Powojenny Radzanów . Szkolnictwo. Kronika parafii cz.37

    Powojenny Radzanów . Szkolnictwo. Kronika parafii cz.37.

 

   O godzinie 9 tej również odprawia Mszę św. w Ratowie ks. Karol Żurawski, kapelan, kapłan z diecezji Pińskiej, którego losy wojny zapędziły aż do Ratowa.  Pracuje on w Ratowie od 15 sierpnia, przedtem proboszcz jeździł na 9 tą do Ratowa. Siostrzyczki w Ratowie przetrwały wojnę względnie dobrze. Jednakowoż życie wewnętrzne zakonne stoi na bardzo niskim poziomie . Raczej należało by powiedzieć że są to dziewczęta czysto świeckie , które przebrawszy się w habity zakonne, bawią się w ,,zakonnice”. Cóż wszędzie spustoszenia wojna spowodowała. Szkolnictwo poczęło się dźwigać. W czasie okupacji nie istniały szkoły polskie, zaledwie garstka nauczycieli ocalała, inni albo w obozach , albo na przymusowych robotach w Niemczech . Nie ma nauczycieli nie ma szkoły polskiej , zaledwie gdzieniegdzie matka bierze do reki stary elementarz i uczy pociechę swoja. Nie wiele ona u mnie, co może przelewa w  główki pociechy swojej. W GG nauka istniała  jak pożal się Boże , jak to wszystko wyglądało. Chociaż polska książka mogła się znajdować w domu , można w szkole mówić i pisać po polsku. Zdobywszy kilka egzemplarzy początkujących księgach, przesłałem takowe pod adres mojej siostry . Jak radość była , jak ludzie pragnęli za wszelka cenę zdobyć elementarz polski, tu na terenie naszego Mazowsza.! Poziom szkół obniżony. Niemcy rozebrali do fundamentów nowowo budowaną szkołę we Wróblewie, pozbawili dachu, drzwi, okien podług ,pieców, nowo wzniesiona szkoła w Dzieczewie. Zasadniczo szkoły otwarto w tych wioskach , w których były przed wojna. Z starych przedwojennych nauczycieli utrzymał się: kierownik szkoły w Radzanowie Stanisław Pol wywieziony na roboty do Prus Wschodnich. Władysław Domagalski  nauczyciel z Sławęcina i Teresa Lewińska nauczycielka z Glinek. Inni albo zginęli, albo w niewoli albo przyjęli posady gdzie indziej. Przeważnie stanowiska nauczycieli obsadzane przez siły niewykwalifikowane, których okoliczność wojny rzuciły na te stanowiska. Przeważnie dawni właściciele majątków , których reforma rolna pozbawiła warsztatów pracy . Religię wykładają nauczyciele, w Radzanowie wykłada siostra Klara , katechetka, na naukę katechizmu , kurs niższy uczęszcza 600 dzieci, kurs wyższy około 200.

Józef Stanisław Konic

    Józef St. Konic 

    Józef Stanisław Konic, dr. botaniki , wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim był autorem dzieł z dziedziny rolniczej. Swoją wiedzę i teorię zdobywał i poszerzał także w majątku rodzinnym Ratowo na Północnym Mazowszu, gdzie gospodarował. W majątku wprowadzał nowe uprawy i przekazywał nowoczesna kulturę rolną . Pozostawił po sobie bardzo dobrze zagospodarowane dobra oraz prace naukowe,  które zostały wydane drukiem .:

 

                 1.      Przyczynek do absorcyi światła przez węglowodory szeregu aromatycznego, Rocznik Zbiorowy prac naukowych na rok 1880 , Warszawa, Druk . A Studencki i Spółka ,1881, s.11.

              2.     O źródłach azotu dla gospodarstw rolnych, Referat odczytany dnia 10 grudnia 1894 roku na                          posiedzeniu Sekcyi Rolnej przez Józefa Stanisława Konica, Warszawa , Druk. Emila Skwiskiego                         ,1895, s.4.

Henryk Konic . Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej . Właściciel dóbr Ratowo

Henryk Konic . Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej . Właściciel dóbr Ratowo.

Henryk_Konic

Henryk Konic ur. 15 stycznia 1860 roku  w Warszawie, zm. 10 maja 1934 roku , pochowany na Powązkach . Polski adwokat. Deputowany do II Dumy Państwowej Imperium Rosyjskiego. Działacz niepodległościowy internowany przez Niemców . Osadzony w areszcie domowym w majątku rodzinnym w Ratowie. Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.

SM0_1-B-460Rok 1927. Henryk Konic pierwszy z lewej w dolnym rzędzie.

