Drewniany kościół w Radzanowie

Drewniany kościół w Radzanowie

          Cennym źródłem informacji o drewnianym radzanowskim kościele jest publikacja materiałów z wizytacji generalnej diecezji płockiej, odbytej w   latach 1775-1776 z polecenia biskupa Michała Jerzego Poniatowskiego, brata króla Stanisława Augusta. (zob. M. M. Grzybowski, Materiały do dziejów Ziemi Płockiej. Ziemia Zawkrzeńska. Płock 1984, s. 227-246).  Znajdujemy tutaj informację:

Najpierw kościół był erygowany dotowany od śp. WW na Radzanowie Radzanowskich, dziedziców, teraźniejszy zaś przed lat 50 jest wystawiony przez niegdy WImćP Jerzego Matuszewica, starostę stoklickiego, natenczas połowy Radzanowa dziedzica. (s. 227)

Wiadomość ta umiejscawia zbudowanie kościoła drewnianego w Radzanowie na około 1725 rok.

Dokładną datę wzniesienia kościoła podał Kazimierz Stronczyński w opisach zabytków starożytności guberni płockiej przez delegację wysłaną z polecenia rady administracyjnej Królestwa (Warszawa 1853, rkps w zbiorach specjalnych BUW). Jest tan wzmianka:

Parafia jedna z dawniejszych kilka już przetrwała kościołów – ostatni do dziś dnia stojący pod wezwaniem św. Franciszka Serafickiego przez Jerzego Matuszewicza w roku 1735 wzniesiony został”.

Interesujące jest wyjaśnienie okoliczności objęcia dziedzictwa połowy Radzanowa przez Jerzego Matuszewicza (w innych materiałach spotyka się także nazwisko Matuszewic, Matusiewicz), starostę stoklickiego. 

Na początek wyjaśnijmy, co to było starostwo stoklickie. Urząd starosty w czasach królewskich wiązał się z zarządzaniem powiatu. Występowały trzy rodzaje starostwa: generalne, grodowe i niegrodowe. Starostwo stoklickie było starostwem grodowym i obejmowało powiat grodzieński w województwie trockim na Litwie. Jerzy Matuszewicz, herbu Łabędź, urodził się ok. 1680 roku i był synem Michała Matuszewicza (ur. ok. 1650). Dziadek jego, Jan Kazimierz Matuszewicz (1611-1701) był cześnikiem w Mińsku. Był więc drobnym szlachcicem, związanym z dworem panującym. Bowiem starosta, jak byśmy to dziś powiedzieli, był przedstawicielem władzy królewskiej i nadzorował w powiecie administrację skarbową, policyjną oraz sądy.

Z historią Radzanowa wiąże się także osoba Adama Kempskiego z Kempy herbu Boleścic (1650-1710). Pochodził on ze znanej rodziny na Mazowszu, która wśród swoich przedstawicieli posiadała senatorów, kasztelanów i wojewodów. Adam, sędzia ziemski zambrowski (1690 r.), podkomorzy płocki (1699 r.), z pierwszą żoną (imienia i nazwiska nie udało się na razie ustalić) posiadał jedną córkę – Katarzynę, urodzoną ok. 1670 r. Pierwszym jej mężem był Władysław Narzymski, dziedzic m.in. części Radzanowa. Małżeństwo nie trwało długo i zakończyło się bezdzietnie śmiercią męża. Katarzyna Narzymska wyszła jeszcze kolejno trzy razy za mąż. Około 1700 r. mężem jej został Stefan Rościszewski z Rościszewa. Stąd w rodzinie Kempskich znaleźli się członkowie rodziny św. Stanisława Kostki.

Tak więc, część dóbr radzanowskich znalazła się w posiadaniu Kempskich. Z drugiego małżeństwa z Kunegundą Mostowską Adam Kempski posiadał dwóch synów i trzy córki: Ludwikę, Zofię i Teresę (urodzoną w 1681 r.). Około 1710 r. Jerzy Matuszewicz i Teresa Kempska pobrali się. We wniesionym wianie znalazły się Bieżany i połowa Radzanowa. Nowy dziedzic, jak wspomniałem, w 1735 roku sfinansował budowę kościoła drewnianego w Radzanowie.

W Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich (t. IX, wyd. 1880-1881, s. 460) znajduje się nieścisła informacja, że „obecny kościół p. w. św. Franciszka Serafickiego, wzniesiony [został] przez Jerzego Małoszewicza.” Jest to oczywisty błąd redakcyjny, bo powinno być Matuszewicza.

W opisie wizytacyjnym parafii radzanowskiej z 1817 roku (zob. M. M. Grzybowski, Z archiwaliów diecezjalnych płockich XIX w. Zeszyt 9. Dekanat szreński. Płock 2002) znajdujemy następujący opis:

Kościół parafialny drewniany, gontami pokryty łokci 39, szerokości łokci 15, posadzkę drewnianą mający, w dachu i w ścianach reparacyi wielkiej potrzebujący i zupełnie upadkiem grożący, wkoło oparkaniony nowo, z dwiema bramami. (s. 56)

Wielkość kościoła wynosiła zatem 23,24 m długości i 8,94 m szerokości, przeliczając łokcie na metry. Zupełnie podobny kościół drewniany zbudowany został w Raciążu kilka lat wcześniej, w 1729 roku.

 raciaz_kosciol_1729

 

Kościół w Raciążu, zbudowany w 1729 r.

 

Na przestrzeni kilkunastu dziesiątków lat kościół wielokrotnie był naprawiany. Podczas okupacji carskiej władze nie godziły się na budowę nowego, murowanego. Jednak przetrwał liczne burze dziejowe i pożary, które niejednokrotnie niszczyły Radzanów. Wygląd tego kościoła zachował się na zamieszczonym poniżej zdjęciu, na tle kościoła nowo budowanego, murowanego w drugiej ćwiartce XX wieku. Warto dodać, że po przeniesieniu do nowego budynku, stary kościół drewniany został rozebrany i materiał posłużył do zbudowania domu mieszkalnego.

 radzanow_kosciol_drewniany

 

Kościół drewniany w Radzanowie, istniejący do 1931 roku (źródło: ratowoklasztor.blog.pl).

 

Początkowo małżonkowie Teresa i Jerzy Matuszewiczowie przebywali na Podlasiu. W miejscowości Jelna urodził się pierwszy syn Marcin (ur. 11.XI.1714 r.), a w miejscowości Raśna w woj. brzesko-litewskim drugi syn Józef (ur. 11.III.1718 r.). Obydwaj zasłużyli się w historii polskiej; ich biografie znajdują się w Polskim Słowniku Biograficznym. W 1719 r. urodził się trzeci syn, Wacław. Rodzina była dość liczna. Były jeszcze trzy córki – Maria, Franciszka Tekla i Agnieszka. W latach pięćdziesiątych XVIII w. Jerzy Matuszewicz rozpoczął budowę pałacu w Goślicach, w miejscowości leżącej na trasie Płock-Bielsk. Wybudowany został pałac, istniejący do dzisiaj.

 

palac_goslice 

Pałac w Goślicach, wybudowany dla Jerzego Józefa Matuszewicza. Widok współczesny.

 

Warto dodać, że w 1817 r. właścicielem Bieżan był były minister skarbu Księstwa Warszawskiego, Tadeusz Wiktoryn Matuszewicz (1765-1819), wnuk Jerzego Matuszewicza (syn Marcina).

 

Opracował : Waldemar Piotrowski

Właściciele dóbr Radzanów – Ratowo

Właściciele dóbr Radzanów – Ratowo

         Niniejsza notatka powstała z potrzeby wyjaśnienia niektórych pytań dotyczących właścicieli Radzanowa i pokazania tła historycznego poprzedzającego zbudowanie kościoła w Radzanowie w 1735 roku. Przedstawione tu informacje pochodzą z ogólnie dostępnych publikacji oraz Wielkiej genealogii M. J. Minakowskiego (Wielcy.pl) znajdującej się w internecie. Jednakże muszę zastrzec, że niektóre fakty mogą być hipotetyczne, jako że wyprowadzone zostały z analizy istniejących danych genealogicznych, a nie z dokumentów historycznych. Na początku XVII wieku Radzanowscy wymarli bezpotomnie. Wydaje się, że ostatnim dziedzicem Radzanowa był Stanisław Radzanowski herbu Prawdzic, urodzony ok. 1550 r., kasztelan sierpecki (1580 r.). Posiadał jedyną córkę Małgorzatę (ur. ok. 1580 r.), która ok. 1600 roku wyszła za mąż za Jakuba Narzymskiego z Bartnik herbu Dołęga (zmarł ok. 1620 r.). Posiadali dwóch synów: Jakuba (ur. ok. 1610 – zm. po 1654) i Mikołaja (ur. ok. 1610 r.). Mikołaj prawdopodobnie zmarł bezpotomnie, zaś Jakub ożenił się z Izabelą Żalińską h. Poraj ok. 1640 r. i miał syna Stanisława Narzymskiego. Zapewne po śmierci dziadka Stanisława Radzanowskiego w 1630 r. Radzanów przeszedł na Jakuba Narzymskiego, a następnie na jego syna Stanisława. Warto w tym miejscu odnieść się do informacji podawanej na stronach Wikipedii, że ostatnim dziedzicem Radzanowa był Marcin Radzanowski, chorąży a następnie podkomorzy płocki, zmarły bezpotomnie w 1630 r. W Genealogii Minakowskiego nie udało się znaleźć takiej osoby. Z drugiej strony wiadomo, że Marcin Radzanowski w 1632 r. uczestniczył w elekcji Władysława IV. Fakt, że w 1622 r. przekazał na kościół radzanowski 1000 złp. nie przekonuje, że był on ostatnim dziedzicem miasteczka. W dostępnej literaturze znajduje się także wzmianka, że ostatni właściciel Radzanowa miał na imię Mariusz, nie Marcin (!). Jednym z kolejnych spadkobierców części dóbr radzanowskich był Władysław Narzymski, urodzony około 1670 roku. W końcu XVII wieku dziedzicem Złotowa i Bielaw oraz części Radzanowa został Paweł Niszczycki (ur. ok. 1670), kasztelan sierpecki i płocki, stronnik króla Stanisława Leszczyńskiego, syn Stanisława Niszczyckiego. Po nim te dobra objęli dwaj jego synowie: Stanisław i Walenty. Rodzina Niszczyckich wspólnie posiadała część dóbr Radzanów. Młodszy syn Pawła, Walenty Niszczycki piastował urząd kasztelana raciążskiego (od 1746 r.). Miał dwóch synów – Józefa i Stanisława. Józef Niszczycki był dziedzicem Radzanowa w 1775 r., podczas wizytacji parafii. Żoną jego była Dorota Karczewska córka pisarza czerskiego, która przywilejem wydanym w dniu 5 czerwca 1765 roku sprowadziła do Radzanowa Żydów, wygnanych ze Szreńska. Także starszy syn Pawła, Stanisław (ur. ok. 1690, zm. 1740) był kasztelanem raciążskim i pułkownikiem wojsk królewskich i również został właścicielem Ratowa i części Radzanowa. Po nim jego córka, Symforianna (ur. ok. 1730-zm. przed 1817), została w kolejności dziedziczką miasteczka. Ok. 1760 r. wyszła powtórnie za mąż za podstolego radomskiego, hrabiego Łukasza Moszyńskiego (1723-1796). Na początku XIX wieku hrabina Symforianna Moszyńska sprzedała posiadane dobra. W 1805 roku dobra ratowskie wraz z Radzanowem zostały zahipotekowane przez Regencję Pruską i w następstwie tego, sprzedane generałowi Józefowi Niemojewskiemu h. Rola (ur. 4.VII.1769 r. w Śremie, zm. 16.VII.1839 r. w Rokitnicy koło Rypina), kawalerowi różnych orderów.

