Nekropoli na terenie parafii Radzanów

 Nekropoli na terenie parafii Radzanów

     Pamięć i tożsamość jak pisał Jan Paweł II są istotnym elementem funkcjonowania człowieka jako jednostki i społeczeństwa. W zbliżające się Święta Zmarłych bądź jak ktoś woli Wszystkich Świętych pamiętajmy nie tylko o zmarłych bliskich lecz także i tych , którzy spoczywają na cmentarzach rozsianych w naszej okolicy. O kirkucie w Radzanowie każdy wie . O cmentarzu wojenny w lesie na Krzyżówkach wielu słyszało. Cmentarz ewangelicko – augsburski w Józefowie wymaga przypomnienia. Dlatego jeśli możecie pamiętajcie i zapalcie choć jeden znicz dla tych którzy znaleźli w tych miejscach ostateczny spoczynek.

Ratowo. Krypta Bernardynów.
Ratowo. Krypta Bernardynów

 

Józefowo. Cmentarz ewangelicki
Józefowo. Cmentarz ewangelicki
Radzanów. Kirkut
Radzanów. Kirkut

 

Radzanów. Cmentarz Sióstr Misjonarek Św. Rodziny
Radzanów. Cmentarz Sióstr Misjonarek Św. Rodziny

 

Radzanów. Cmentarz wojenny na Krzyżówkach
Radzanów. Cmentarz wojenny na Krzyżówkach

 

 

 

 

Obraz wsi Wygoda we wspomnieniach jej mieszkańca. Radio

 

Sokołowscy-2_mko

Obraz wsi Wygoda we wspomnieniach jej mieszkańca. Radio

 

     W naszym gospodarstwie jak sięgam pamięcią od lat najmłodszych nie było światła elektrycznego. Źródłem oświetlenia była lampa naftowa , a w pomieszczeniach gospodarczych latarka z pałąkiem także na naftę.  Moim zadaniem jako dziecka było noszenie jej podczas prac wieczorem w gospodarstwie i przyświecanie pracującym rodzicom oraz starszemu bratu.

Długie wieczory , począwszy od późnej jesieni do wiosny spędzaliśmy w domu przy lampie . Gdy zacząłem chodzić do szkoły , lekcje odrabiałem właśnie zasiadając w blasku lampy jak wielu uczniów z Radzanowa i okolicy. Elektryfikacja Radzanowa nastąpiła w listopadzie 1957 roku . Ja wtedy chodziłem do III klasy . Wtedy to nadarzyła się okazja nabycia przez nasza rodzinę radia . Listonosz Bernard Trawczyński , w którego rejonie doręczeń zamieszkiwaliśmy podczas jednej z wizyt służbowych zaproponował sprzedaż radia Pionier zasilanego na baterie. Ojciec dogadał się  z nim odnośnie ceny  i w naszym domu zagościły audycje radiowe.

Zaraz pierwszego dnia radio zostało podłączone i zaczęliśmy go słuchać. Przyszedł nawet sąsiad Dobies i razem z ojcem chciał posłuchać dziennika. Niestety nie znali godzin nadawania programu . Z wszystkim trzeba było się zapoznać. Gdy to nastąpiło , tata słuchał tego co się działo w Polsce i na świecie. Kiedy doszedł do wprawy słuchał Radia Wolna Europa. Londynu, Głosu Ameryki, choć stacje te były celowo zagłuszane.

Ja z bratem słuchaliśmy transmisji sportowych z różnych zawodów, meczów piłkarskich. Jednym z pierwszych meczy jaki pamiętam z transmisji był Polska – ZSRR w Chorzowie , Nasi wygrali 2;1 a bramki strzelił Gerard Cieślik. Popularnymi w domu transmisjami były relacje z Memoriału Kusocińskiego , Wyścig Pokoju wtedy to rozbrzmiewał głos redaktora Tomaszewskiego czy Tuszyńskiego  .

Sokołowscy-3_mko

Pamiętam także cykliczne audycje takie jak Zgaduj Zgadula , Matysiakowie , Wędrówki po kraju itp.

Ważna role odgrywała także muzyka . Orkiestra pod dyrekcja Stefana Rochonia jest tu pięknym przykładem , zespól Józefa Stecia i Tadeusza  Wesołowskiego. Była także muzyka za żelaznej kurtyny Frank Sinatra, Paul Anka .

W tym okresie radio nie nadawało żadnych reklam pełniło misję informacyjno kulturalna . Z utęsknieniem czekało się na audycje.

 

Ze wspomnień  Tadeusza Sokołowskiego

Radzanów w okresie porozbiorowym . Demografia pomiędzy powstaniami

Radzanów  w okresie porozbiorowym . Demografia pomiędzy powstaniami

Rynek z wieży kościoła 1

 

  Istotnym elementem w kryterium stanowiącym o rozwoju jednostki administracyjnej jest demografia . Radzanów w dobie porozbiorowej był szóstym  wśród miast mławskiego powiatu. W1808 roku liczyło miasto nad Wkrą 501 mieszkańców czyli o jedno trzecia mniej niż dziś. Zamieszkiwali je chrześcijanie 382 oraz żydzi 119. Chrześcijanie większości byli to katolicy jednak byli też wyznawcy ewangelizmu , gdyż po II rozbiorze  w 1793 roku Radzanów aż do czasów napoleońskich znajdował się pod władza króla Prus tak jak północna część Mazowsza.

