Powojenny Radzanów . Kronika parafii cz. 35.

        Powojenny Radzanów . Kronika parafii cz. 35.

   Ks. Praszyński następnego dnia udał się do  Płocka chcąc obadać, jakie będą dalsze posunięcia Kurii. Przywiózł mi nominacje na plebana i dziekana do Rypina. Byłem w Rypinie nie podobała mi się ta placówka – licha plebania , brak budynków i właściwego podwórza, brak ogrodu, nadto warunki doby wojennej na terenie Rypina istniejące, wcale mnie nie pociągały. Z drugiej strony , widząc i doznający tyle serdeczności ze strony swych parafian, postanowiłem pozostać w Radzanowie. Ku wielkiemu niezadowoleniu Kurii , ale ku zadowoleniu swemu, pozostałem na dotychczasowej placówce. Ks. Praszyński bardzo niezadowolony z takiego obrotu sprawy, przeszedł na stanowisko proboszcza do Bonisławia , dekanatu płockiego.  Rozpocząłem prace w parafii. Nie mogła ona być intensywna, bo choroba przeszkadzała moim zamierzeniom. Wyjazdy do lekarzy , przymusowy wypoczynek, z racji choroby serca, wiele przeszkadzało w realizacji projektów. Nadto i ta serdeczność parafian i to powitanie tak gorące, okazały się przysłowiowym ogniem słomianym. Kościół przepełniony w chwili mego przyjazdu, powoli stawał się bardziej pustym, nie pomogły prośby, nawoływania i łajania, parafianie radzanowscy zaczynają odzwyczajać się od uczęszczania do kościoła, od przyjmowania sakramentów świętych! Dziwna scena! Gdy wróg nie pozwalał przychodzić do kościoła, płacono mandaty karne, jednakowoż na nabożeństwa uczęszczano – teraz mandatów karnych nie płaca należałoby okazać wdzięczność P. Bogu., kościoły nasze świecą pustkami. Teraz należało by karać mandatami tych co do kościoła nie przychodzą. Smutne to, ale niestety prawdziwe. Parafianie pragnęli upamiętnić chwilę wyzwolenia spod przemocy hitlerowskiej, wystawili piękna figurę na cmentarzu przykościelnym. Osoba P. Jezusa dźwigającego krzyż była przeznaczona na pomnik dla księży spoczywających na miejscowym cmentarzu, dostosowałem się jednakowoż do życzenia parafian. Kamień sam piękny stał dawniej na rynku naszej osady , przeznaczony  w czasie pierwszej wojny dla Hindenburga, za czasów polskich stał się pomnikiem dla Marszałka Piłsudskiego , znów w czasie wojny rozebrany przez Niemców, po ich odejściu, za zezwoleniem zarządu gminnego, przeznaczony na figurę. Na bloku kamiennym wyryto rok rozpoczęcia wojny z Niemcami , rok opuszczenia Polski przez Niemców, a jeszcze jest miejsce na trzecia datę.

Ps. Data odzyskania wolności z pod okupacji sowieckiej niestety do dziś nie została wyryta.

Ostatni z ,,Hydry”. Regulacja Wkry.

Ostatni z ,,Hydry”. Regulacja Wkry.

 

Od kilku tygodni w ,,Kurierze Żuromińskim” Jerzy Piotrowski z bieżuńskiego muzeum publikuje serię dotyczącą regulacji dokonanej na przestrzeni lat 50 tych i 60  tych XX wieku naszej Wkry. Opisuję kolejne etapy przeprowadzanych prac melioracyjnych .   

     Również mieszkańcy Radzanowa pracowali przy tej inwestycji na naszym odcinku . Byli  nimi: główny operator Leszek Bieniewicz, Franciszek Karpiński , Franciszek Chrzanowski, Franciszek Bieniewicz. Pracowali na koparce pływającej,, Hydra”. Po zakończonych pracach Hydry do dzieła przystępowały koparki linowe i pracownicy z łopatami. Rzeka była faszynowana i zabezpieczana przed wyrwami czynionymi przez nurt rzeki. Dzięki pracom w okolicy spora rzesz ludności znalazła zatrudnienie i miała możliwość zrobieni uprawnień na sprzęt ciężki.