niemojewski

herb_rola

 

Generał Józef Niemojewski i herb Rola (źródło: www.napoleon.org.pl)

 

Jednak objął je on dopiero po powrocie z niefortunnej wyprawy moskiewskiej Napoleona, podczas której został ranny. W 1830 roku dobra te nabył Ferdynand Sadkowski także h. Rola (ur. 17.I.1802 r. w Pomianowie, zm. 11.VIII.1853 r. w Warszawie, pochowany na Starych Powązkach, kw. 16, rz. 6, m. 14). Posiadanie wspólnego herbu świadczy o istnieniu pomiędzy nimi więzi rodzinnej. Zachował się nekrolog, zamieszczony w „Kurjerze Warszawskim”, pokazany niżej. Zamieszczamy także zdjęcie grobu F. Sadkowskiego.

nekrolog_sadkowski

 

Nekrolog Ferdynanda Sadkowskiego, „Kurjer Warszawski” Nr 209 z 1853 r., s. 1.

sadkowski_grob

Grób Ferdynanda Sadkowskiego na Starych Powązkach.

 

 

Spadkobierczynią dóbr po śmierci ojca została córka, Magdalena Prakseda Sadkowska (ur. 21.VII.1833 r. w Płocku, zm. 28.I.1886), która w 1855 r. wyszła za mąż za Stanisława Pac-Pomarnackiego h. Gozdawa (ur. 1826 r., zm. 30.XII.1888 w Staninie). Młodzi małżonkowie zamieszkali w Ratowie, gdzie urodzili się m.in. Jadwiga Eleonora (w 1856 r.)Władysław(ur. W 1859r.) i Józefa Michalina (w 1860 r.). Dobra ratowskie były bardzo rozległe i wymagały sporych umiejętności gospodarskich. Wydaje się, że Stanisław Pomarnacki tych umiejętności nie posiadał. Po powstaniu styczniowym, w 1865 r. dobra zostały sprzedane, a rodzina nabyła mniejszy folwark w Staninie w północno-zachodniej części guberni lubelskiej i tam się przeprowadziła. Jak wiadomo, po klęsce Powstania Styczniowego Radzanów stracił prawa miejskie, a chłopi radzanowscy otrzymali ziemię z uwłaszczenia. Ponieważ władze carskie chętnie godziły się na nabywanie majątków ziemskich przez Żydów, którzy byli bardziej spolegliwi i bardziej ugodowi wobec zarządzeń zaborców, majątek w Ratowie nabył Samuel Konitz – kupiec i przemysłowiec z Warszawy. Nowy podział administracyjny guberni płockiej wprowadzony w końcu lat sześćdziesiątych XIX w. objął gminę Ratowo, z siedzibą gminy w osadzie miejskiej w Radzanowie.

Opracował: Waldemar Piotrowski

Ksiądz doktor Franciszek Sieczka

Ksiądz doktor Franciszek Sieczka

Waldemar Piotrowski

 

    Na naszym blogu pisaliśmy: 25.VII.1946 r. odbyło się uroczyste pożegnanie dotychczasowego proboszcza ks. kan. Józefa Jagodzińskiego i jednocześnie powitanie nowo mianowanego proboszcza, ks. dr Franciszka Sieczkę.  

Doskonale pamiętam księdza Franciszka Sieczkę. Za jego posługi kapłańskiej przyjmowałem Pierwszą i Generalną Komunię Świętą, przez kilka lat byłem ministrantem, z bliska mu się przyglądałem. Jednak niewiele wtedy o nim wiedziałem.

 sieczka1

 

Zdjęcie pamiątkowe z mojej Komunii Generalnej w 1960 roku

 

Proboszczem w Radzanowie był w latach 1946-1962, a więc prawie przez 16 lat. Za jego „kadencji” zmieniło się wiele w naszym kościele. Najważniejszym przedsięwzięciem było wewnętrzne malowanie kościoła i budowa ołtarza wielkiego. Nie ulega jednak wątpliwości, że ogromna w tym przedsięwzięciu była zasługa młodego wówczas wikariusza, ks. Henryka Mazurowskiego, bez którego tego by nie było. Może kiedyś będzie okazja opowiedzieć o zasługach dla kościoła radzanowskiego ks. Mazurowskiego; tym razem zatrzymajmy się przy księdzu proboszczu.

Urodził się 10 października 1890 roku w Żyrardowie. W styczniu 1906 r. wstąpił do siedmioklasowej Szkoły Handlowej Kupiectwa Łódzkiego, którą ukończył w 1910 r., otrzymawszy świadectwo dojrzałości. W rok później wstąpił do Seminarium Duchownego w Płocku, ukończył je i otrzymał święcenia kapłańskie dnia 17 czerwca 1916 roku. Następnie został mianowany wikariuszem parafii Rypin. Po uzyskaniu zgody na studia matematyczne, wstąpił na Uniwersytet Warszawski jako kandydat na Wydział Filozoficzny, immatrykulowany 22 listopada 1917 r. (nr. albumu 2230).

Sieczka_Franciszek

 Jako ochotnik zgłosił się w 1920 r. do Wojska Polskiego, przydzielony jako kapelan do 32 pułku piechoty, brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Za bohaterskie wspieranie walczących na linii frontu, pod bezpośrednim ogniem karabinowym nieprzyjaciela, z narażeniem własnego życia, odznaczony został Krzyżem Walecznych. 14 października 1920 r. jako akademik, został bezterminowo urlopowany z wojska. Powrócił na UW. W 1924 roku uzyskał stopień doktora filozofii w zakresie matematyki. Dyplom doktorski (nr 57) uzyskał 6 czerwca 1924 roku. Praca doktorska pt. Naturalna definicja krzywizny dotyczyła nowej dziedziny matematyki – topologii. Promotorem doktoratu był prof. Wacław Sierpiński, naukowiec o międzynarodowej sławie w matematyce.

 dyplom_fs

Dyplom doktorski ks. Franciszka Sieczki

 

W tym samym roku ogłosił w poważnym piśmie o międzynarodowej renomie – „Fundamenta Mathematice”, pracę dotyczącą jednoznaczności rozkładu liczb porządkowych na czynniki nierozkładalne (tom 5, strony 172-176). Praca ta zawierała oryginalne wyniki w teorii mnogości i była kilkakrotnie cytowana przez matematyków różnych krajów w latach pięćdziesiątych XX wieku.

Posiadał niewątpliwie niezwykłe zdolności matematyczne i z sukcesem mógłby zająć wysoką pozycję w polskiej matematyce. Jednak w 1924 roku objął stanowisko nauczyciela matematyki w Seminarium Niższym (gimnazjum) w Płocku oraz obowiązki inspektora (do 1926 r.). Mimo tego, nie zaniechał pracy naukowej w matematyce. Na Kongresie Matematycznym Krajów Słowiańskich w 1929 r. wygłosił referat O pewnych klasyfikacjach continuów lokalnie spójnych (teoria mnogości), a w następnym roku opublikował w „Fundamenta Mathematicae” artykuł naukowy dotyczący krzywej Sierpińskiego wypełniającej kwadrat.

W 1927 roku zdał egzamin na nauczyciela matematyki szkół średnich i zainspirowała go dydaktyka matematyki. Zapoznał się z nową metodą nauczania pod kierunkiem nauczyciela i zainspirowany tą metodą, przystąpił do opracowania podręczników do nauczania matematyki pt. „Ćwiczenia matematyczne”. Ukazywały się w latach 1932-36 dla kilku roczników.

sieczka1_1 

Karta tytułowa podręcznika do nauki arytmetyki i algebry z 1932 roku.

 

Był osobą nieprzeciętną. Sylwetka ks. dr Franciszka Sieczki przedstawiona została w polskim „who is who” – Czy wiesz kto to jest? w 1938 roku. Z tego wydawnictwa przytaczamy poniżej zdjęcie osobiste.

sieczka_1938 

Ks. dr Franciszek Sieczka, zdjęcie z 1938 roku.

 

Na rok przed wybuchem II wojny światowej otrzymał nominację na proboszcza do Chociszewa. Podczas wojny powierzono mu jeszcze dwie sąsiednie parafie Grodziec i Radzikowo. Prawie przez cztery lata okupacji obsługiwał cztery kościoły. W marcu 1945 r. objął duszpasterstwo w Skołatowie, skąd przybył w 1946 roku do Radzanowa.