 W kolejnych latach liczba mieszkańców wzrasta i była w miarę stabilna. W roku 1844 w Radzanowie mieszkało 1032 osoby. 1850 r. tendencja jest nadal wzrastająca  gdyż mieszkańców było już 1094. W przeddzień  Powstania Styczniowego mamy zanotowany spadek do 1020 , ale jak widzimy oscylujemy w tym przypadku powyżej 1000. Radzanów wymienionych latach był jednym z kilku miast mławskiego gdzie nie nastąpił gwałtowny wzrost demograficzny. Powodem przypuszczalnym były: słaby rozwój gospodarczy oraz epidemie jakie miały miejsce .

W połowie lat sześćdziesiątych zanotowano niewielki wzrost   . Dane z maja 1865 roku informują nas o 1140 mieszkańcach . Wśród nich było: 615 Polaków, 517 Żydów i 8 Niemców. W ten sposób zajmował przedostatnie miejsce wśród miast powiatu mławskiego, wyprzedzając Kuczbork.

 

 Niewielkim miasteczkiem zarządzał w czasach Królestwa Polskiego burmistrz , którego utrzymywali z różnych opłat mieszkańcy Radzanowa . W tych latach wykazani są Wojciech Miszewski i Ignacy Niemirowski , o którym pisaliśmy na blogu.  Pełni oni także funkcję kasjerów miejskich z czego niejednokrotnie wynikały problemy i zatargi z mieszkańcami.

Wielkość kasy miejskiej była zróżnicowana. Wg danych w 1819 roku dochód do budżetu wynosił 1010 złp, a zaplanowany w latach 1827- 32 to 1020 złp. Jeśli chodzi o przychody Magistratu  składały się one z podatku od mieszczan, opłat od rzemieślników oraz kupców i funduszy wnoszonych przez właścicieli Radzanowa . Wydatki większości przeznaczone były na pensję Burmistrza, wynajęcie pomieszczeń na Magistrat co wskazuje ,że Ratusz jako taki w mieście nie istniał. Opłacano także mieszkanie dla Burmistrza i pomieszczenie składowania sprzętu przeciwogniowego. Jak widać na większe inwestycje brakowało pieniędzy jednak przededniu powstania styczniowego były w Banku Polskim zgromadzone środki jakie udało się zaoszczędzić władzom miasta. Potrzeby były wielkie  Rynek w 1861 nie był jeszcze wybrukowany, a stan sanitarny był pogrążający , dlatego tak liczne epidemie.

RADZANOWSKIE WIATRAKI

RADZANOWSKIE WIATRAKI

 

    Pod koniec XIX wieku nastąpił boom na budowanie wiatraków. Zaczęły one wypierać młyny wodne. Dla wykonania pracy młynarskiej nie potrzebowały żadnych dodatkowych inwestycji. Wystarczyła tylko odpowiednia siła wiatru. Technika wykorzystania wiatraków przyszła do Polski z Holandii. Szczególnie popularnymi stały się wiatraki typu koźlak .

Wiatrak Koźlak . Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu
Wiatrak Koźlak . Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu

 

 

 

Wiatrak postawiony był na obrotowej podstawie, pozwalającej na ustawianie go w kierunku wiatru.

W Radzanowie, a dokładniej na Radzanówku  istniał młyn wodny na Wkrze, należący do dziedzica Ratowa. Okoliczni chłopi domagali się obniżenia poziomu wody w rzece z powodu zalewania łąk, a to z kolei obniżało wydajność pracy młyna. Szukano więc innego rozwiązania. Wydaje się, że pierwszy wiatrak był postawiony właśnie na Radzanówku przez Jana Więckiewicza.

   Jan Więckiewicz (ur. około 1836 roku, zmarł przed 1915 rokiem) – ojciec rodziny, ożenił się ze szlachcianką Józefą Rzeszotarską (urodzona około 1839 r. we wsi Rzeszotary, zmarła 5 sierpnia 1915 r. na Radzanówku) jeszcze przed wybuchem Powstania Styczniowego. Wydaje się, że panna młoda otrzymała w wianie majątek w Bojanowie, tam też w 1862 roku urodziła się ich pierwsza córka – Julianna (zmarła w 1940 roku pod nazwiskiem Domańska, nota bene prababcia mojej żony). Kolejne dzieci z tego małżeństwa rodziły się w różnych miejscowościach. I tak:

– Apolinary, urodził się w Bońkowie Podleśnym w 1871 roku,

– Cyryan (Cyprian), urodził się w Kowalewie w 1872 roku (według metryki chrztu Jan Więckiewicz posiadał tam własne gospodarstwo),

– Piotr, urodzony w 1875 roku,

– Teodor, urodzony w 1879 roku,

– Sabina, urodzona na Radzanówku w 1884 roku (według metryki ojciec jej był wówczas już młynarzem).

Z faktu, że w aktach radzanowskich nie ma aktu urodzenia Teodora Więckiewicza wynika, że rodzina Więckiewiczów osiadła na Radzanówku pomiędzy 1879 a 1884 rokiem.

Rodzinie wiodło się zupełnie dobrze, dzieci dorastały. Najstarszy syn, wysoki i urodziwy  Apolinary, przejął po ojcu prowadzenie interesu. W Księgach adresowych Polski na 1926/27 i 1930 rok to właśnie on jest wymieniany jako właściciel wiatraka.

Jego bracia – Teodor i Piotr także zajmowali się młynarstwem. Piotr posiadał wiatrak w Bieżuniu.[Teodor w Gradzanowie Zbęskim – przy.red]

W Księdze adresowej Polski na 1926/27 rok wymienieni są w Radzanowie inni właściciele wiatraków:

– Józef Bieńkowski,

– Bronisław Brykalski,

– Feliks Koch,

– Władysław Michalski,

– Feliks Próchniewski.