Sama koparka pływająca ,, Hydra ” zakończyła swój żywot niedaleko mostu w Radzanowie, gdzie jej relikty znikały stopniowo na przełomie lat 70 tych i 80 tych ubiegłego wieku.

10

12

Na fotografiach fragmenty koparki pływającej ,,Hydra”.

Ps. Dziś tj. 23 grudnia2014 r. zmarł  ostatni z pracujących na Hydrze , mój stryj Franciszek Chrzanowski.

Stara Bożnica i jej opis z 1858 r.

    Stara Bożnica

 

 W archiwach jak i również w prywatnych kolekcjach znajduję się wiele ciekawych dla historii Radzanowa dokumentów świadczących o dawnej świetności naszej miejscowości. Jak już pisałem od drugiej połowy XVIII wieku Żydzi dołożyli istotny wkład w funkcjonowanie osady. Dziś znana i zaniedbana Synagoga znajduje się częściowo na miejscu wcześniejszej drewnianej , która spłonęła. Jednak w źródłach zostały jej opisy , dzięki czemu możemy w jakimś stopniu zobaczy ten stary Radzanów. Poniżej opis Bożnicy z 1858 roku : 

 

Rząd Gubernialny

Płocki

Do Komisji Spraw

Wewnętrznych i Duchowych

 

M. Płock

Dnia 28/9 marca/kwietnia 1858 r.                             

Raport

 

Przedstawia protokół rewizji  Bożnic

W Powiecie Mławskim

Na reskrypt z dnia 20/2 listopada/ grudnia 1856r.Nr. 7893

Z Wydziału Wyznań

Referent Krokowski Assesor

W skutek reskryptu obok powołanego ma zaszczyt przedstawić Komisji Rządowej protokół odbytych przez Budowniczego Powiatu , rewizji bożnic w powiecie mławskim, w których gdy wszystkie drzwi na zewnątrz się otwierają, nie ma przeto potrzeby czynienia żadnych zmian.

p.o. Gubernatora Cywilnego

Radca Stanu

Synagoga

 Źródło:AGAD  – dzięki  Markowi  Kowalczykowi.

         Miasto Radzanowo posiada Bożnicę drewnianą z bali 5 calowych dach[….] kryty, na podmurowany z sienią i chórkiem dla kobiet długości stóp 78 szerokości stóp 35 wysokości z podwaleniem i okapem 17 stóp […] niezłym – ma troje drzwi otwierane na zewnątrz Bożnicy . Schody i chórek podług tu rysowanego planiku poziomego odręcznego – przytem nadmienić […] ilość ludności Żydowskiej wynosi 612 co tylko można liczyć uczęszczających do Bożnicy Starozakonnych oprócz Hufsytów i dziewcząt  w 1/6 części wyniesie osób 108. Zaś Bożnica ubezpieczona w Wykazie Ubezpieczenia na Rubli srebrem 300.

Podpis nieczytelny

Koniec okupacji i powrót ks. proboszcza. Kronika parafii cz.34.

Koniec okupacji i powrót ks. proboszcza. Kronika parafii cz.34.

 

 Nadszedł dzień 18 stycznia 1945 roku. Potęga niemiecka  stała się krucha, pod naporem ze wschodu Czerwonej Armii, z zachodu Anglii i Ameryki.  Niemcy odstępowali terytoria zajęte pozostawiając wszędzie wiele sprzętu wojennego, żołnierza swego branego do niewoli, morze trupów. Dowiedziałem się z radia rosyjskiego, że 18 stycznia został wzięty ,, garodok Radzanów”( pisane po rosyjsku). Żyłem tylko myślą powrotu do swojej parafii. Trudna to była sprawa, bo przemarsz wojsk utrudniało podróżowanie, a o podróży koleją trudno było myśleć – wszędzie tory pozrywane, mosty poniszczone, Tunel koło Miechowa zasypany. Trzeba było myśleć o lokomocji konnej. Klasztor okazał wiele serca, wczuwał się w pozycję proboszcza jak najprędzej pragnącego przybyć do swojej parafii i ofiarował konie, wóz  i furmana , aby mógł się wybrać do swych ,,pieleszy” .

