernia, przy której witają nas psy, wygląda już gorzej. Psów jest chyba kilkanaście, przeważnie czarne, różnej wielkości. Są łagodne, dobrze odżywione, o lśniącej sierści. Robi mi się nieswojo. Gromada czarnych psów i ten odór. Jak u bram piekieł. Ale wchodzimy dalej… Czytam: Rejonowe Przedsiębiorstwo Przetwórcze Przemysłu Paszowego „BACUTIL” w Wyszkowie, Zakład Utylizacyjny w Radzanowie.

 

Mączka i tłuszcz

– Chętnie pokażemy, co robimy i w jakich warunkach – mówi magazynier L.S. – Dziś mamy święto, bo mało surowca.

Wchodzimy na górę. W dużej, wysokiej hali z powybijanymi oknami leży padlina. Trudno rozróżnić co to jest, na wierzchu widzę kilka prosiąt. Fetor straszny! Zatyka nos, choć pracownicy mówią, że dziś to nie śmierdzi… Jeden z nich rąbie toporem to cuchnące mięso, drugi ładuje je na taczkę i odwozi pod otwór destruktora. Po podłodze i mięsie pełzają białe robaki…

– Chodźmy jeszcze na dół – zachęca L.S. – Tam jest przyjemniej.

Rzeczywiście tu zapach jakby mniejszy. A może ja już nie czuję? Z dwóch dużych zbiorników tzw. destruktorów  pracownik Tadeusz O. wybiera substancję przypominającą brązową torfową ziemię, jaką kupuje się do doniczek w sklepie ogrodniczym. Tyle tylko, że bieleją w niej kości…

– W dwóch destruktorach, które napełniane są na górze, mieści się po 1500 kg mięsa – mówi pracownik. – Zachodzi w nich proces technologiczny polegający na sterylizacji (temp. ok. 130C, ciśnienie 3 Atm.) i wytworzeniu mączki z tłuszczem o brązowym kolorze. Trwa to 5 godzin.

Aby oddzielić później tłuszcz od mączki, przepuszcza się ją przez prasę, z której wychodzą twarde brązowe krążki – tzw. „kuchy”. Jeden z pracowników miele je w młynku na sypką mączkę. Produkt jest już gotowy, a cały proces niby nieskomplikowany. W ten sposób otrzymuje się cenną mączkę mięso-kostną, o zawartości 56-58% białka, stanowiącą ważny komponent mieszanek treściwych dla zwierząt. Oddzielony tłuszcz sprzedaje się do Zakładów Kosmetycznych „Pollena” (używa się go do produkcji pomadek do ust) lub eksportuje do krajów kapitalistycznych. Z 1 kg mięsa otrzymuje się 34–35% mączki z tłuszczem. Można ją produkować też z jaj. Cykl produkcji jest wtedy krótszy (3,5 godz.), a proszek służy jako komponent mieszanek dla drobiu.

Surowiec ze zbiornic

„Bacutil” w Radzanowie pracuje od 1957 roku. Organizacyjnie podlega bezpośrednio pod przedsiębiorstwo w Wyszkowie, które obejmuje 6 podobnych zakładów i dwie wytwórnie pełnych mieszanek (Iłowo i Wyszków). Przedsiębiorstwo działa na terenie kilku województw płn.-wsch. Polski. Radzanowski zakład dysponuje 20 zbiornicami surowca. Obsługuje teren województwa ciechanowskiego i ostrołęckiego. Surowiec, tzn. wszelka padlina, odpady z zakładów mięsnych, jaja, dowożony jest własnym specjalistycznym transportem. Cztery odpowiednio przystosowane „Stary” odbierają surowiec z każdego punktu skupu dwa razy w tygodniu:

– Zbiornice nie zawsze są geograficznie właściwie rozmieszczone – mówi kierownik zakładu C.S. Na przykład: w pobliżu Ciechanowa jest ich bardzo dużo, a w okolicach Lidzbarka i Rybna rolnicy muszą wozić zwierzęta, które padły, na odległość 30 km. Podobnie jest z nami. Obsługujemy Kurpie, jeżdżąc 120 km, a pobliski rejon Drobina i Zawidza jest oddalony od nas o 20–30 km, przydzielony jest do zakładów w Bydgoszczy. Im większe odległości, tym mięso bardziej się psuje i rosną koszty transportu.

Zbiornice surowca są własnością urzędów gmin. Zakład utylizacyjny wydzierżawia je płacąc 40–60 zł za 1 m2 miesięcznie.  Stan ich jest różny. Utrzymanie zbiornic i konserwacja jest obowiązkiem gminy. W województwie ciechanowskim w najlepszym stanie są zbiornice w Uniszkach i Grudusku.

 

Niezbędne są remonty

Kiedyś zakład systematycznie remontowano i wymieniano urządzenia. Na dwa miesiące przerywano produkcję, przyjeżdżała specjalna ekipa, która zajmowała się renowacją. A dziś? Od 14 lat o radzanowskim „Bacutilu” jakby zapomniano. Powybijane, stare okna świecą z daleka. Wszędzie, nawet w biurze odpadają farby i tynki. Zużyte są urządzenia i posadzki. Kiepsko działa sieć elektryczna i oczyszczalnia ścieków.

– Pracujemy przy maszynach, które powinny być już dawno wyrzucone – mówi najstarszy pracownik zatrudniony w zakładzie od 17 marca 1957 roku, T.O. – Kleimy wszystko, łatamy, ale jak długo to może być?

Remont połączony z modernizacją ma być przeprowadzony do 1990 roku. Jednak znalezienie odpowiedniego wykonawcy stanowi nie lada problem. Nikt nie chce pracować dzisiaj w cuchnącym zakładzie. Przyjechali kiedyś fachowcy z firmy „Miriada” z Poznania, by remontować oczyszczalnie ścieków. Wzięli tylko pieniądze a nie naprawili prawie nic.