Po otwarciu młyna mechanicznego w 1928 roku przez Józefa Oraczewskiego przy obecnej ulicy Siemiątkowskiego, rola wiatraków stopniowo malała. Dlatego też w Księdze adresowej Polski na 1930 rok brakuje w spisie wiatraków Józefa Bieńkowskiego i Feliksa Kocha. Natomiast wymieniony jest wiatrak Józefa Bieniewicza.

Podzielę się z Czytelnikami informacjami, jakie udało mi się zebrać na temat właścicieli niektórych wiatraków radzanowskich.

Rozpocznijmy od Józefa Bieńkowskiego, który posiadał wiatrak przed 1930 rokiem. Na razie nie znalazłem żadnych wiadomości o tym właścicielu. Starsze osoby sugerowały, że wiatrak ten, znajdujący się przy ulicy Poświętne 13, przeszedł pomiędzy 1926 a 1929 rokiem w posiadanie Józefa Bieniewicza. Dodam, że fizycznie wiatrak ten istniał gdzieś do końca lat pięćdziesiątych XX wieku. Krótko pracował po zakończeniu II wojny światowej. Potem już tylko popadał w ruinę i ostatecznie został rozebrany. Jako mali chłopcy z pobliskiej ulicy Sienkiewicza (Koziej),  wspinaliśmy się na spróchniałe i niekompletne schody, zaglądając do środka.

Więcej natomiast informacji znalazłem na temat jego drugiego właściciela – Józefa Bieniewicza. Urodził się około 1862 roku, ale trudno powiedzieć – gdzie. W 1888 roku mieszkał z żoną Julianną z Runkiewiczów w Radzanowie zapewne w ulicy Mławskiej 11, gdzie 2 sierpnia urodził się syn Marian. Według jego aktu urodzenia, Józef Bieniewicz miał wówczas 26 lat, a Julianna – 20. Być może wkrótce zatrudnił się do pracy jako młynarz u Józefa Bieńkowskiego. Pewnym jest fakt, że gdy urodził się 20 kwietnia 1902 roku syn Henryk, taki zawód ojca wpisano do metryki. Żył lat 77, jak napisano na pomniku nagrobnym. 26 lutego 1908 roku urodził się kolejny syn Bolesław. Pamiętam dobrze Bolesława Bieniewicza, który pracował przy mieleniu zboża najpierw z ojcem, a po jego śmierci (w 1939 r.) – samodzielnie. Kiedy już wiatrak przestał mielić zboże, prowadził niewielkie gospodarstwo rolne. Bolesław Bieniewicz bardzo angażował się w działalność na rzecz straży pożarnej. Zmarł podobnie jak jego ojciec w wieku 77 lat, 25 lutego 1985 roku w Żurominie.

Kolejny młynarz, Stanisław Brykalski przybył wraz z rodziną do Radzanowa po 1890-ym roku. Urodził się około 1850 roku w miejscowości Kielki (Kiełki? w parafii Baboszewo). Posiadał dwóch synów i córkę: Bronisława (ur. ok. 1876), późniejszego młynarza i Ignacego (ur. ok. 1890), późniejszego organistę. Córka wyszła za mąż i zamieszkała na Chraponi. W 1909 roku już rodzina mieszkała w Radzanowie, gdzie Bronisławowi i Eleonorze z Chodkowskich Brykalskim urodziła się 24 lutego 1909 roku córeczka – Teresa Kazimiera. Ojciec miał wówczas 32 lata, matka – 22. W akcie urodzenia i chrztu podano, że Bronisław był młynarzem. Pracował najpierw razem ze swoim ojcem – Stanisławem, a po jego śmierci 28 lutego 1920 roku, samodzielnie prowadził biznes. Wydaje się, że wiatrak nie pracował zbyt długo. W latach trzydziestych przegrał konkurencję z młynem, bo jednak mąka z młyna była lepsza niż z wiatraka. Starsze osoby które pytałem o istnienie wiatraka Bronisława Brykalskiego nie umiały nic na jego temat powiedzieć. Do wiadomości młodszych Czytelników bloga należy dodać, że posiadłość Brykalskich znajdowała się po lewej stronie ulicy Poświętne jako ostatnia przed cmentarzem parafialnym (obecnie numer 27). Warto nadmienić, że Bronisław Brykalski ostatnie lata życia spędził na Chraponi, gdzie zmarł po 1969 roku. Pochowany jest na radzanowskim cmentarzu.  

      Feliks Próchniewski posiadał wiatrak przy rogatkach Radzanowa, przy drodze do Raciąża. Obecnie jest to działka za „agronomówką” ograniczona z trzech stron ulicami Raciążską i Łozy, na której znajduje się popadający w ruinę niezamieszkały od dawna dom z czerwonej cegły (adres Raciążska 42). Rodzinie wiodło się bardzo dobrze i posiadała drugi dom murowany przy Rynku (nr 22), obecnie nie istnieje (na tym miejscu jest Zakład Pogrzebowy). Nie udało mi się ustalić, od kiedy – chociaż w przybliżeniu – funkcjonował tam wiatrak. Feliks Próchniewski zmarł 13 lipca 1933 roku w wieku 70 lat. Pochowany jest na cmentarzu radzanowskim. Zdaje się, że po śmierci właściciela wiatrak został sprzedany, a następnie rozebrany.