      17 lutego 1945 r opuściłem gościnne Imbrachimowice , gdzie doznałem tyle serca i wyruszyłem poprzez Miechów, Jędrzejów, Kielce, Radom, Warszawę, Radzymin, Wyszków, Pułtusk, Ciechanów, Glinojeck, Unieck do Radzanowa. Dnia 27 lutego wieczorem stanąłem w Radzanowie. Powitanie było bardzo serdeczne, mogę powiedzieć ,że przez czas pobytu swego w parafii  , a więc przez lat 16 nie doznałem tyle   serdeczności, ile  mi okazano ów dla mnie  pamiętny dzień. Poczynając od Chądzyn, musiałem ustawicznie się zatrzymywać, z  każdym witać ! nawet Gradzanowo okazało mi wiele, wiele serdeczności. Przybyłem o godzinie 8 wieczorem, ludność dowiedziawszy się o tym […..] przyśpieszyła na plebanie, aby powitać swego proboszcza. Niektórzy wiedząc ,że jadę szosą od
Gradzanowa Kościelnego , wyszli na moje spotkanie aż do Gradzanowa. Naturalnie na próżno bo pojrzy jechałem od strony Uniecka 
przez Gradzanowo Bęskie . Ks. wikariusz Praszyński przyjął mnie bardzo serdecznie . Dowiedziałem się o tym, ze przy zajęciu Radzanowa, nie było ofiar, nie zniszczono miasteczka, ani tez wiosek w parafii, kontentowałem się zachowaniem mostów i to nie zdążono wysadzić w powietrze bardzo przez wojnę nadwątlonego nowego mostu, łączącego nasza osadę z Radzanówkiem.

Ziemianie z okolic Radzanowa.

 

Ziemianie z okolic Radzanowa.

       Pisząc o Radzanowie i okolicy wspominałem już rodziny ziemian zamieszkujące teren parafii radzanowskiej. Hermetyczność tej grupy powodowała ,że większości okoliczna szlachta była ze sobą skoligacona. Co najwyżej przenikali na teren sąsiednich parafii. Dlatego znane nam rodziny możemy spotkać na terenach ościennych . Taki przypadkiem jest rodzina Przybojewskich wywodząca się z Gołuszyna .  Syn Michała Przybojewskiego – Edmund z żoną Ireną posiadali majątek w Kobuszynie parafia Szreńsk. Dzięki nawiązaniu kontaktu z potomkami rodziny otrzymałem poniższe fotografie dokumentujące czasy życia i gospodarowania owym majątkiem przez Przybojewskich .

 

Przed dworkiem W Kobuszynie. Edmund z ĹĽonÄ… IrenÄ… synami, rodzinÄ… i znajomymi

Przed dworkiem w Kobuszynie. Edmund Przybojewski z żoną Ireną, synami i przybyłymi gośćmi.

 

Spotkanie rodzinne przed dworkiem wKobuszynie

Spotkanie rodzinne przed dworkiem w Kobuszynie.

Stanisław Gadziński – Policjant zamordowany przez Sowietów w Miednoje.

Stanisław Gadziński – Policjant zamordowany przez Sowietów w Miednoje.

    Szukając różnych materiałów do artkułu postanowiłem przyjrzeć się kwestii dotyczącej losów Polaków na Kresach Wschodnich po agresji Sowieckiej 17 września 1939 roku. Przeglądałem materiały szczególnie pod kontem ludzi którzy byli związani z opisywanym przeze mnie terenem Radzanowa i okolic. Szukaj, a znajdziesz jak powiedział by klasyk. W  zbiorach Muzeum Katyńskiego, oddziału Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie znajdują się informacje o Policjancie urodzonym w Radzanowie , a straconym przez NKWD w Miednoje.