Jak wspomniałem, w 1957 roku ksiądz proboszcz otrzymał wybitne wsparcie w osobie ks. Henryka . Mazurowskiego. Sam był już chory. Cierpiał na żylaki, które mocno krwawiły. W ostatnich latach życia uległ chorobie ludzi wybitnie inteligentnych – nazywanej dzisiaj „chorobą Parkinsona”.

Zmarł 8 kwietnia 1962 roku. Pogrzeb odbył się 11 kwietnia. Uczestniczyło w ceremonii pogrzebowej 25 duchownych i liczna rzesza parafian. Miejsce pochowania na cmentarzu parafialnym jest znane wszystkim.

PRZYNALEŻNOŚĆ ADMINISTRACYJNA RADZANOWA W OKRESIE NIEWOLI NARODOWEJ

PRZYNALEŻNOŚĆ ADMINISTRACYJNA RADZANOWA W OKRESIE NIEWOLI NARODOWEJ

Waldemar Piotrowski

Wydaje się, że warto dla młodszych czytelników naszego bloga przedstawić miejsce Radzanowa w zmieniającym się historycznie podziale administracyjnym wyższych jednostek, jak gmina, powiat, województwo. Naszą opowieść ograniczymy, rozpoczynając od XIX wieku. Radzanów od 1795 r. znajdował się w zaborze pruskim. Wiadomo, że Księstwo Warszawskie zostało utworzone w 1807 roku z ziem trzeciego zaboru pruskiego i austriackiego. Napoleon, główny „konstruktor” Księstwa Warszawskiego nie chciał użyć nazwy Królestwo Polskie, aby nie drażnić cara. Wzorem podziału administracyjnego Francji wprowadzono departamenty. Nasze tereny znalazły się w departamencie warszawskim.

19 grudnia 1807 r. dokonano podziału departamentów na powiaty i zgromadzenia gminne (gminy). Departament płocki, obejmujący terytorialnie w zasadzie ziemie diecezji płockiej utworzono w 1815 roku. Cały departament płocki znalazł się w Królestwie Kongresowym. W ten sposób Radzanów, jako miasto prywatne, znalazł się w powiecie mławskim. Jako miasto, posiadaliśmy burmistrza, pisarza i skarbnika, tworzących urząd miejski, czuwający nad całością życia społecznego. Jednak wkrótce, bo już w następnym roku, nazwa „departament” nie podobała się carowi i zmieniono ją na „województwo”. Zaczęto także używać nazwy Królestwo Polskie, wszakże car rosyjski ogłaszany był królem polskim. Według Tabelli miast, wsi, osad Królestwa Polskiego, z wyobrażeniem ich położenia (z 1827 r., t. 2, s. 131) dowiadujemy się, że:

 

Radzanowo, woj. płockie, powiat Mławski, parafia Radzanowo, własność prywatna, domów 79, ludności 861, odległość od miasta obwodowego 3.

 

Ukazem carskim z 23 lutego/7 marca 1837 roku utworzono gubernię płocką. Reforma administracji z 1837 r. wzmocniła władze zaborcze. Przeprowadzona była po zdławieniu Powstania Listopadowego i rozbudowała administrację. Wzmocniono władze gubernialne, powiatowe (ujezd) i gminne.

fot_1

Fot. 1. Herb guberni płockiej obowiązujący do 1864 r.

Na podstawie dostępnych Roczników Urzędowych wszelkich władz i urzędników Królestwa Polskiego, wydawanych w Warszawie do wybuchu Powstania Styczniowego, znalazłem nazwiska dwóch burmistrzów Radzanowa:

 

Rogaliński Józef s. Bogumiła kadencja 1849-1855

Reputakowski Mateusz s. Wawrzyńca 1855-1861

 

Może komuś uda się przedłużyć tę listę.

 

Po zdławieniu Powstania 1863 roku nastąpiło zaostrzenie polityki zaborcy. Ustawa z 31 grudnia 1866 r. o reorganizacji urzędów gubernialnych zunifikowała administrację z Cesarstwem. W 1867 r. z obszaru guberni augustowskiej i płockiej utworzono nowe gubernie: płocką, suwalską i łomżyńską. W ten sposób gubernia płocka została zmniejszona obszarowo. Zmieniono obszarowo także powiat mławski. Utworzono gminę Ratowo. W 1869 r. miasto Radzanów utraciło prawa miejskie, stając się osadą i siedzibą gminy Ratowo. Urzędem gminy kierował odtąd wójt, powoływany przez starostę. Zgromadzenie wiejskie wybierało sołtysa, który był przedstawicielem wójta we wsi.

W wyniku wcześniejszej ustawy z 19 lutego 1864 r. wprowadzono nowe herby i oznaczenia (insygnia) władzy. Na fot. 2 pokazano nowy herb guberni płockiej, a na fot. 3 i 4 – odznaki wójta i sołtysa, jakimi się posługiwali przy pełnieniu swoich funkcji. Odznaki zawieszane były na szyi na metalowym łańcuchu.

fot_2

Fot. 2. Herb guberni płockiej wprowadzony w 1864 r.

fot_3      

 

Fot. 3. Odznaka wójta w guberni płockiej.

 fot_4

   

Fot. 4. Odznaka sołtysa w guberni płockiej.

 

Według Adresu-kalendarza stanowisk oficjalnych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Guberni Płockiej na 1872 rok, wójtem gminy Ratowo od 27 kwietnia 1872 r. był niejaki Szczepański, a pisarzem – niejaki Dutkiewicz (niestety, nie udało mi się znaleźć ich imion). W całej gminie żyło wtedy 4068 mieszkańców.

Przytoczę niepełną listę władz gminnych z okresu popowstaniowego, jaką udało mi się ustalić:

– w 1879 r. wójtem był Antoni Bielicki,

– w 1888 r. wójtem był Józef Staniszewski, pisarzami – Antoni Karwowski i Zygmunt Białowiejski, kasjerem – Jan Drapczyński

– w 1905 r. wójtem był Franciszek Śliwczyński

 

W 1915 roku do Radzanowa wkroczyli Niemcy, którzy zaprowadzili swoje porządki. Gubernia płocka znalazła się w Generalnym Gubernatorstwie. Nasz teren włączony został do Rejencji Ciechanowskiej. Powiat mławski został utrzymany, ale pod nazwą kreis (okrąg). Gmina Ratowo z siedzibą w Radzanowie została zlikwidowana, a jej teren włączono do gminy Mostowo. Siedziba gminy Mostowo znajdowała się w Szreńsku. Radzanów znalazł się w gminie Mostowo.

Przytoczę fragment z Księgi adresowej dla przemysłu, handlu i rolnictwa na rok 1916, wydanej w Warszawie w 1915 r., dotyczący Radzanowa (fot. 5) .

fot_5

Fot. 5. Informacja o Radzanowie z 1915 roku.

 

Po zakończeniu I wojny światowej Polska powróciła na mapy Europy. Wówczas podjęto nowe reformy ustroju administracyjnego w wolnym kraju. Ciekawe byłoby opowiadanie o tych czasach.

HISTORIA RADZANOWSKIEGO EMIGRANTA.

HISTORIA JEDNEGO EMIGRANTA

 Waldemar Piotrowski

     Wiele radzanowskich rodzin ma podobną historię. Historia mojej rodziny nie odbiega jakoś znacząco do innych. Możliwość opowiedzenia o starych dziejach może zachęcić młodych do poszukiwania swoich przodków i podzielenia się tymi wiadomościami z innymi. Łączy nas bowiem „wspólnota dziejów” – Radzanów.

 

Moją historię zacznę od 1855 roku, czyli 160 lat temu. Wówczas pisarzowi miejskiemu przy Magistracie miasta Radzanowa, Ignacemu Czepkiewiczowi –mojemu prapradziadkowi, urodziła się córka, której na chrzcie świętym nadano imię Zofia Anastazja. Małżonkowie Ignacy i Józefa Czepkiewicze mieli kilkoro dzieci, Zosia była najmłodsza. Ponieważ posada pisarza była stanowiskiem państwowym, rodzinie wiodło się dobrze. Podczas uwłaszczenia, Ignacy Czepkiewicz otrzymał przydział ziemi, której część dostała się także Zofii przy okazji małżeństwa, jako posag. Obszarowo nie było to duże gospodarstwo. W 1873 roku wyszła za mąż za Andrzeja Szpakowskiego, dziesięć lat starszego od niej.

 

Andrzej Szpakowski urodził się w miejscowości Brzuze (niedaleko Rypina). Były to już właściwie Prusy, choć powiat Rypin należał do Guberni Płockiej. Nie wiadomo, w jakich okolicznościach osiemnastoletnia panienka poznała swojego przyszłego męża i to z tak daleka. Istnieje podejrzenie, że Andrzej przyjechał do swojego wuja, który posiadał gospodarstwo w Bielawach Złotowskich. Ponieważ Bielawy należały do parafii Radzanowskiej, mogli się spotkać podczas pobytu Andrzeja w Radzanowie.

 

Andrzej i Zofia Szpakowscy zamieszkali w Radzanowie przy ulicy Koziej (obecnie Sienkiewicza 4). Prawdopodobnie mieli czworo dzieci – dwie córki i dwóch synów. W 1876 urodziła się moja babcia – Bronisława Szpakowska. Najmłodszym był Antoni. Mój pradziadek Andrzej Szpakowski zmarł 2 stycznia 1885 roku w wieku 40 lat.

 

Bronisława Szpakowska poznała Stanisława Piotrowskiego ze Śródborza (parafia Glinojeck), dwa lata starszego, którego poślubiła 11 lutego 1903 roku w Radzanowie. Dodam, że prababcia Zofia Szpakowska po owdowieniu wyszła powtórnie za mąż. Przez pierwsze cztery lata wszyscy zamieszkiwali w niewielkim domu.  