C.D.N

Opracował

Waldemar Piotrowski

Nawiedzenie Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej – Radzanów 2015

Nawiedzenie Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej – Radzanów 2015

 

W poniższym linku znajduje sie film z uroczystości nawiedzenia Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w parafii Radzanów w dniach 09.10- 10.10.2015 roku . Materiał zrealizowany przez Jurkiewicz Studio . Polecam

 

RADZANÓW NA STARYCH MAPACH

RADZANÓW NA STARYCH  MAPACH

 

      We wszystkich opracowaniach historycznych potwierdzana jest informacja, że Radzanów został założony na prawie chełmińskim przez Siemowita IV-go prawdopodobnie w roku 1393. Aż do XVII wieku należał do Rodu Radzanowskich. Do 1869 roku był miastem. Funkcjonowały tu zakłady sukiennicze, wykorzystujące zasoby wodne Wkry. Król Zygmunt III nadał sukiennikom specjalny znak, którym pieczętowali swoje wyroby. Dwa razy w roku odbywały się duże jarmarki.

Ciekawe może być pytanie, kiedy Radzanów stał się znany w dalszych ziemiach, w szczególności, kiedy znalazł się na mapach.

Pytanie to nurtowało mnie od dłuższego czasu. Śledziłem wydania map kartograficznych z różnych okresów i lat. Chciałbym w tym odcinku przedstawić moje ustalenia.

Zanim dojdziemy do pierwszej mapy z nazwą naszej miejscowości, pokażę fragmenty map bez Radzanowa.

 

W 1855 wydana została mapa wyrysowana według opisu z 1125 roku (rys. 1). Naturalnie, nie mogło wtedy być na mapie naszego miasta. Księstwo Mazowsze obejmowało niewiele miast. Jednak rzeka Wkra wyraźnie jest zaznaczona.

 mapa1125_1855

    

 

Rys. 1. Księstwo Mazowsze w 1125 roku. Mapa wydana w 1855 roku.

 Wspomnieliśmy, że miasto Radzanów słynęło z produkcji sukna w XVI i późniejszych wiekach. Jednak nie znalazło to odzwierciedlenia na mapie wydanej w 1596 roku (rys. 2).

 mapa1596

 

 

Rys. 2. Fragment mapy z 1596 roku.

 

Na mapie zaznaczono Siirpycz – Sierpc, Racunz – Raciąż, Szrzinsko – Szreńsk i Mławę.

 Jako pierwszą mapę z nazwą RADZANÓW pokazujemy fragment mapy wykonanej przez Rizzi Zannoni w 1772 roku (rys. 3).

 mapa1772

 

Rys. 3. Fragment mapy wykonanej w 1772 roku.

 

Zaskakujące są nazwy miejscowości sąsiadujących. Jedynie Bieżuń i Mława brzmią swojsko.

 Ciekawa jest mapa z 1859 roku (rys. 4). Grawerował ją Józef Herkner (1802-1864), znany grawer warszawski posiadający własny Zakład Litograficzny, projektant wielu medali bitych w Mennicy Warszawskiej aż do jej zamknięcia.

 mapa1859

Ryc. 4. Fragment mapy Królestwa Polskiego, wykonanej przez J. Herknera w 1859 roku.

 

Liczby umieszczone przy nazwie miejscowości odpowiadają numerom stacji pocztowych. W tamtym czasie, najbliższa stacja pocztowa była w Szreńsku – posiadała numer 1893.

 Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku zamieszczenie Radzanowa na mapie było normalnym faktem. Zależało to jedynie od skali mapy.

 Ostatni fragment mapy który chcę pokazać, pochodzi z 1941 roku (rys. 5). Mapa wydana była przez Niemców z zaznaczeniem granicy sowiecko-niemieckiej, obejmującej zagarnięte tereny przez obydwu okupantów w 1939 roku.

 mapa1941

Rys. 5. Fragment mapy wydanej przez Niemców w 1941 r.

 

Nazwy miejscowości w zasadzie nie uległy zmianom. Wobec faktu, że Ciechanów stał się siedzibą Regencji, zmieniona została oficjalnie jego nazwa na Zichenau.

Opracował

Waldemar Piotrowski

Peregrynacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. 24.05.1976 r.

     Peregrynacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. 24.05.1976 r.

 

  Peregrynacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w parafii Radzanów odbędzie się w dniach 09- 10. 10.2015roku . Jest to wielkie wydarzenie i jak można zauważyć mieszkańcy przygotowują się odnawiając figurki przydrożne , sprzątają , dekorują domy i bramy. Przeszło trzydzieści dziewięć lat tremu było tak samo. Obraz zawitał do Radzanowa 24 maja 1976 roku . Z tego wydarzenia pozostała pamiątka w postaci zdjęcia , na którym uwieczniono tę podniosła chwile . Widać parafian w wielkim uniesieniu, ks. proboszcza Czesława Górskiego i cały odświętny orszak. Strażacy w galowych mundurach i dziewczynki , które sypały  kwiatki . Po prostu czas wielkiego święta.

 

całość czarno-białe

Morris Abraham Cohen (Moszek Abram Miączyn) . Z Radzanowa do chińskiej armii

Morris Abraham Cohen (Moszek Abram Miączyn) . Z Radzanowa do chińskiej armii

W artykule z 16 października ub. r. pisaliśmy o historii straży pożarnej w Radzanowie. Jeden fragment zwrócił moją uwagę:

        ,,Po zajęciu terenów byłego Królestwa Polskiego przez Niemców, mimo okupacji kraju życie społeczne toczyło się dalej, a władze okupacyjne w sprawach pożarnictwa i zabezpieczenia przeciwpożarowego nie czyniły przeszkód. Dlatego podczas odbudowy po zniszczeniach związanych z przejściem frontu postanowiono w 1915 roku wybudować i wyposażyć remizę dla strażaków. Przy wsparciu dziedzica z Ratowa – Henryka Konica pozyskano działkę od Icka Miączyna, obywatela Radzanowa, na której wybudowano remizę.”