M312

      Starszy posterunkowy Policji Państwowej  Stanisław GADZIŃSKI syn  Józefa i Heleny, urodzony . 20 II 1898 w Radzanowie nad Wkrą . W Wojsku Polskim  od 18 III 1919 do 14 III 1921.Brał udział w wojnie polsko – bolszewickiej .

 W policji od 16 VII1923.W l. 1933–1939 służbę pełnił w woj. wołyńskim, ostatnio w pow. kowelskim na Posterunku  w Mielnicy, we wrześniu 1939 w Karasinie. St. post. mian. 1 IV 1933.  Zamordowany w Miednoje.

Materiały dzięki uprzejmości  Muzeum Katyńskiego  Syg .L. 038/3 (21), 1144.

 

Rodzina Przybojewskich.

Fotografie z albumu Przybojewskich.
3
      Po wizycie w Radzanowie przedstawicieli rodu Przybojewskich i spotkaniu na cmentarzu , otrzymałem kolejne materiały dotyczące przeszłości naszej okolicy. Pan Grzegorz Przybojewski przesłał fotografię, na której znajdują się synowie Michała Przybojewskiego,  właściciela majątku w Gołuszynie.(poniżej)
2 (1)
     Otrzymałem  zdjęcia jego synów :  Edmunda, właściciela Kobuszyna ( siedzący w środku) oraz jego rodzonego brata Tadeusza (stojący po lewej stronie – ten z wąsami) właściciela Pączkowa. Obaj służyli w oddziale kawalerii w wojnie polsko bolszewickiej 1920 r. M.in  brali udział w bitwie pod Lidą. 
 

Aresztowanie ks. Jagodzińskiego . Kronika parafii cz.32.

     Aresztowanie ks. Jagodzińskiego . Kronika parafii cz.32.