 

W tym miejscu przypomnę Czytelnikom bloga, że książka na której opierały się dwa poprzednie odcinki poświęcone emigracji, tj. „Listy emigrantów do Brazylii i Stanów Zjednoczonych” pokazuje, że z powiatu rypińskiego wiele osób emigrowało za ocean i że emigracja była łatwa z powodu bliskości granicy rosyjsko-niemieckiej. Mając rodzinę w Brzuzach, Antoni Szpakowski i jego szwagier – Stanisław Piotrowski postanowili udać się do Stanów Zjednoczonych aby zarobić trochę „grosza” i wrócić. I tak zrobili.

 

W rodzinie przekazywana była informacja, że Stanisław Piotrowski wyjeżdżał dwa razy do Ameryki. Po raz pierwszy po ślubie i urodzeniu się pierwszej córki Julianny w lutym 1907 roku. Po trzech latach powrócił, sam. Antoni Szpakowski pozostał. Wtedy zaczęto budować dom drewniany. W dniu 30 sierpnia 1911 urodził się mój ojciec. Tego właśnie dnia w Radzanowie wybuchł kolejny, wielki pożar. Łóżko z matką i dzieckiem wyniesiono do ogrodu przy plebani. Dom spłonął. Po pożarze mieszkańcy ulicy Koziej, zbierając się po dwie rodziny przystąpili do budowy nowych domów, tym razem z czerwonej cegły. Stanisław Piotrowski budował z Franciszkiem Kwiatkowskim (obydwa budynki się zachowały do dzisiaj). Budowa wymagała sporych wydatków, a gospodarka nie była duża. Zabrakło na dokończenie budowy. I znowu, po raz drugi, dziadek, tym razem ze swoim bratem Janem, wyjechał do Ameryki. W Środę Popielcową 1913 roku babcia, będąca w 7 miesiącu ciąży pożegnała męża, a w Wielki Czwartek urodziła się moja ciocia – Janina. Ojca nigdy nie zobaczyła.

 

Detroit w dzielnicy Wayne (stan Michigan) w Stanach Zjednoczonych, gdzie trafił dziadek, stanowiło bardzo duże skupisko Polonii. Polacy stanowili zwarte środowisko tworzące tzw. „Poletown” – polskie miasto. Przy jednej z głównych ulic, Medbury, ze składek imigrantów zbudowany został kościół pod wezwaniem Św. Stanisława (fot. 1).

 kosciol_sw_Stanislawa

 

Fot. 1. Kościół p.w. Św. Stanisława w Detroit (fotografia współczesna).

 

Dziadek wynajmował pokój przy ul. Medbury 2016. Pracował w fabryce Chevrolet Motors. Początkowo przysyłał drobne kwoty i prezenty, jak np. zegarek dla syna. Ale czasy w Ameryce zmieniły się po 1920 roku. Spadek zarobków i bezrobocie doprowadziły do tego, że nie mając pieniędzy na powrót, Stanisław Piotrowski popadł w alkoholizm i przez pomyłkę, jak napisano w amerykańskim akcie zgonu, napił się kwasu solnego i zmarł w Detroit 8 grudnia 1923 roku (fot. 2). Tam też został pochowany na Mt. Olivet Cemetery. 

akt_zgonu

 

Fot. 2. Akt zgonu Stanisława Piotrowskiego w Detroit.

 

Będąc w 1997 roku w Stanach Zjednoczonych udało mi się dotrzeć do miejsc w których przebywał mój dziadek. Nie istniał już dom, w którym mieszkał przy Medbury 2016. Kościół należał już do innych wyznawców, gdyż w 1989 r. został sprzedany. Poletown zostało opuszczone przez Polaków i zasiedlone przeważnie przez Murzynów. Odnalazłem jedynie na cmentarzu na Mt. Olivet grób dziadka. Po prawie 75 latach od jego tragicznej śmierci mogłem przy jego grobie odmówić modlitwę i zapalić świeczkę.

PODRÓŻE EMIGRANTÓW ZA OCEAN NA PRZEŁOMIE XIX I XX WIEKU.

PODRÓŻE EMIGRANTÓW ZA OCEAN NA PRZEŁOMIE XIX I XX WIEKU

 

W naszych artykułach historycznych zamieszczanych na blogu przewija się problem emigracji zarobkowej, szczególnie dotkliwy pod koniec XIX wieku w Naszym rejonie . Wobec wielkiego exodusu ludności za ocean, ciekawość wzbudza przebieg podróży, a więc czym i jak, tak liczna masa ludzi udawała się na emigrację. Ponieważ mój dziadek także emigrował do Ameryki przed I wojną światową, poszukiwałem informacji o warunkach podróży.

W 2012 roku nadarzyła się świetna okazja aby zapoznać się z tym tematem Ukazała się bowiem niezwykła książka, której okładkę prezentujemy na zdjęciu.

fot1

 

Fot. 1. Okładka II. wydania zbioru listów emigrantów.

I. wydanie książki ukazało się w 1956 roku. Zespół autorski: Witold Kula, Nina Assorodobraj-Kula i Marcin Kula opracował do druku zbiór listów zatrzymanych przez cenzurę carską, nadsyłanych do rodzin w kraju przez emigrantów. Nigdy nie dotarły one do adresatów. Są kopalnią wiedzy wypraw „za chlebem”. Książka jest interesująca dla nas, bo zawiera listy pisane przez wyjeżdżających z pobliskich powiatów: Rypin, Lipno i Dobrzyń, a kilka listów dotyczy miejscowości w powiecie mławskim.

Przytoczę treść listu nadesłanego z Bremy (fot. 2) przez Ludwika Koronowskiego w drodze do Stanów Zjednoczonych do żony, mieszkającej w Zielonej (gmina Kuczbork).

fot2

 

Fot. 2. List L. Koronowskiego z datą 6.III.1891 r. na papierze firmowym Biura Podróży „F. Missler” z widokiem okrętu w nagłówku

Treść listu:

Kochana żono, w pierwszych słowach listu mojego niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Teraz, kochana żono, opisze ci czałą swoją podrósz, od wyńścia ze Zielony asz do dnia tego, któren ten list końcyć będe. Od Zielonij przyjochałem szczęśliwie do Zielunia, wstępowałem do matki, zjadłym objat i wystarała się prowadnika. Poszedłem z niem pod granicze na Budy do niego. Przybrał do siebie dwóch, pytam jych się co będo żądali, powiadają 5 rubli, zaczołem tyle prosić asz na 3 ruble. Podeślim pod granicę, od południa, asz do 6 godziny pilnowalim na ruszka [=Rosjanina] asz była zmiana asz o godzinie 6 wieczór akurat nadszidł drugi i dopieru zaczelim przez granicze wyrywać do Licbarka, tom przybyli to jus była godzina 8 wieczor. A ten o którem to jest Jarzynka, to on poszedł na kartę [=paszport]  rano tego dnia, to jest 27 lutego, on był wpierwoj w Licbarku, poszedłem do jego znajomka i on kazał zaprowadzić do Koronowskiego a mojego stryja. Takem się zapoznalim, zarasz przyjęli, dali noclig i życze [=wikt] pożądne [w] szobotę i w niedzielę do drugiej godziny po poudnia, za to nic ode mnie nie chcieli, tylko żeby kedy rasz dać za jejych dusze, niech jym Bóg stokrotnie wynadgrodzi. 1 marca to jest w niedziele o drugej godzinie po południu z Licbarka odjechalim dalej. Jechało nasz jednem wagonem przesło 40, jachaliśmy aż do Jabłonowa, tam się przesiada na drugi wagon  my jakośmy ostrożni byli i baczni na wszystko, jak tylko pociąg stonął, zaraz my prześli nie na te stronę, gdzie stał foksal [=peron] tylko na drugą strone za wagony i poślim za foksal, aby nasz nikt nie widział, dawalim baczność na to wszystko co się tam działo, a ci resta jak wychodzieli z wagonów tak wszystkich żieńdary zabrali i podobno ich wrócieli do kraju, to nasz tylko tych wszystkich zostało nas 6ciu.

Póżniej nadszedł drugi pociąg i myśmy wszedli i jechalim z tem strachem aż do Berlina. O godzinie 5 rano w poniedziałek, jakem tylko ześlim z wagonu na foksal, przeprowadzieli nasz bez niego jak besz jaki raj, bo to jest przecudne mniasto. Tam jus był spokój, zaras [nas wziął] na formankę tego agenta posłanies, bośmy mnieli adres do jednego agenta i zawieźli nasz do tego mniejszcza, gdzie ten agent mieszkał i wykupilim szyfkartę [=bilet na statek]. I wieźli nas przez Berlin, tu jus się robota rozpoczęła, molaże murują. Tu tak ciepło jak w maju u was w Polszcze. Odwieźli nas do Bremskiego foksalu o godzinie 3ciej po południu to jest w poniedziałek. Jakeśmy jechali do Brymu to było w dzień, widzieliśmy ludzie w polu robili, orali, gnój trzęśli na koszulę bo tu ciepło, żyto zazieliniło, a tam w Polscie może jeszce śnieg lezał. To jest 2 marca, to jest w ten sam dzień poniedziałek, przyjechalim o godzinie jedenastej wieczór do Brymu. S foksalu nas wzięli do derekcyi, tam nam podpiszali szyfkartę i zaprowadzili nasz do chotelu, tam zapłacilim za noc i za dzień putora marki. Mnieliśmy wyjechać w środę, ale ze dla wielkego natłoku ludzi musielim czekać asz do szoboty. Chociasz czekalim, ale już bez kosztu, nikogo już fejnika nie dał, bo te zycie i mieskanie to już na koszt dyrekcyi, dlatego, bośmy mieli wykupiono szyfkartę na środę, tylko że nasze nomera kart były później brane, przato że jusz dla nasz zabrakło miejsca na okręcie, bo ci pasażery mnieli przód wysłane szyfkarty, przez to zostało bardzo dużo ludzi na szobotę. A ten list, który przyszedł lub przyjdzie z Berlina od naszego agenta to adres. Nie strać go bo on się przyda lub tobie zono lub komu innemu, mniej go u siebie. A terasz opisze ci jake mam życie w Bremnie. Take śniadanie: 3 bułky, kawy ile można wypić i 10 gornuszek. Obiat taki: kartofle, morchew razem w roszole gotowane, kartofle z kapusto w roszole gotowane, mnieszo bardzo tłuste wiepszowe i rentowne i do przekoski chleb, a kolaczyja chleb, masło na spodku, kawy ile chcąc. A terasz opisze swoją tęskność jako mam, żebym mniał skrzydła to zarasz do ciebie, kochana żono, frugął bym. Tutaj w Bremnie przez ten cas jest dobsze. Wyspanie mam bardzo pożądne i zycie, siedzie od poniedziałku do szoboty, nie wiem co my do głowy przychodzi, to jest [w] Bremenie do dnia 6 marca. Jestem zdrów z łaski Pana Bogo, czego wam, kochana zono i kochane moje dzieci życi zdrowia i dobrego wychowania od swojej matki. A terasz pozdrów ode mnie pana Kocięckiego, państwa Spejnów i życie wam dobrych swąt. Będę siadał 7 marca o godzinie 8 z rana, o teras nie spodziewaj się predziej listu jas mnie Pan Bog przeprowadzi i dostane się w robote. Więcej nie będę pisał bo papieru mało, Ludwik Koronowski.