 

     W moim opowiadaniu zajmę się szczególnie rodziną żydowską o nazwisku „Miączyn”, co jest związane ze znanymi nam miejscowościami na trasie Radzanów-Mława. Znany jest fakt, że podczas przyjmowania nazwisk w XVIII wieku Polacy przyjmowali nazwiska od wykonywanego zawodu: Rybacki – od rybaka, Kowalski – od kowala, Młynarski – od młynarza, itp., zaś Żydzi często przyjmowali nazwisko od miejscowości, z której pochodzili. Wymieniony wyżej Konic, to nazwisko pochodzące od Konitz – Chojnice, położone w Borach Tucholskich . Tak więc, Icek Miączyn, który sprzedał swoją działkę pod remizę, pochodził z rodziny mieszkającej pierwotnie w Miączynie. Wiadomo, że Miączyn Mały i Miączyn Duży leżały w dobrach szreńskich (także w parafii Szreńsk). Znany jest fakt, że żona właściciela Radzanowa – Józefa Niszczyckiego – Dorota z domu Karczewska, córka pisarza w Czersku, w 1765 r., przywilejem wydanym w dniu 5 czerwca, sprowadziła do Radzanowa Żydów, wygnanych ze Szreńska, a zapewne także i z Miączyna.

W ten sposób znaleźli się w Radzanowie Żydzi o tym nazwisku.

Nie tylko sprzedanie działki pod remizę upamiętniło w historii Radzanowa rodzinę Miączynów. Jest jeszcze jedna historia, którą postaram się opisać, znacznie szersza, bo o Radzanowie mówi się w świecie. Dotyczy ona „łowcy przygód”, urodzonego w naszej miejscowości.

Pod koniec XIX wieku mieszkało w Radzanowie kilka rodzin Miączynów. Ród ten wywodził się z linii męskiej od samego Aarona i jego potomkowie zwani byli także aaronitami. Ponieważ Aaron był pierwszym arcykapłanem wyznaczonym przez Boga, następcy uważali się jako “pomazańców Pana” i uprawnieni byli do noszenia tytułu Kohen – kapłan.

Kilkakrotnie pisaliśmy o emigracji zarobkowej Polaków z naszego terenu do Ameryki Północnej i Południowej. Emigrowali także Żydzi, szukając lepszych warunków egzystencji. W niektórych opracowaniach historycznych mówi się o pogromach Żydów w dziewiętnastowiecznej Rosji. W Radzanowie żadnych pogromów nie było. Obydwie społeczności żyły obok siebie i wszystkim „się nie przelewało”. Co odważniejsi wyruszali w poszukiwania „chleba” w pierwszej kolejności. Jeden z przedstawicieli rodziny Miączynów wyjechał do Liverpoolu i tam założył fabrykę krawiecką. Jego brat – Józef Lejb, był krawcem w Radzanowie. Żona Sheindel zajmowała się domem i dwójką dzieci. Jednym z nich był Mojsze Abraham, młodszy od siostry – Róży. Urodził się w 3 sierpnia 1887 roku. Brat w Anglii nalegał, aby rodzina przyjechała do niego. Chciał zapewne mieć tanią siłę roboczą do pracy w swojej fabryce. Pierwszy wyjechał ojciec. Kiedy zarobił trochę „grosza”, przysłał rodzinie na podróż. Do Liverpoolu wyjechali w 1889 roku. Mieszkali przy Umberton Street. Ponieważ nazwisko „Miączyn” było trudne do wymówienia, Józef zmienił je na Cohen. Gdy młody Moszek był dużym dzieckiem, zaczęły się kłopoty. Zamiast chodzić do szkoły wolał grać w karty i wagarować. W wieku dziesięciu lat został drobnym złodziejaszkiem, kieszonkowcem. Wszedł w biznesowe porozumienie z wędrownym szklarzem, na rzecz którego wybijał okna, naprawiane następnie za opłatą przez tegoż szklarza. Miał sprawę w sądzie dla nieletnich i wysłany został do zakładu poprawczego (szkoły specjalnej) prowadzonego dla trudnej młodzieży w londyńskiej dzielnicy East End. Przebywał tam przez pięć lat. W 1905 roku powrócił do rodziny, która nie wiedziała co z nim począć. W końcu zdecydowano wysłać go do Kanady, do przyjaciela ojca, Abie Hyamsa, który miał farmę w Saskatchewan.

          Abie nie chciał go i wysłał do sąsiada, gdzie zaprzyjaźnił się z Bobby Clarkiem. Ten nauczył go strzelać z pistoletu, a także udoskonalił jego umiejętności karciane. Morris, bo takie miał odtąd imię, był dobrym uczniem. Spędził kilka następnych lat jako karciarz wśród Chińczyków, których dziesiątki tysięcy pracowało jako tania siła robocza przy budowie kolei Canadian Pacific. W nieprzewidzianej sytuacji przybył na ratunek chińskiego człowieka, który został pobity przez białego. Jego nazwisko rozprzestrzeniło się w chińskiej społeczności w Edmonton tak bardzo, że stał się arbitrem w sporach i został wpisany jako Rzecznik przysięgły chińskich robotników. Jego nazwisko zdobyło popularność do tego stopnia, że zainteresował się nim Dr Sun Yat Sen, przywódca Ruchu Rewolucyjnego w Chinach, a później pierwszy prezydent Chin, który był w Kanadzie, aby zebrać fundusze na jego ruch rewolucyjny. Według własnej historii Morris został ochroniarzem Suna i nabywcą uzbrojenia dla rewolucjonistów w Chinach.

 cohen2

 

Morris Abraham Cohen (Moszek Abram Miączyn). Źródło: Archiwum Wojewódzkie Alberta.