– Część remontów moglibyśmy wykonać własnymi siłami – mówi kierownik C.S. – Ale nie wolno. Można zapłacić nieraz pięciokrotnie więcej obcym firmom, a swoi pracownicy nie mogą zarobić. Jest to nieporozumienie, bo nasi są przyzwyczajeni do tego zapachu i znają zakład na wylot. Zresztą są wśród nich i spawacze, i budowlańcy.

Jeśli modernizacja i remonty nie przeprowadzone, nie ma perspektyw pracy w tym zakładzie. Przez 30 lat nic się nie zmieniło. Jak wtedy tnie się surowiec toporem i jak wtedy większość prac wykonuje ręcznie. I szczury grasują tak samo, i białe larwy trzaskają pod butami.

Płace i choroby

– Czy pani wie, że przedsiębiorstwo nasze osiąga rocznie 300 milionów złotych zysku? – pytają rozgoryczeni pracownicy. – A my, nie dość, że pracujemy w tym fetorze, przy średniowiecznym usprzętowieniu, to i za śmierdzące grosze.

Średnia pensja w zakładzie za ostatnie 8 miesięcy tego roku wynosiła 22 210 złotych. Pracuje tu obecnie 25 pracowników. Przerostu administracji nie ma, bo na stanowiskach nierobotniczych zatrudnione są tylko 3 osoby: kierownik, księgowa i magazynier. Załoga ciągle się kurczy. Pracują głównie starzy pracownicy, którzy zatrudnili się na początku istnienia zakładu. Średnia wieku wynosi 55 lat, a napływu nowych pracowników nie ma.

– Mamy w tej chwili 26 emerytów – mówi jedyna zatrudniona (poza sprzątaczką) kobieta, księgowa A.J., pracująca tu od 1966 roku. – Na normalną emeryturę odeszło tylko 2 pracowników, pozostałych 24 odeszło wcześniej ze względu na choroby. Wcześniejszą emeryturę otrzymują najczęściej w wieku 38-44 lat.

Chorują głównie na choroby przewodu pokarmowego, były też dwa przypadki brucelozy. Czasami sami lekarze nie wiedzą co to za schorzenie, łatwo tu o wszelkie zakażenia. Nawet drobna ranka grozi infekcją i niewiadomym skutkiem. Pracownicy przechodzą coroczne badania kontrolne u miejscowego lekarza, a ci którzy zatrudnieni są bezpośrednio przy surowcu, są co 3 lata badani na choroby odzwierzęce.

– Uważam, że płace pracowników zakładów utylizacyjnych powinny kształtować się podobnie jak w fabrykach ołowiu czy azbestu – twierdzi kierownik.  – Jedyną motywacją do pracy w tym smrodzie mogą być wysokie pensje. Inaczej trzeba będzie za 2-3 lata zamknąć zakład na klucz.

 

Rozliczani są z planu

A plany produkcyjne są ambitne. Ustalane są przez przedsiębiorstwo  na każdy rok. Tylko jak zaplanować, ile sztuk zwierząt padnie? Chcieliby produkować mączki jak najwięcej, najlepiej na trzy zmiany, bo pracę mają zakordowaną. Lecz coraz częściej brakuje surowca. Zakłady mięsne ostatnio same zagospodarowują swoje odpady, a służba weterynaryjna przecież w Polsce istnieje. Rolnicy cieszą się, jeśli mniej zwierząt padnie. Kiedyś produkowali rocznie 650 ton mączki , a aktualnie 440 ton. Jeśli nadal nie wyprodukują zaplanowanej ilości, mają niższe premie. Rozliczani są więc nie z wydajności, a z planu. A produkują mączkę najtaniej w przedsiębiorstwie. Koszt produkcji jednej tony wynosi w Radzanowie 69 000 zł , a w przedsiębiorstwie ok. 78 000 zł.

– Nie pójdziemy przecież  komuś zabijać świń – denerwuje się konserwator St.D. – Nie możemy wyprodukować tyle, ile chcemy, bo jesteśmy uzależnieni od surowca. A w ogóle to powinniśmy podlegać pod inny , nie rolniczy resort. – Kierownik nasz też mógłby mieć większą samodzielność – dorzuca magazynier. – Nawet najdrobniejszy rachunek na 3 000 zł musi załatwiać w Wyszkowie. Śmierdzące miejsce …

Specyficzna woń

Zapachem przesiąknięci są już na wylot. Sami już go nie czują, za to czują ich w domu. Nie pomaga kąpiel , zmiana ubrania. W kościele lub w kolejce,  wśród pracowników ,,Baculilu” robi się luźno…

– Jeśli któryś z nich ma wesele lub chrzciny w rodzinie, bierze trzy dni urlopu, by się wywietrzyć – mówi kierownik. – Wystarczy jednak, że się trochę spoci, a ten szalony zapach wychodzi. Nasączone jest nim całe ciało.

Jednak taka produkcja też musi istnieć. Podobnych zakładów jest w Polsce ponad 60. Pasz treściwych brakuje, a robimy coś z niczego – jak sami mówią o swojej pracy. 1 tona wyprodukowanej przez nich mączki kosztuje 113 000 złotych (gdyby mogli sprzedać).

Przedsiębiorstwo oprócz 22 000 złotych miesięcznie oferuje im szerokie świadczenia socjalne: mogą wyjeżdżać do ośrodka wczasowego w Planicy-Zdroju, otrzymują 70 zł dziennie na wyroby mięsne, mleko, środki myjące, ręczniki. Lecz czy to wystarczy