Aresztowanie ks. Jagodzińskiego . Kronika parafii cz.32.
Zdziwiłem się , gdy mi zarzucono takie czyny których nie popełniłem. W moje usta wkładano takie słowa , których nie wypowiedziałem . Pomimo wszystko zostałem zaaresztowany. Autem wraz z żandarmeryjna eskorta wybraliśmy się do
Ratowa, tam właśnie zaaresztowano właściciela majątku p. inżyniera Tadeusza Kunica. Przewieziono nas do Mławy , osadzono w więzieniu. Innych trzymają na pewien czas wziętych z parafii ( obawiają się 11 listopada) skoszarowano w salach gmachu policyjnym i w wkrótce ich wypuszczono . Mnie zaś sądzone było siedzieć 6 tygodni. W więzieniu zetknąłem się z różnymi ludźmi z różnych stron naszego powiatu pochodzącymi. Zdziwiłem się niezmiernie , gdy policja , której byliśmy oddani pod opiekę , całkiem ludzką stosowała metodę. Nie wszyscy byli tego pokroju , ale poważna część widziała w nas ludzi , którzy cierpią za sprawę szlachetna. Pochodzili oni z Tylży stąd zapewne liberalne poglądy. Jeden z policjantów Johan Surau specjalnie zachęcał do śpiewania hymnu narodowego, to tez 11 listopada więzienie drżało od śpiewów patriotycznych. Policjant ten w czasie śpiewu hymnu narodowego , stawał na baczność , a później w rozmowie ze mną stwierdza poważnie : ,,Panie proboszczu , ciało można zakuć w kajdany ale duha nie” . W ogóle znaczyć mogę ,że ów Johan Surau oraz Alfred Jucas ustosunkowali się do nas bardzo przychylnie. Nie byli oni hitlerowcami to wiele znaczyło. Johan Surau był człowiekiem myślącym był to umysł nastawiony filozoficznie. Sam pracował nad sobą , dużo czytał, zaznajamiał się z różnymi kierunkami filozoficznymi , przestudiował myśli filozoficzne wszystkich narodów, znał też dział literatury naszej – często prowadziliśmy bardzo poważne dyskusje. Wieczorem zbieraliśmy się do jednej celi, naturalnie wtedy, gdy przypadała kolej dyżuru, wyżej wzmiankowanych, nieraz dwie godziny trwała pogawędka ,dyskusje , śpiewy etc. A byli tam ludzie różnych stanowisk, , służący, gospodarze, nauczyciele, właściciele ziemscy, ja jeden przedstawiciel duchowieństwa. Wszyscy wtedy czuli się biscy sobie, wiadomo niedola łączy , nad wszystkimi wisiał miecz Damoklesa, wszystkich jutro było niepewne. Byliśmy bowiem
świadkami egzekucji, słychać było strzały świadczące o dokonywanych zbrodniach, wszyscy wtedy klęcząc odmawiali ,, Wieczny odpoczynek” za duszę pomordowanych. Specjalne starania o uwolnienie mnie z więzienia wszczął, mój najserdeczniejszy przyjaciel, ks. Henryk Lipka, proboszcz z Wyszyn . Próżne były starania , odpowiadano mu, że wszelkie czarne diabły zginać muszą, a on , to niby ja pierwszy. Ze smutkiem mi to zakomunikował. Przyszli później do celi i moi parafianie , chcąc się pożegnać ze mną i uzyskać ostatnie błogosławieństwo od swego proboszcza . Przykra to była dla mnie chwila , ale trzeba było pogodzić się z losem . Mijały dni i tygodnie mej sprawy nie poruszono. Parafianie prowadza akcje , mającą na celu uwolnienie swego proboszcza , Wanda Zdunkiewicz , nauczycielka i Jan Witkowski z Radzanowa po
dwukroć jeżdżą do prokuratury w Przasnyszu. Zebrano morze podpisów parafian , którzy byli gotowi stwierdzić przed przysięga ,że tego dnia byli w kościele na nabożeństwie , słuchali przemówienia, ale takiego ogłoszenia nie było . Józef R. sprawca mego nieszczęścia wkradł się do landratury i z płaczem odwołał swoje zeznania. Gotów był oddać swój majątek byleby tylko ratować proboszcza. Przejawia się charakterem oskarżyciela – grunt dobry, ale chciwość, [………………..] bez posłuchu, przy tem ciemnota, zrobiły swoje. Mówiąc o swoim pobycie w więzieniu , nie mogę pominąć osoby drogiego mi Czcigodnego
ks. Kan. Ignacego Krajewskiego , proboszcza Wólki Mławskiej, który pomimo trudności , przysłał mi pościel, tak pożądano w murach więziennych. Badania specjalnej komisji sadowej wysłanej do Radzanowa, stwierdziły bezpodstawność oskarżenia.
20 grudnia późnym wieczorem przyjechałem do Radzanowa. Parafią w czasie mej nieobecności opiekował się wikariusz mój , ks. Aleksander Praszyński.