 

      Kiedy Sun powrócił do Chin, Morris stał się sprzedawcą nieruchomości w czasie boomu ziemi w zachodniej Kanadzie. Przeprowadził wiele udanych transakcji, co pozwoliło mu zdobyć małą fortunę. Następnie udał się na krótko do Anglii, aby zobaczyć swoją rodzinę. Kupił im nowy dom w Tredegar Square i wrócił do Kanady. Prowadził różne przedsiębiorstwa, niektóre legalnie, aż wybuchła wojna światowa i Cohen został sierżantem w kanadyjskich wojskach inżynieryjnych. Wysłany został do Francji, gdzie po przystąpieniu Chin do wojny, dowodził przy budowie kolei przez Chińczyków. Po wojnie został zdemobilizowany i powrócił do branży nieruchomości w Kanadzie. Boom się jednak skończył. Morris wrócił do gry w pokera. W swoim hazardzie był zwykle o krok poza prawem. Tymczasem nadal trzymał bliski kontakt z lokalną społecznością chińską w Edmonton, którą reprezentował w kontaktach z władzami. Stał się członkiem partii dr Suna, również został członkiem tajnej organizacji Tong, w obu przypadkach jako jedyny nie-chińczyk. Pozostawał w kontakcie z Sunem, czekając na okazję. Okazja nadarzyła się w 1922 roku, kiedy Nord Construction Company, chciała budować kolej w Chinach i potrzebny był człowiek do prowadzenia rozmów. Morris pasował idealnie i popłynął do Chin. Wkrótce nawiązał kontakt z ugrupowaniem Sun Yad Sena, i został zatrudniony jako jego ochroniarz. Transakcja kolejowa nie wypaliła, ale Morris został urzędnikiem w Chinach. Dostał także stopień pułkownika, szkolił służby ochroniarskie. Brał udział w tworzeniu pierwszej Akademii Wojskowej w Chinach. W tym czasie po raz pierwszy spotkał się z Czou En Laiem, późniejszym ministrem spraw zagranicznych i Mao Tse Tungiem. Cohen przebywał w Chinach przez całe lata trzydzieste i początek lat czterdziestych. Pomimo jego szorstkiej natury był bardzo lojalny wobec Suna, którego uważał za postać „ojca narodu”. Jego uczciwość, lojalność i poświęcenie mogły być zaskoczeniem dla tych, którzy znali jego wcześniejsze awanturnicze życie. Prowadził wiele delikatnych misji dla Suna, a po jego śmierci w 1925 roku – dla Czang Kaj-szeka. W 1930 roku stał się głównym decydującym w sprawie zakupów uzbrojenia dla Chin. Z każdej transakcji dostawał 4-5%, ale nigdy nie był w stanie utrzymać żadnych pieniędzy. Posiadał dwie posiadłości w Kantonie i Szanghaju. Jego gospodynią była piękna chińska aktorka o nazwie Butterfly Wu. 

W 1935 r. został awansowany do stopnia generała. Nazywany był generałem „drugi pistolet” (Two-Gun) rewolucji chińskiej.

Morris był w Hongkongu, gdy w 1941 roku wkroczyli Japończycy. Szczególnie jego chcieli uchwycić po tym, jak spowodował zniszczenie ich magazynów gazu trującego w Mandżurii w 1936 roku. Został internowany w obozie Stanley. Wkrótce, w 1942 roku  wydalono go do Kanady.

Po zakończeniu wojny często odwiedzał Anglię. Zawsze przyjeżdżał obładowany prezentami; były to rzeczy, które były niedostępne w powojennej Anglii – pończochy nylonowe, papierosy, cygara, whisky, czekoladki. Ożenił się z Judith Clarke w Montrealu, atrakcyjną kobietą żydowskiego pochodzenia, ale małżeństwo nie trwało długo. Judyta powiedziała, że ​​nie zdawała sobie sprawy, że zawarł małżeństwo nie z nią, ale z Chinami. Morrisa nigdy nie było w domu.

W 1945 r. został wezwany do San Francisco, gdzie odbywała się konferencja, która doprowadziła do powstania ONZ. Delegacja żydowska, kierowana przez rabina dr Israela Goldsteina była tam obecna w celu zabezpieczenia ​​interesów żydowskich w Palestynie. Rolą Cohena było przekonanie delegacji chińskiej do zmiany nieprzychylnego stanowiska w sprawie oficjalnego uznania ruchu syjonistycznego w Palestynie. Gdy Morris przybył na konferencję, był witany i serdecznie przyjęty przez chińskiego ambasadora dr Wellingtona Koo. Udał się od razu do szefa delegacji chińskiej, generała Wu i z kieszeni płaszcza, jak królika z kapelusza, wyciągnął artykuł z gazety autorstwa Sun Yad Sena, napisany w 1924 roku, wspierającego ruch syjonistyczny. Pokazał to Wu, którego poznał w Chinach, co z kolei spowodowało, że delegacja zagłosowała za artykułem 80-ym rezolucji. Było to istotne dla uznania ruchu yishuv w Palestynie.

W 1961 r. przeniósł się z Nowej Zelandii do Izraela. W końcu wrócił do Anglii. Mieszkał w domu swojej siostry w Manchesterze. Podróżował do i z Chin oraz Tajwanu. Był jednym z niewielu ludzi, witamy w obu skłóconych miejscach. Był agentem firmy Rolls-Royce produkującej silniki lotnicze w kontaktach firmy z Chińską Republiką Ludową.