 

Tak więc, Ludwik Koronowski przekraczał granicę nielegalnie, podobnie jak większość emigrantów. Musiał bardzo uważać, aby nie wpaść w ręce żandarmów. Udało mu się dotrzeć do Bremy bez przeszkód. Na fot. 3 zamieszczamy ulotkę informacyjną Firmy „F. Missler”, zawierającą szczegóły podróży. 7-go marca 1891r. przypadała sobota, więc popłynął do Nowego Jorku. Według rozkładu rejsów parowców wypływających z Bremy wynika, że płynął okrętem o nazwie „Eider”.

 

O tym, co czekało emigrantów po drugiej stronie „wielkiej wody” opowiemy w drugim odcinku.

fot3

 

 

 

 

 

Fot. 3. Ulotka informacyjna Biura Podróży „F. Missler”

Mławska 1

Z HISTORII DOMU KTÓREGO JUŻ NIE MA

autor: Waldemar Piotrowski

     Historię domu rodzinnego przy ulicy Mławskiej 1, jaką pamiętam, zacznę od końca, to znaczy od chwili jego sprzedania. Znajdował się pod adresem „Mławska 1” i w chwili sprzedaży w 2005 roku miał około sto lat. Jego wygląd zamieszczony jest na fotografii poniżej. W chwili obecnej na tym miejscu znajduje się inna budowla, wykorzystywana jako minimarket najpierw pod nazwą „Milea”, a obecnie „Carrefour Expres”. Fotografia w nagłówku przedstawia dom przy ul.Mławskiej 1.

    Akt kupna połowy tego domu przez moich Rodziców dokonał się w 1957 roku. Pamiętam ten moment, bo w owym roku zacząłem chodzić do szkoły podstawowej i w Radzanowie zabłysło światło elektryczne.

O tym, że posiadłość jest do kupienia wiadomo było od dawna, jednak nie wiadomo było, kto może być właścicielem lub spadkobiercą. W całym domu, składającym się z części frontowej (pokazanej na zdjęciu, pochodzącym z lat siedemdziesiątych XX w.) posiadającej cztery pokoje na parterze wraz z sienią i dwa pokoje na piętrze oraz dobudówki (zwanej oficyną) posiadającą dwa pokoje, mieszkał fryzjer nazwiskiem Ochrytko oraz jedna pani z dwojgiem dzieci – przedwojenna nauczycielka, Anna Zdunkiewicz (z domu Jaworska). Jej mąż – Eugeniusz Zdunkiewicz, syn Jana i Stanisławy Jadwigi Zdunkiewiczów cierpiał na padaczkę i zmarł 28 marca 1954 r. w wieku 46 lat. Eugeniusz Zdunkiewicz nie był jednak jedynym synem rodziców Jana i Stanisławy Zdunkiewiczów.

Historia domu przy ulicy Mławskiej 1 sięga początku XX wieku. Wiąże się właśnie z Janem Zdunkiewiczem, urodzonym i zmarłym w Radzanowie, pochowanym na tutejszym cmentarzu parafialnym.

 Jan Zdunkiewicz urodził się w Radzanowie w 1870 roku. Jego rodzice, Wawrzyniec Zdunkiewicz i Marianna z domu Rożkiewicz prowadzili w Radzanowie gospodarstwo. Ile mieli dzieci, nie jest mi wiadomo. Wiadomo natomiast, że ich syn – Jan,  posiadał spore zdolności i otrzymał niezłe wykształcenie. Pod koniec XIX wieku zamieszkiwał w mieście Onega w Guberni Archangielskiej, gdzie był felczerem, prawdopodobnie w wojsku rosyjskim. W 1901 roku znalazł się czasowo w Warszawie, gdzie poznał pięć lat młodszą od siebie pannę pochodzącą z Płońska, mieszkającą przy ulicy Stare Miasto 25, wspomnianą Stanisławę Bachsztejn. 18 września 1901 r. odbył się ich ślub (akt ślubu znajduje się w Archiwum Archidiecezjalnym – AAW w Warszawie, Parafia Św. Jana, 1901, nr 159). W chwili ślubu Jana Zdunkiewicza w Warszawie, spośród jego rodziców żył jeszcze w Radzanowie tylko ojciec. Wkrótce po ślubie małżonkowie wyjechali do Onegi. Tam 10 lipca 1902 r. urodziła się pierwsza córka – Wacława (akt urodzenia w AAW, Par. Św. Jana, 1903, nr 570). W 1903 roku rodzina przeniosła się do Warszawy, gdzie 26 sierpnia urodził się syn – Jerzy Marian (AAW, 1903, akt ur. nr 571). W 1908 r. urodził się wspomniany Eugeniusz. Jednak w Warszawie nie znalazłem jego aktu urodzenia. Wydaje się, i to warto sprawdzić, że pomiędzy 1903 i 1908 rokiem rodzina Jana Zdunkiewicza przeprowadziła się do Radzanowa. Tutaj prawdopodobnie urodził się Eugeniusz i najmłodsza córka – Jadwiga. Wówczas też zbudowany został dom, o którym mówimy. Na piętrze znajdowała się izba lecznicza, gdzie jako felczer przyjmował chorych, w tym dzieci. Z czasem, już po zakończeniu I wojny światowej, w obydwu pokojach od ulicy uruchomiono restaurację. Prowadzeniem biznesu zajmowała się żona, posiadając do pomocy jedną kelnerkę, będącą jednocześnie opiekunką do dzieci. Charakterystycznym miejscem była piwnica, znajdująca się pod podłogą jednego z pomieszczeń przy ulicy. Cała piwnica, wraz z półkolistym sklepieniem była wymurowana z czerwonej cegły. Z jednej strony posiadała także ceglane schody, a z drugiej – od ulicy – specjalny właz, którym wpuszczano beczki z piwem lub innymi napojami oraz skrzynki z produktami  żywnościowymi. Rodzinie od strony finansowej wiodło się zupełnie dobrze. Jan Zdunkiewicz pielęgnował polskie tradycje narodowe i wychowywał dzieci w duchu patriotycznym. Syn Jerzy, jeszcze będąc w szkole, w wieku 17 lat zgłosił się do wojska i brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 1919-1920 roku jako żołnierz Armii Ochotniczej. Po zakończeniu wojny podjął studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego, które ukończył w 1929 roku. Przez pewien czas pracował jako lekarz w Toruniu. Po krótkiej praktyce powrócił na Uniwersytet Warszawski, gdzie został pracownikiem naukowym. W 1930 r. ukończył Szkołę Sanitarną Podchorążych Rezerwy. Specjalnością jego były choroby wewnętrzne. Według „Urzędowego spisu lekarzy” na 1931 rok prowadził praktykę lekarską, posiadając gabinet przy ulicy Złotej 34. 19 września 1931 r. zawarł związek małżeński z Ireną Paluch w kościele parafialnym pw. Wszystkich Świętych. Miał dwoje dzieci – syna Lecha (1932-1991) i córkę Krystynę. Rodzina zamieszkiwała w Warszawie przy ul. Grochowskiej 138. W 1937 r. otrzymał stopień podporucznika, a w 1939 roku zmobilizowany został do Centrum Wyszkolenia Sanitarnego. Wziął udział w wojnie obronnej we wrześniu 1939 r. i znalazł się na terenie zajętym przez Sowietów. Internowany przez NKWD, rozstrzelany został 14 kwietnia w Katyniu dokładnie 75 lat temu.

Jan Zdunkiewicz zmarł w Radzanowie 3 czerwca 1930 r. Przed swoją śmiercią sporządził zapis notarialny, w którym jedynym właścicielem posiadłości uczynił starszego syna – Jerzego. Przed wybuchem wojny we wspomnianym domu zamieszkiwała wdowa -Stanisława Zdunkiewiczowa z dwoma córkami. Z nieznanych mi powodów, w okresie II wojny światowej , zmuszone zostały do jego opuszczenia. Jak wspominał mój teść, przez okres wojny zajmowały część domu Ozimkowskich przy ulicy Koziej (obecnie Sienkiewicza). Starsza córka Wacława utykała na nogę. Po zakończeniu wojny wyjechała z Radzanowa. Młodsza wyszła za mąż za Stanisława Witkowskiego i razem wyjechali do Ostródy, zabierając ze sobą Panią Zdunkiewiczową.  To z nią w sprawie kupna domu spotkał się po raz pierwszy mój ojciec w 1957 roku.