 Rynek z wieży kościoła 1

       Zdziwiłem się , gdy mi zarzucono takie czyny których nie popełniłem. W moje usta wkładano takie słowa , których nie wypowiedziałem . Pomimo wszystko zostałem zaaresztowany. Autem wraz z żandarmeryjna eskorta wybraliśmy się do
Ratowa, tam właśnie zaaresztowano właściciela majątku p. inżyniera Tadeusza Kunica. Przewieziono nas do Mławy , osadzono w więzieniu. Innych trzymają na pewien czas wziętych z parafii ( obawiają się 11 listopada)  skoszarowano w salach gmachu policyjnym i w wkrótce ich wypuszczono . Mnie zaś sądzone było siedzieć 6 tygodni. W więzieniu zetknąłem się z różnymi ludźmi z różnych stron naszego powiatu  pochodzącymi. Zdziwiłem się niezmiernie , gdy policja , której byliśmy oddani pod opiekę , całkiem ludzką stosowała metodę. Nie wszyscy byli tego pokroju , ale poważna część  widziała w nas ludzi , którzy cierpią za sprawę szlachetna. Pochodzili oni z Tylży stąd zapewne liberalne poglądy. Jeden z policjantów Johan Surau specjalnie zachęcał do śpiewania hymnu narodowego, to tez 11 listopada więzienie drżało od śpiewów patriotycznych. Policjant ten w czasie śpiewu hymnu narodowego , stawał na baczność , a później w rozmowie ze mną stwierdza poważnie :           ,,Panie proboszczu , ciało można zakuć w kajdany ale duha nie” . W ogóle znaczyć mogę ,że ów Johan Surau oraz Alfred Jucas ustosunkowali się do nas bardzo przychylnie. Nie byli oni hitlerowcami  to wiele znaczyło. Johan Surau  był człowiekiem myślącym był to umysł nastawiony filozoficznie. Sam pracował nad sobą , dużo czytał, zaznajamiał się z różnymi kierunkami filozoficznymi , przestudiował myśli filozoficzne wszystkich narodów, znał też dział literatury naszej – często prowadziliśmy bardzo poważne dyskusje. Wieczorem zbieraliśmy się do jednej celi, naturalnie wtedy, gdy przypadała kolej dyżuru, wyżej wzmiankowanych, nieraz dwie godziny trwała  pogawędka ,dyskusje , śpiewy etc. A byli tam ludzie różnych stanowisk, ,  służący, gospodarze, nauczyciele, właściciele ziemscy, ja jeden przedstawiciel duchowieństwa. Wszyscy wtedy czuli się biscy sobie, wiadomo niedola łączy , nad wszystkimi wisiał miecz Damoklesa, wszystkich jutro było niepewne. Byliśmy bowiem
świadkami egzekucji, słychać było strzały świadczące o dokonywanych zbrodniach, wszyscy wtedy klęcząc odmawiali              ,, Wieczny odpoczynek” za duszę pomordowanych.  Specjalne starania o uwolnienie mnie z więzienia wszczął, mój najserdeczniejszy przyjaciel, ks. Henryk Lipka, proboszcz z Wyszyn . Próżne były starania , odpowiadano mu, że wszelkie czarne diabły zginać muszą, a on , to niby ja pierwszy. Ze smutkiem mi to zakomunikował. Przyszli później do celi i moi parafianie , chcąc się pożegnać ze mną  i uzyskać ostatnie błogosławieństwo od swego proboszcza . Przykra to była dla mnie chwila , ale trzeba było pogodzić się z losem . Mijały dni i tygodnie mej sprawy nie poruszono. Parafianie prowadza akcje , mającą na celu uwolnienie swego proboszcza , Wanda Zdunkiewicz , nauczycielka i Jan Witkowski z Radzanowa po
dwukroć  jeżdżą do prokuratury w Przasnyszu. Zebrano morze podpisów parafian , którzy byli gotowi stwierdzić przed przysięga ,że tego dnia byli w kościele na nabożeństwie , słuchali przemówienia, ale takiego ogłoszenia nie było . Józef R. sprawca mego nieszczęścia wkradł się do landratury i z płaczem odwołał swoje zeznania. Gotów był oddać swój majątek byleby tylko ratować proboszcza. Przejawia się charakterem oskarżyciela –  grunt dobry, ale chciwość, [………………..] bez posłuchu, przy tem ciemnota, zrobiły swoje. Mówiąc o swoim pobycie w więzieniu , nie mogę pominąć osoby drogiego mi Czcigodnego
ks. Kan. Ignacego Krajewskiego , proboszcza Wólki Mławskiej, który pomimo trudności , przysłał mi pościel, tak pożądano w murach więziennych. Badania specjalnej komisji sadowej wysłanej do Radzanowa, stwierdziły bezpodstawność oskarżenia.

20 grudnia późnym wieczorem przyjechałem do Radzanowa. Parafią w czasie mej nieobecności opiekował się wikariusz mój , ks. Aleksander Praszyński. 

Aresztowanie proboszcza Jagodzińskiego. Kronika parafii. cz.31.

 

Aresztowanie proboszcza Jagodzińskiego.

  ks.jag

 

 