Zmarł nagle 7 września 1970 roku, w wieku 83 lat. Pochowany został na cmentarzu żydowskim w Salford, w Manchester (Wielka Brytania).

 miaczyn_nagrobek

 

Nagrobek  Morrisa Abrahama Cohena w Salford, Manchester (UK)

 

      Moszek Miączyn urodzony w Radzanowie, znany oficjalnie jako Morris Abraham Cohen, był postacią niecodzienną. Nie chełpił się swoim pochodzeniem, bo w Radzanowie spędził tylko dwa lata swego niemowlęcego życia. Dlatego też, niewiele osób może kojarzyć jego nazwisko  z naszą miejscowością.

 

Opracował:

Waldemar Piotrowski

POLICHROMIA KOŚCIOŁA W RADZANOWIE. ETAP II.

POLICHROMIA KOŚCIOŁA W RADZANOWIE. ETAP II.

11998431_924107540989993_962439743_n

 

W 1978 r. proboszczem parafii Radzanów został Ks. Kan. Henryk Mazurowski. Tym samym, powrócił do Radzanowa po 16-u latach pełnienia posługi kapłańskiej w Ciemniewku. Drugi okres jego pobytu, to liczne prace nacechowane dbałością o stan duchowy i materialny parafii. Efektem pracy duszpasterskiej były m.in. powołania do kapłaństwa, których podczas posługi księdza kanonika zrodziło się siedem. Prace materialne, to m.in. kapitalny remont świątyni obejmujący odwodnienie budowli, budowę kaplicy przedpogrzebowej w podziemiach, zbicie tynków zewnętrznych i położenie nowych, wstawienie witraży, przebudowę kopuły świątyni z drewniano-trzcinowej na żelbetonową, wymianę instalacji elektrycznej, odnowienie polichromii kościoła oraz pokrycie dachu kościoła blachą cynkową. Staraniem ks. kanonika powiększono też i częściowo ogrodzono cmentarz grzebalny, wybudowano pomnik Chrystusa Króla Wszechświata przy rynku oraz wykonano schody do kościoła i chodnik wokół świątyni (ostatnio wymienione na granitowe). Z inicjatywy Ks. Mazurowskiego została także wykonana nowa srebrna sukienka dla wizerunku Matki Bożej w ołtarzu głównym, która w latach siedemdziesiątych została skradziona.

W tym odcinku bloga opiszemy drugi etap malowania kościoła, który wymuszony był najpierw wymianą kopuły drewnianej na żelbetonową.

Na początku lat osiemdziesiątych drewniana kopuła przedstawiała sobą stan zagrożenia zawaleniem. Przez pięćdziesiąt lat uległa sporym ubytkom spowodowanym kornikami i niebezpieczne było wchodzenie na nią przy wykonywaniu różnych prac dekoracyjnych. Dlatego też proboszcz zdecydował się przeprowadzić poważny remont kopuły. Do wykonania projektu wymiany kopuły z drewnianej na żelbetonową  zaangażowana została grupa doktorantów Politechniki Warszawskiej. Przygotowana została dokumentacja, obejmująca projekt wykonania szalunku (wcześniej zbudowania słupów wspierających, umieszczonych co pół metra), szalunku kopuły, wykonania zbrojenia i wreszcie – zalania kopuły masą betonu. Wykonania tego zadania podjęła się firma budowlana z Warszawy, której głównym majstrem był niejaki pan Jan Badziura. Firma ta w międzyczasie wykonywała poprawki reklamacyjne przy budowie cukrowni w Glinojecku. Ks. Mazurowski wspominał, że do Warszawy w celu zawarcia umowy z ekipą pana Badziury pojechali oprócz niego z Rady Parafialnej Wincenty Kalman, Jan Witkowski i Irena Pietrzak. Za całościowe wykonanie sklepienia zapłacono 1 milion 200 tysięcy złotych.

Po zdjęciu szalunku, kopułę tynkowała firma znanego nam Pana Zbyszka  Dąbrowskiego z Bieżan. Wygładzone zostały nierówności i kopuła nabrała kulistego kształtu.

Po wykonaniu tych czynności, przystąpili do pracy artyści malarze. Drugi etap malowania kościoła miał miejsce w 1985 roku. Jednak między 1960 a 1985 rokiem minęło ćwierć wieku. Nie żyli już Władysław i Kazimierz Drapiewscy oraz Henryk Dzierżanowski. Na szczęście wnuk Leona Drapiewskiego, Tomasz Zywert i jego żona – Maria (z domu Piechota, ur. w 1959) byli absolwentami Akademii Sztuk Pięknych i zajmowali się malowaniem sakralnym. Zgodzili się wykonać nową polichromię i odświeżyć obrazy namalowane wcześniej. Odświeżone zostały: obraz nad ołtarzem wielkim oraz cztery obrazy namalowane poprzednio na ołtarzami bocznymi. Natomiast pozostałe polichromie, które istnieją obecnie, są malowane na nowo. I tak, czterej Ojcowie Kościoła namalowani zostali według starego projektu, ale żywszymi kolorami i na nowym tle, zbliżonym bardziej do podobnych obrazów w Katedrze w Płocku.

 zdj_1

 

Odnowiony obraz nad ołtarzem wielkim i nad ołtarzami bocznymi oraz nowa polichromia, stan współczesny.

 

Na nowo wymalowana została kopuła i pozostałe sklepienie rozciągające się w kierunku chóru. Zmieszczone zostały na sklepieniu dwa anioły (zdjęcia poniżej) i kilka główek anielskich. Sklepienie malowała Maria Zywert, która miała dar łatwego przedstawiania twarzy ludzkich. Twarze aniołów przedstawiają twarze dziewczynek radzanowskich. 