Stanisława Zdunkiewiczowa twierdziła, że dokumenty własnościowe się spaliły i żadne papiery się nie zachowały. Kiedy miała się odbyć w Mławie umówiona sprawa kupna domu u notariusza okazało się, że istnieje księga wieczysta działki, i że jedynym jej właścicielem jest wpisany dr Jerzy Zdunkiewicz. Wówczas Pani Zdunkiewiczowa przypomniała sobie, że ma w torebce jakiś papier. Okazała się nim kopia zapisu. Wówczas poirytowany notariusz stwierdził: „proszę pani, siedzi pani na koniu i konia szuka?” W tej sytuacji transakcja się nie odbyła, a mój ojciec pojechał do Warszawy szukać właściciela, nie znając adresu;  wdowa także go nie znała! Będąc w zarządzie Izby Lekarskiej lub w Związku Lekarzy dostał przedwojenny, praski adres Jerzego Zdunkiewicza. Szczęście mu dopisywało, bo pod tym adresem w dalszym ciągu zamieszkiwała żona, Irena Zdunkiewicz z dziećmi. Zaskoczona wizytą dowiedziała się, że jest właścicielką  domu w Radzanowie. Wyraziła chęć sprzedaży nieruchomości i przyjazdu do Mławy. Kiedy spotkali się ponownie u notariusza okazało się, że działka jest zadłużona i że właścicielka nie jest skłonna uregulowania zaległości. Jednak po pewnych pertraktacjach transakcja kupna zakończyła się sukcesem. Nieruchomość została nabyta przez dwie rodziny – moich Rodziców oraz przez Państwo Stanisława i Janinę Olszewskich w równym udziale. W 1968 roku rodzice razem z Jankowskimi odkupili połowę należącą do Państwa Olszewskich, którzy kilka lat wcześniej wyprowadzili się do Władysławowa.

Przez prawie pięćdziesiąt lat tamten, nieistniejący dzisiaj dom, był miejscem i świadkiem  wielu wspaniałych przeżyć oraz szczęśliwych chwil w moim życiu i najbliższych mi osób.

NOWA RZEKA, CZYLI XIX – WIECZNY SPOSÓB NA REGULACJE WÓD WKRY.

NOWA RZEKA, CZYLI XIX- WIECZNY SPOSÓB NA REGULACJE WÓD WKRY.

Autor : Waldemar Piotrowski

 

    Na zamieszczonym poniżej fragmencie mapy sztabowej z 1957 roku (a więc jeszcze sprzed regulacji Wkry) pokazana jest Nowa Rzeka, na mapie nazwana „Starym kanałem”. Biegnie ona od drogi Dzieczewo-Smólnia, przecinając drogę z Radzanowa do Gradzanowa Kościelnego. Ciekawa jest jej historia. I wydaje się – mało znana, nawet wśród starszych mieszkańców Radzanowa.

mapa2(1)

 Mapa okolic Radzanowa 1957 r.

       Naszą opowieść rozpoczniemy od przedstawienia osoby Karola Ujazdowskiego. Urodził się w 1822 roku. Rodzicami jego byli Julian Faustyn Walenty Ujazdowski h. Ślepowron (ur. ok. 1790) i Józefa Józefata Marcelina Zaborowska h. Grzymała (ur. ok. 1800). W 1843 r. odbył się w Płocku ślub Karola z Franciszką Kwasieborską (ur. 1820 r.). Po rodzicach objął majątek w Nagórkach, leżących w pobliżu Płocka. Wychowany w duchu patriotycznym, zaangażował się w walkę narodowo-wyzwoleńczą i został w okresie Powstania Styczniowego naczelnikiem cywilnym województwa płockiego, którą to funkcję piastował od czerwca do sierpnia 1863 roku. Była to funkcja tajna i, niestety, został zdekonspirowany przez szpiega. W porę ostrzeżony przed aresztowaniem, zdążył się ukryć w krzakach przed Moskalami i następnie, wyjechał do Berlina. Niektóre źródła podają, że był schwytany przez Moskali i zesłany na Syberię. Jak dalej zobaczymy, chyba tak nie było. Prawdopodobnie, po wykupieniu sobie amnestii w 1865 roku, powrócił do kraju. Nie mógł objąć majątku w Nagórkach – tam już był dziedzicem jego syn – Julian. Kupił więc folwark Smólnia (pisano także Smulnia), w pobliżu Radzanowa.

karol_ujazdowski

Karol Ujazdowski (1822-1900)

 

   Patrząc na zamieszczoną mapę, Smólnia – to niestety – teren bardzo podmokły. Karol Ujazdowski, jako człowiek czynu, podjął działania w kierunku osuszenia własnej posiadłości. Zaprosił do siebie, do Smólni, inżyniera – Kazimierza Girdwojna z Warszawy, nota bene uczestnika Powstania Styczniowego, któremu zlecił opracowanie planu osuszenia majątku. Ekspertyzę inż. Girdwojna zamieszczamy poniżej.

 

Niwellacya wstępna dokonana od 1 do 6 lipca 1879 r. w celu zbadania łąk położonych nad rzeką Działdówką w powiecie Sierpskim, mianowicie: Smoleńskich i Zgliczyńskich.

 

S p r a w o z d a n i e.

«Łąki położone przy rzece Działdówce, wyżej od osady Radzanowa, skutkiem istniejących zakładów wodnych w Radzanowie*, a także skutkiem silnego pokręcenia i zanieczyszczenia koryta saméj rzeki, są zamienione na trzęsawice, nie dające na jakość prawie żadnego sprzętu**. Badanie wstępne téj miejscowości wykazało, że gwałtownie tu konieczne osuszenie, może być dokonane dwojakim sposobem:

«1) Przez uregulowanie koryta rzeki, zniszczenie zakładów wodnych pod Radzanowem, lub przynajmniej objęcie w groblę części koryta, dokąd wylew ze stawu Radzanowskiego jest szkodliwym (mniej więcej do łąk Zgliczyńskich) albo też:

«2) Przez odszukanie drogi bocznéj dla odpływu wód zabagniających te przestrzenie, któréj ujście miałoby, niżéj od Radzanowa.

«Osuszenie pierwszym sposobem, jest nie do zastosowania z powodu braku potrzebnego na ten cel znacznego kapitału; pozostaje więc jedynie możebnym sposób drugi, znacznie tańszy, a mało co mniéj skuteczny.

«Niwellacya dokonana w trzech kierunkach wykazała, że najwłaściwszy kierunek dla kanału osuszającego jest linia środkowa, za nią mniéj korzystną jest linia graniczna pastwisk Radzanowskich, a najmniéj linia najdłuższa t. z. struga.

«Prowadząc odpływ w kierunku środkowym i nadając spadek 0,012%, możebnem będzie zniżenie letniego poziomu wód, w środku łąk Smoleńskich na 1,50 metr, czyli 5 stóp angiel.; przy granicy Zgliczyńskiéj na 0,90 metr, czyli 3 stop. ang. A na łąkach Zglinickich w ich środku na 0,45 metr, czyli 1½ stop ang. Wszystkie zaś łąki, położone wyżéj ku Bieżuniowi, jak Łopacińskie, Siemiątkowskie, Sokołowy-Kąt i t. d. z natury rzeczy, mogą ostatecznie to mieć jeszcze głębsze.

«Długość kanału odpływowego, począwszy od rzeczki Jezierzwy aż do ujścia, w miejscowości zwanéj Brzeźnia, do rz. Działdówki, wynosi prętów około 1800***. Dwa drugie kierunki są znacznie dłuższe.

«Melioracya ta, tak potrzebna dla okolicy pod każdym względem, każe nie wątpić, że przeszkody, jakie zwykle mają miejsce gdy idzie o zgodne współdziałanie wielu w jednym celu, zostaną przez właściwe Władze usunięte.»

W Smólni 6 lipca 1879 r.

Kazimierz Girdwojn, Inżynier

* chodzi o młyn wodny i hamernie,

** chodzi o plony siana,

*** pręt – jednostka długości, 1 pręt polski=15 stóp=4,22 metra.

 

Ekspertyza inż. Girdwojna jednoznacznie wskazywała na najbardziej korzystne przekopanie kanału na południe od Radzanowa, łączącego tereny bagienne znad Wkry, z tą samą rzeką, ale już za Radzanowem.  Plan osuszenia rozlewiska Wkry Karol Ujazdowski rozszerzał w kierunku Bieżunia, i był to plan niezwykle ambitny.

Jak sam pisał w „Korrespondencie Płockim” :

 

 Uprzejmie prosząc, o zaznajomienie ogółu z powyższém sprawozdaniem interesującem jak sądzę, wszystkich naszych ziemian posiadających podobne łąki, mam nadzieję że właściciele takowych, szczególniéj między Radzanowem a Bieżuniem położonych, z uwagi na pewne korzyści z osuszania bagnistych łąk wynikające, zechcą bliżej ze mną w tym względzie się porozumieć i przyjąć udział w kosztach wykopania projektowanego kanału odpływowego. Dla jednego koszta są za wielkie; zbiorowo zaś, w porównaniu do otrzymać się rezultatów, są prawie nic nie znaczące. Kanał ten mogący być doprowadzony do skutku jeszcze w roku bieżącym, lub na przyszłą wiosnę wspólnemi siłami, przez terytoryum wsi Zgliczyna i osady Radzanowa od granicy Smólni – na gruntach któréj jest już dawniéj wykopany i wymaga tylko odnowienia – aż do rzeki Działdówki. Pod względem ekonomicznym i sanitarnym, jest on tak ważnym a stosunkowo nie kosztownym, żadnego wpływu na zakłady fabryczne w Radzanowie nie mającym, że nie wątpię, iż każdy z interesowanych rozumiejący dobrze, o ile się podnosi wartość majątku, posiadaniem obfitych i pożywną trawę wydających łąk, zwłaszcza dziś, gdy dochód z chowu inwentarza większe, aniżeli z produkcyi ziarna, zapewnia nam korzyści, rozpoczęte przezemnie, to jedno z najpilniejszych bo najwdzięczniejszych dla rolnika ulepszenie bez zwłoki poprzéć o ile możności zechce.

Świetne zaś, o czem wątpić nie można, a nadewszystko prędkie, z téj melioracyi skutki, dostarczywszy naszemu Towarzystwu Kredytowemu Ziemskiemu nowych dowodów, o ile podobne nakłady w gospodarstwie się opłacają i są dla nas niezbędne, skłonią może z czasem naszych opiekunów listów zastawnych, aby ich jak dotąd oczekując cierpliwie, aż jeszcze więcéj majątków wyjdzie z rąk naszych, i na poprawienie stanu krajowego rolnictwa nie żałowali.