     Cała ich uwaga była wytężona w tym kierunku. Zdarzyło się, że czy to z zemsty,   za[….] i wyzyskiwanie ubogiej ludności , czy tez z przypadku spłonęły budynki  najbogatszego gospodarza w parafii , Józefa R.[nazwisko znane autorowi] zamieszkałego w Zgliczynie Pobodzym. Człowiek ten nie przebierał w środkach by się wzbogacić, ciemny, nieumiejący czytać ani pisać ,będący w ustawicznych zatargach z sąsiadami. Otóż on nie szanując swej godności  Polaka, wybrał się do Ratowa do verwaltera prosząc go o pomoc w postaci słomy, czy tez paszy. Verwalter nakazał mu przybyć 11 listopada.  R. twierdził iż dnia tego przybyć nie może , gdyż jest to święto, ,,Jakie święto” pyta zirytowany Verwalter – ,,Nasze Polskie” odpowiada R. , ,,Kto wam powiedział ,ze to jest święto?”     R. ciemne i głupie chłopisko  po chwilowym namyśleniu  , mówi ,, Ksiądz na ambonie”. Uczepił się tego Verwalter, zaczął na ten temat rozmowę , ale R. obawiał się i swe mowy ,ze w kościele nie był , a była jego córka Regina . Wezwał więc ją verwalter  – ona zaś  obawiając się o siebie i o ojca, zeznała, że słyszała , jak proboszcz ogłaszał, iż 11 listopada  było , jest i będzie świętem. Zeznanie to podpisała. Zjawiła się w tym czasie w Ratowie u verwaltera  Marianna Janowska z Radzanowa. Wpada na nią verwalter , pyta czy była w kościele – kobiecisko, wiedząc że verwalter do proboszcza napędza – byłam , odpowiada , ja zawsze chodzę. Zaznaczyć musze ze nigdy nie chodziła i nie chodzi do kościoła. Na pytanie verwaltera czy słyszała ogłoszenie proboszcza o dniu 11 listopada,  przytaknęła twierdząco, chcąc w ten sposób usunąć wszelkie przypuszczenia o nieobecności jej w kościele. Mając dwóch świadków , przesłał [Gienan] oskarżenie do Prokurata. O niczym nie wiedziałem , ogłoszenia takiego, ani podobnego nie zapodawałem. Wszystko to się działo poza  moimi plecami. Aż w dniu aresztowania 9 listopada zwraca się komendant u mnie mieszkający, feldfebel Gieryszewski,zawiadamiając mnie , iż dzisiaj nastąpi aresztowanie. Radził mi , abym wyjechał z Radzanowa, odmówiłem , radził mi abym położył się do łóżka udając chorego – do tej rady się również nie zastosowałem . Machnął ręką – trudno mówić, ale proboszcza czeka wielka przykrość . Trudno i ja odpowiedziałem.  W dniu 9 listopada zajeżdża auto ciężarowe, żandarm niemiecki zbliża się do plebani. Wiedziałem co to ma znaczyć . Zapytał  się o moje nazwisko , zakomunikował mi ,że ma polecenie mnie aresztować. Powiedziałem  aby wykonał polecenie. Prosi mnie o chwile rozmowy  na osobności i wtedy mi odczytał akt oskarżenia, prosząc abym nikomu o tem nie wzmiankował, gdyż czyni to wbrew obowiązkom służbowym.

C.D.N

Aleksander Kulesza – właściciel Zielumninka.

20140920_102703

 

 Dzięki współpracy z miejscowym kamieniarzem Panem Sadowskim udało mi się nawiązać kontakt z Panem Jackiem Hyl, potomkiem  Aleksandra Kuleszy, który był  włascielem majątku Zieluminek, a jest pochowany na Naszym parafialnym cmentarzu. Według uzyskanych informacji dziadek Aleksandra Kuleszy– Paweł syn Michała Kuleszy ur. ok. 1743 r, był burgrabią płockim zm. w parafii Wrona w  1795r.  Tam też urodziło mu się kilkoro dzieci. Z Zieluminkiem musiał być związany jeszcze wcześniej, bo w latach 1777 i 1781 rodziły mu się tam dzieci.
     Zona Aleksandra to Urszula z Nadratowskich (z Lutocina) – zmarła w 1900 r. w Zieluminku, do śmierci pozostająca przy córce Helenie i jej mężu Mieczysławie Gałczyńskim.Grób Urszuli musiał być gdzieś blisko grobu Aleksandra – być może jest to taki bezimienny krzyż za grobem.

   Na terenie parafii Radzanowskiej gospodarzył w Nowej Maryśce do śmierci w 1926r. Tymoteusz Kulesza – syn Aleksandra, którego żoną była Zofia Sokolnicka. Spoczywają na cmentarzu w Uniecku.  Natomiast w Krzeczanowie gospodarzył Władysław Kulesza –  syn Aleksandra i brat Tymoteusza, zmarł w Warszawie w1932r.

 

Informacje , które wykorzystałem pochodzą z listu Pana Jacka Hyla jaki do mnie napisał informując o swoich przodkach. W ten sposób kolejni potomkowie ziemian z parafii Radzanów przekazują relacje o historii Naszej małej ojczyzny.