 

 zdj_2

 

 

zdj_3

 

 

Nowe malowanie sklepienia z twarzami aniołów przedstawiających twarze dziewczynek radzanowskich.

 

 

Zmieniono także wszelkie motywy dekoracyjne, ornamenty i paskowanie, a także wymalowano wnęki i półkolumny.

Do malowania użyto takich samych farb keimowskich, zakupionych w Niemczech. Historia ich zakupu jest niecodzienna i świadczy o niezwykłym zaangażowaniu i hojności Ks. Mazurowskiego. Kiedy znalazł się w klinice kardiologicznej w Niemczech dla poddania się tam operacji, finansowanej przez Fundację „Kirche in Not” (Kościół w Potrzebie), opiekunem jego był Ks. Warecki – prezes oddziału Fundacji. Przed wyjazdem księdza proboszcza do Polski po okresie rekonwalescencji, Ks. Warecki podjął go obiadem i przekazał na przyszłe intencje mszalne pewną kwotę marek zachodnio-niemieckich. I wówczas Ks. Mazurowski zaproponował, ażeby te pieniądze pozostały na opłacenie farb. A msze i tak zostaną odprawione. Tak się też stało. Rachunek za farby został uregulowany na miejscu.

W ten sposób dokonał się drugi etap malowania radzanowskiej świątyni, z której możemy się dzisiaj cieszyć.

Podobnie jak w pierwszym odcinku o malowaniu kościoła, dziękuję Księdzu Kanonikowi Henrykowi Mazurowskiemu za wspomnienia, bez których nie byłoby tego opowiadania.

 

 

Opracował : Waldemar Piotrowski

Stanisław Pol. Post Scriptum

Stanisław Pol. Postscriptum

8Szkoła w Radzanowie . Lata 50 te XX wieku.

  Po raz kolejny  życie pokazało,ze  regionalista musi być czasami detektywem – historykiem . W ostatnim czasie publikowaliśmy na blogu artykuł Waldemara Piotrowskiego ,,Przyczynek do historii szkoły radzanowskiej. Stanisław Pol”  dotyczyło on postaci przedwojennego kierownika szkoły w Radzanowie . Nasi czytelnicy i tym razem nas nie zawiedli. Otrzymaliśmy w komentarzu wiadomość od Pani Joanny Turowskiej – tu pragnę jej serdecznie podziękować – o synach Stanisława Pola , Tadeuszu i Juliuszu. Z uzyskanych informacji wiedzieliśmy ,że jeden zamieszkiwał w Warszawie , a drugi w Gliwicach . Pierwszy był inżynierem , drugi lekarzem.

Po chwili zastanowienia i, wpadam na logiczny pomysł. Warszawa odpadła ze względu na obszar poszukiwania ,Gliwice były bardziej realne. W internecie wyszukałem kontakt do lokalnej gazety i jej redaktora naczelnego. Przecież jeśli chodzi o lekarza chirurga jakieś informacje poprzez dziennikarzy można będzie ustalić.

  Chwyciłem za telefon i wybiłem numer. Po drugiej stronie rozmówca z Nowiny  Gliwickich , gdy mnie wysłuchał w jakiej sprawie dzwonię zainteresował  się . Nie obiecywał zbyt wiele , powiedział tylko ,że jeśli nie zadzwoni w przeciągu godziny to oznaczać będzie,  iż w tej sprawie nic nie ustalił. Czekam .

  Minęło piętnaście minut i zabrzmiał dźwięk melodii z telefonu. Dziennikarz z Gliwic powiadamia mnie o tym ,że Tadeusz Pol jako chirurg pracował w Szpitalu Miejskim w Gliwicach , obecnie jest na emeryturze. Rozmówca poprosił mnie jeszcze o cierpliwość gdyż istniała szansa na uzyskanie numeru kontaktowego do Pana Tadeusza. Kolejnych kilka minut i dostaje numer telefonu, dzwonię.

  W słuchawce słyszę głos starszego już przecież Pana. Przedstawiam się i wyjaśniam w jakiej sprawie dzwonię . Rozmówca jest zaskoczony ,ale jednak także zaciekawiony . Opowiedziałem co robię , dlaczego pisze blog i jak dotarliśmy do informacji o jego ojcu . Powiadomił nas także o tym ,że w Warszawie jest jeszcze jego i informacje o naszej rozmowie jak i o blogu przekaże. rozmówca obiecał ,ze przejrzy swoje archiwalia i poszuka materiałów dotyczących radzanowskich czasów rodziny Polów.

   Podziękowałem za ciekawą rozmowę i w duchu dobrze wykonanej pracy , naładowany nowa energia wiedziałem ,ze pisania nie mogę odłożyć. Przez kolejne kilka tygodni nastała cisza w sprawie dawnego zasłużonego kierownika i budowniczego szkoły w Radzanowie . Wieczorny dźwięk telefonu , nieznany , niezapisany numer . Odbieram. Rozmówca przedstawia się – Juliusz Pol z Warszawy. W ten sposób rozpoczęliśmy kilkuminutową rozmowę o przeszłości Radzanowa nad Wkrą i związanej z nim rodzinie Polów.

  Piszemy więc dalej o minionych latach naszej miejscowości i o osobach , które były związane z nią i najbliższą okolicą . Koleina historia już się piszę . Odezwała się do mnie Pani Monika mieszkająca we Francji , której przodkowie pochodzili z Kalasantowa w naszej parafii. Jednak jest to opowieść na kolejny artykuł.