Dla tych zaś, co nie wierzą, nie znając zadziwiających skutków osuszania łąk posłużyć mogą za dowód łąki pana Trzcińskiego z Sierpca, który z bagna, gdzie bez ulgnięcia w r. z. wejść nie było można, za pomocą rowów obniżywszy wodę, nie wiele więcéj nad stopę, ma w tym już roku, łąkę pokrytą prześliczną trawą, przerosłą koniczyną.

 

Po kilku miesiącach od opublikowania tego apelu, Karol Ujazdowski zamieścił w  lokalnej prasie swoje ustalenia, zdobyte w wyniku rozmów z właścicielami okolicznych majątków.

 

Po zamieszczeniu w «Korrespondencie Płockim» sprawozdania z czynności pana inżyniera Girdwojna, udałem się przedewszystkiem do W W. Naczelników powiatów Sierpskiego i Mławskiego – tych dwóch bowiem powiatów ta sprawa dotyczy – z prośbą o możliwe z ich strony poparcie, które też z uprzejmą i chętną gotowością, odpowiednią ważności tego przedsięwzięcia, otrzymałem. Następnie, starałem się porozumiéć w tym przedmiocie, ze wszystkimi interesowanymi właścicielami łąk, nader przychylnie dla mojego projektu usposobionymi, na czem polegając, przystąpiłem do ugodzenia grabarzy.

Wydane natychmiastowe polecenia do wójtów gmin: Bieżunia, Stawiszyna, Gradzanowa i Ratowa, posłużyły mi do zebrania uchwał gromadzkich, które wydały rezultat następujący: Wsie przez których grunta kanał osuszający ma przechodzić, jako to: Zgliczyn Witowy,  mający zalane nad rzeką Działdówką łąki, osada Radzanowo, Agnieszkowo, Józefowo, Adolfowo i Bębnowo (prócz ostatniego, osiadłe przez samych drobnych właścicieli), odnieść mające te z kanału korzyść, że im prócz łąk jeszcze nizkie i kwaśne pastewniki osuszy, z trzech kierunków zaprojektowanych przez p. Girdwojna, wybrawszy idący granicami, po różnych stawianych trudnościach, a nawet żądaniach za grunt zapłaty, na których usunięcie, nie jeden dzień trzeba było poświęcić, zgodziły się nareszcie na przeprowadzenie kanału, z warunkiem jednakże nieponoszenia żadnych na ten cel kosztów.

Jedyny tylko właściciel Ratowa, dotykający kilkunastu prętami tego kierunku, nie udzielił dotąd na kopanie wzdłuż granicy swojego zezwolenia, co przeszkody jednak w wykopaniu kanału, stanowić nie będzie.

Tyle co do wiosek przez które kanał ma być prowadzony; a teraz posłuchajcie o tych, których łąki, a w znacznéj części i pola orne, zalane wodą, przedstawiają obraz nędzy i rozpaczy. Trzciny, topiele, trzęsawiska, pomimo spuszczonéj zupełnie wody, przy młynie i hamerniach pod Radzanowem, dla ludzi i inwentarza prawie są niedostępne. Dowodzi to jasno, niezależnéj od potrzeb tych zakładów konieczności odprowadzenia zbytecznéj wody, będącéj plagą rozległéj okolicy, zamieniającą żyzne łany na nieużyteczne a nawet szkodliwe moczary.

Przedewszystkiem wypada mi tu wymienić wieś Zgliczyn Zarzeczny* w gm. Ratowo, rozdzieloną na drobną własność, graniczącą z Zgliczynem-Witowym, jako przykład godny naśladowania. Właściciele wioski téj, jednomyślnie uchwalili złożyć po rs. 2 z morga łąki posiadanej, przyrzekając, że jeżeli ta kwota okaże się niedostateczną, dodadzą na koszta wykopania kanału choćby do 5 rubli z morga.

     W gminach Stawiszyn i Bieżuń, drobni posiadacze prócz włościan z Glinek, którzy mają wykopać pewną ilość prętów kanału, wszyscy zupełnie odmówili udziału, pod pozorem, że im tak dobrze jak jest, a rzeczywiście dla tego, jak mówią między sobą, że gdy panowie wzięli się do tego, to i bez nich podołają; oni zaś korzystać będą nic nie dawszy. Logika, jak widzicie, bardziéj dla nich dogodna niż sumienna, na którą jedynie odnośne prawo znaleśćby mogło właściwą radę. Taka rada jest tem pilniejszą przez wzgląd na ogólny dobrobyt, że wziąwszy choćby tylko na uwagę przestrzeń błót pomiędzy Bieżuniem i Radzanowem, to większa ich połowa należy do drobnych właścicieli, których bez czynnego wdania się Władzy, niesłychanie trudno namówić do tego rodzaju ulepszeń.

W gminie Gradzanowo, wsie uwłaszczone: Suwaki i Chrapoń, uchwaliły każda po rs. 12 w ogóle, co z morga łąki, nie wypada nawet po kopiejek 30 i jest kropelką w morzu wydatków teraźniejszych i korzyści przyszłych; oznacza to jednak jakie takie pojęcie celu i dobre chęci.

Wsie: Sokołowy-Kąt, Nowa-Wieś, Dzieczewo i Siciarz, dla braku czasu jeszcze nic nie uchwaliły.

Od właścicieli większych majątków, jako to: Poniatowa, Siemiątkowa, Woli, Gołuszyna, Glinek, mam zapewnienie przyłożenia się do kosztów, jakie kopanie kanału pociągnie za sobą. Każdy z nas bowiem doskonale rozumié, o ile to wartość majątku przez osuszenie łąk a przytem i pól, podniesioną zostanie.

Od właścicielki Bielaw, gdzie nie tylko łąki, ale nawet owies widziałem w wodzie, któréj nie ma teraz gdzie spuścić, a las olszyny tylko w zimie po lodzie jest dostępny, jeszcze nie otrzymałem odpowiedzi.

 Pomimo tych niezupełnych powodzeń, mam jednak nadzieję, że wkrótce szczegółowe z każdego majątku i poważniejsze jak dotąd cyfry będę wam w możności wymienić, jakkolwiek oprócz z Siemiątkowa, Woli, Zgliczyna, Chraponia i z Suwak, więcej funduszu stanowczo określonego jeszcze nie mam. Kanał z urządzeniem szluzy do zatrzymywania w razie potrzeby wody, kosztować będzie około rubli 3,000; licząc przecież na dobrą wolę i dobrze zrozumiany interes własny każdego z właścicieli większych majątków między Bieżuniem i Radzanowem, mokre posiadających łąki, sprowadziłem już paręset rydli grabarskich i w Imię Boże rozpocząłem już od dwóch tygodni roboty. Kanał się kopie i jeżeli dopisze pogoda i pieniądze, to w tym roku jeszcze zostanie otwarty.

Na początek złożyłem pierwszy potrzebne pieniądze panu Bielickiemu, wójtowi gminy Ratowo w Radzanowie; jest on nader użytecznym w całéj téj sprawie pomocnikiem moim, za co miło mi tu jest wdzięczne wyrazić mu uznanie. Uprosiłem p. Bielickiego, aby wypłacał robotnikom i prowadził kontrolę przychodu i wydatków, każdy zatem ineressowany w wykopaniu tego kanału, może do rąk jego złożyć za kwitem dobrowolnie przez siebie oznaczoną summę, a z obrotu funduszów po ukończeniu robót, rachunek szczegółowy będzie zamieszczony w «Korrespondencie Płockim«.

Z powyższego mojego wiernego sprawozdania, możecie powziąć wyobrażenie, o zachodach, kłopotach i rozmaitych przeszkodach, jakie były i są jeszcze do pokonania. Trzeba błagać prawie jak o łaskę i ledwie, że nie płacić, za dozwolenie przeprowadzenia wody i osuszenie komuś bagna; trzeba przekonywać, zachęcać, wyciągać rękę jak po jałmużnę tam, gdzieby każdy popierając mnie, winien sam, w téj mozolnéj pracy przyjmować udział. Jakież to obszerne pole, do coraz lepszego poznawania ludzi i ich usposobień. Jakże posępno gdzie ciemno, a jak rozweselające serce gdzie się przedarło światło, przedstawiają się nam spostrzeżenia!

Dla tego też, doświadczając na każdym kroku licznych zawodów, nieusprawiedliwionego niczem oporu, różnych przykrości, które tylko instytucya publiczna, uzbrojona stosownym przywilejem, wobec tak ciemnych jeszcze pojęć o najelementarniejszych potrzebach naszego rolnictwa, mogłaby przezwyciężyć, – nie mogę nie ubolewać, uzbrojona stosownym przywilejem, wobec tak ciemnych jeszcze pojęć o najelementarniejszych potrzebach naszego rolnictwa, mogłaby przezwyciężyć, – nie mogę nie ubolewać nad tem, że nasze Towarzystwo Kredytowe Ziemskie nie może znaleść środków i sposobu na wytworzenie funduszu melioracyjnego, który, gdyby tylko miał za zadanie osuszanie błot w naszym kraju, jakich jest do zbytku (dreny i nawadnianie zostawiając na później), oddałoby już tem samem wielkie usługi, nietylko krajowemu gospodarstwu, ale i zdrowiu ludzkiemu, które w okolicach bagnistych, gdzie tak panujące są zimnice szcególniej między klasą ryboczą, ciężkie przechodzi próby.

K. Ujazdowski.

 

* Pobodzy

 

Niestety, zabiegi Ujazdowskiego nie znalazły zrozumienia. W zasadzie wszyscy właściciele gruntów leżących w pobliżu planowanego kanału, nie wnieśli żadnej pomocy finansowej. W efekcie, kanał został wykopany jedynie środkami K. Ujazdowskiego. Niestety, nie został on doprowadzony do końca, tzn. do połączenia z Wkrą. Trzy lata później w tymże „Korrespondencie Płockim” znajduje się informacja:

W Smólni pod Bieżuniem, właściciel p. Ujazdowski, wykopał kanał mający przeprowadzić wodę z rzeki Działdówki do rz. Wkry, z pominięciem zakładów wodnych w osadzie Radzanowo. Osuszone zostały znaczne przestrzenie, lecz kanał dokończony nie jest, bo interesowani nie wspierają téj ważnéj pracy i wszystko dotąd dzieje się kosztem p. Ujazdowskiego. Pan U… zaszczytnie znany z prac koło dobra publicznego i w tym kierunku dał dobry przykład, co uznały nie tylko nasze, ale i obce pisma. Dalsze prace zależéć  będą od umowy współinteresowanych. To co dotąd zrobione, zawsze znaczne korzyści téj okolicy przynosić będzie.

Wykonane przedsięwzięcia Karola Ujazdowskiego nie znalazły zrozumienia okolicznych właścicieli majątków. Nie zrażając się tym, w dalszym ciągu nadsyłał korespondencje do prasy. Propagował nowe metody i sposoby gospodarowania.

Niezależnie od tego, niektórzy właściciele majątków, między innymi Edmund Mejer z Trzask i Edward Beński z Bębnowa, własnym sumptem wykonali melioracje w obrębie własnych gruntów.

Warto dodać, że pod koniec XIX wieku, majątek Smulnia, którego właścicielem był Karol Ujazdowski, wszedł w posiadanie Adolfa Beńskiego, brata dziedzica Bębnowa – Edwarda.

 

RADZANÓW W 1900 ROKU.

RADZANÓW W 1900 ROKU.

Waldemar Piotrowski

Wyobraźmy sobie, że jest rok 1900, rozpoczyna się XX wiek. I naszą miejscowość. Jak ona wtedy wyglądała?

       Natrafiłem na korespondencję z Radzanowa, zamieszczoną w piśmie „Echa Płockie i Łomżyńskie” z dn. 17(30) maja 1900 roku, nr. 43, s. 3 podpisaną pseudonimem Lewałt. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła w związku z tą nazwą, to herb Lewałt. I tu niespodzianka, herbem tym pieczętowali się Majerowie, dziedzice Trzask.Grobowiec rodzinny znajduję się na cmentarzu parafialnym w Radzanowie , dgyż Trzaski do 1925 roku należały do naszej parafii.

Oto jej treść:

,,Radzanów, miasteczko z ludnością około 4.000 głów, niedawno zamienione na osadę odznacza się pewnem ożywieniem handlowem; targi odbywają się co środa każdego tygodnia, nadto w ciągu roku bywa 6 jarmarków, na których niejeden chłopek zawiera korzystną tranzakcję. – Niestety ruch handlowy, który rozwinąłby się tu znacznie pokaźniej, paraliżowany jest przez fatalną komunikację. Miasteczko, leżące o 22 wiorsty od powiatowej Mławy, o 16 wiorst od Raciąża, 12 od Bieżunia, 14 od Żuromina i 10 od Szreńska – posiada tylko od strony Raciąża możliwą drogę; z trzech stron pozostałych znajdują się rzeki: Działdówka od strony Bieżunia, od wschodu Mławka, z wpadającą w nią rzeczką Szrońką, połączone z Działdówką wpadają do Narwi pod wsią Pomiechowem. Otóż mosty na wszystkich tych rzekach są w tak opłakanym stanie, że przejeżdżającemu grozi utopienie, lub co najmniej zimna kąpiel. – Most zaś należący do dóbr Zgliczyn-Glinki, już od roku zamknęła policja.

     Przykre to jeszcze bardziej z tego względu, że wnioskując po energji mieszkańców okolicznych, stan taki potrwać może całe lata.

     Tymczasem pewne ożywienie wywołuje w osadzie sklep monopolowy, obok którego obrało locum kilku rzeźników; po wódce są więc przekąski, zaostrzające pragnienie. Przyjąwszy jeszcze pod uwagę pobliską restaurację Antoniego Różyckiego, rozumiemy, dla czego w Radzanowie spotkać można obecnie pijanego również często, jak i przed wprowadzeniem monopolu.

    Z ważniejszych zakładów publicznych osady, wymienić należy: szkołę elementarną, urząd gminny, aptekę. Przed rokiem posiadaliśmy w osadzie i lekarza – d-ra Hirszfelda, który zjednał sobie zaufanie wśród okolicznej ludności wiejskiej; od czasu jednak otrzymania posady rządowej, opuścił Radzanów i dotychczas jesteśmy bez lekarza, a szkoda, gdyż lekarz w takiej osadzie, jak nasza, porzuconej zdala od innych miasteczek, miałby powodzenie.

   Parafja Radzanów posiada dwa kościoły: jeden w osadzie – drewniany, szczupły; drugi w Ratowie po-bernardyński, z obrazem cudownym św. Antoniego, murowany; rektorem kościoła ratowskiego jest ks. Sękowski, któremu chyląca się do upadku świątynia zawdzięcza gruntowne odnowienie.

   Poruszywszy najważniejsze sprawy miejskie, słów kilka poświęcić trzeba okolicom Radzanowa. Ziemie tu mniej więcej wszędzie lekkie, piaszczyste, niewdzięczne, więc i parafianie nie bogaci. Ogólna klęska tegoroczna – brak robotnika dotknęła i tutejsze folwarki; setki ludzi, przeważnie najzdolniejszych do pracy wyruszyły na zarobki do Prus. Z rozpaczy przychodzi na myśl, czyby nie dobrze było sprowadzić do pracy chińczyków, niewybrednych w odżywianiu się, poprzestających podobno na szczurach, a tych radzibyśmy się pozbyć, gdyż stają się dla nas już prawdziwą plagą.

    Pod względem uprawy roli i hodowli inwentarzy, gospodarstwa okoliczne stoją dość nisko. Wyjątek stanowi majątek Ratowo, w którym, przy wzorowem gospodarstwie rolnem, wprowadzono gospodarstwo przemysłowe: plantacje chmielu, cykorji, chrzanu, szparagów, wyrób masła centryfugalnego śmietankowego i t. p.

    Hodowla inwentarza najlepiej jest reprezentowaną w dobrach Radzimowice, dziedzic których, a zarazem jeden z sekretarzy sekcji rolnej warszawskiej, pracuje obecnie nad ustaleniem ras bydła, pilnie trzymając się w przyswajaniu tychże, wskazówek nauki.

    Okolicę Radzanowa można nazwać bezleśną, dochodzi nieraz do tego, że biedacy posiłkują się, zamiast drzewa, łodygami łopianu. Na szczęście znajdują się tu dość bogate pokłady torfu, które równoważą do pewnego stopnia brak drzewa. Zaznaczyć należy starannie prowadzone dawniej gospodarstwo leśne w zmiankowanych Radzimowicach, dziś jednak mocno zaniedbane.

Lewałt.

Regulacja rzeki . Głos z komentarza do artykułu ,, Ostatni z Hydry”

     Relację przesłał Pan Waldemar Piotrowski z Radzanowa . Jest tak obrazowa, że postanowiłem ją zacytować na forum publicznym.

 

,,Chodziłem do szkoły podstawowej, gdy zaczęto regulować Wkrę. Wydaje mi się, że początek tej regulacji miał miejsce w Bieżuniu. Koparka pływająca, nabierająca przed sobą specjalnymi kubełkami ziemię, przenosiła ją do góry  i wysypywała na taśmę transmisyjną, przenoszącą prostopadle ten urobek na brzeg, była ogromna. Pamiętam, że oprócz „Hydry” pracowała jeszcze druga pływająca koparka, mniejsza, która także wyrzucała na brzeg wybraną ziemię. Dodatkowo pracowały na brzegu koparki na gąsienicach, posiadające na linach specjalny czerpak, które precyzyjnie równały brzeg rzeki pod odpowiednim kątem. Nie wiem jak nazywali je operatorzy, ale dla mnie to były „tygrysy”. Posiadały bowiem pomalowane na żółto kabiny dla operatora, a na drzwiczkach miały namalowaną głowę tygrysa z otwartym pyskiem i wyszczerzonymi kłami. Wybraną ziemię rozgarniały spychacze, a rolnicy otrzymywali materiał siewny, aby obsiać zasypany teren. Stare
odnogi rzeczne uzupełniano przepustami, jazami i mostkami, umożliwiając odpływ nadmiaru wody do głównego koryta, szczególnie na wiosnę.
      Było to przedsięwzięcie ogromne, pochłaniające niemałe kwoty. Jednak, podobnie jak wiele innych przedsięwzięć w Polsce, przeznaczone środki były jednorazowe, tzn. nie przewidziano ciągłej konserwacji tej inwestycji ziemno-wodnej. Po zakończeniu regulacji odcinka Wkry, co miało miejsce za fabryką, w pobliżu Trzcińca i Bieli, Wkra została zapomniana i pozostawiona sobie. W efekcie tego zarasta, dziczeje i traci swój urok.
   Mniejsza koparka rzeczna odprowadzona została w dół rzeki i zabrana, a „Hydra” pozostała przed mostem. Chodziły słuchy, że nie można było jej rozebrać, a w całości nie mieściła się pod mostem. Prawda była zapewne taka, że była już zużyta i często się psuła. Pozostawiona na pastwę dzikich amatorów rupieci, a także zbieraczy złomu, była przez długi czas „szabrowana”. Była także miejscem tajemnych spotkań zakochanych i wdzięcznym tłem dla zdjęć fotograficznych. Mój teść narzekał, że blokowała mu przejazd na łąkę. W końcu została pocięta palnikami acetylenowo-tlenowymi.
Wydaje się, że historia regulacji Wkry jest kontynuacją projektu osuszania naszego terenu, powstałego w ostatniej ćwierci XIX wieku, opisanego w „Kurierze Żuromińskim”. Na wspomnienie historyczne zasługuje inne przedsięwzięcie melioracyjne na terenie gminy radzanowskiej – budowa kanału zwanego „Nową Rzeką” w okresie międzywojennym. ”