SM0_1-B-470Po środku u dołu Henryk Konic.

Zdjęcia ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

RADZANÓW W 1900 ROKU.

RADZANÓW W 1900 ROKU.

Waldemar Piotrowski

Wyobraźmy sobie, że jest rok 1900, rozpoczyna się XX wiek. I naszą miejscowość. Jak ona wtedy wyglądała?

       Natrafiłem na korespondencję z Radzanowa, zamieszczoną w piśmie „Echa Płockie i Łomżyńskie” z dn. 17(30) maja 1900 roku, nr. 43, s. 3 podpisaną pseudonimem Lewałt. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła w związku z tą nazwą, to herb Lewałt. I tu niespodzianka, herbem tym pieczętowali się Majerowie, dziedzice Trzask.Grobowiec rodzinny znajduję się na cmentarzu parafialnym w Radzanowie , dgyż Trzaski do 1925 roku należały do naszej parafii.

Oto jej treść:

,,Radzanów, miasteczko z ludnością około 4.000 głów, niedawno zamienione na osadę odznacza się pewnem ożywieniem handlowem; targi odbywają się co środa każdego tygodnia, nadto w ciągu roku bywa 6 jarmarków, na których niejeden chłopek zawiera korzystną tranzakcję. – Niestety ruch handlowy, który rozwinąłby się tu znacznie pokaźniej, paraliżowany jest przez fatalną komunikację. Miasteczko, leżące o 22 wiorsty od powiatowej Mławy, o 16 wiorst od Raciąża, 12 od Bieżunia, 14 od Żuromina i 10 od Szreńska – posiada tylko od strony Raciąża możliwą drogę; z trzech stron pozostałych znajdują się rzeki: Działdówka od strony Bieżunia, od wschodu Mławka, z wpadającą w nią rzeczką Szrońką, połączone z Działdówką wpadają do Narwi pod wsią Pomiechowem. Otóż mosty na wszystkich tych rzekach są w tak opłakanym stanie, że przejeżdżającemu grozi utopienie, lub co najmniej zimna kąpiel. – Most zaś należący do dóbr Zgliczyn-Glinki, już od roku zamknęła policja.

     Przykre to jeszcze bardziej z tego względu, że wnioskując po energji mieszkańców okolicznych, stan taki potrwać może całe lata.

     Tymczasem pewne ożywienie wywołuje w osadzie sklep monopolowy, obok którego obrało locum kilku rzeźników; po wódce są więc przekąski, zaostrzające pragnienie. Przyjąwszy jeszcze pod uwagę pobliską restaurację Antoniego Różyckiego, rozumiemy, dla czego w Radzanowie spotkać można obecnie pijanego również często, jak i przed wprowadzeniem monopolu.

    Z ważniejszych zakładów publicznych osady, wymienić należy: szkołę elementarną, urząd gminny, aptekę. Przed rokiem posiadaliśmy w osadzie i lekarza – d-ra Hirszfelda, który zjednał sobie zaufanie wśród okolicznej ludności wiejskiej; od czasu jednak otrzymania posady rządowej, opuścił Radzanów i dotychczas jesteśmy bez lekarza, a szkoda, gdyż lekarz w takiej osadzie, jak nasza, porzuconej zdala od innych miasteczek, miałby powodzenie.

   Parafja Radzanów posiada dwa kościoły: jeden w osadzie – drewniany, szczupły; drugi w Ratowie po-bernardyński, z obrazem cudownym św. Antoniego, murowany; rektorem kościoła ratowskiego jest ks. Sękowski, któremu chyląca się do upadku świątynia zawdzięcza gruntowne odnowienie.

   Poruszywszy najważniejsze sprawy miejskie, słów kilka poświęcić trzeba okolicom Radzanowa. Ziemie tu mniej więcej wszędzie lekkie, piaszczyste, niewdzięczne, więc i parafianie nie bogaci. Ogólna klęska tegoroczna – brak robotnika dotknęła i tutejsze folwarki; setki ludzi, przeważnie najzdolniejszych do pracy wyruszyły na zarobki do Prus. Z rozpaczy przychodzi na myśl, czyby nie dobrze było sprowadzić do pracy chińczyków, niewybrednych w odżywianiu się, poprzestających podobno na szczurach, a tych radzibyśmy się pozbyć, gdyż stają się dla nas już prawdziwą plagą.

    Pod względem uprawy roli i hodowli inwentarzy, gospodarstwa okoliczne stoją dość nisko. Wyjątek stanowi majątek Ratowo, w którym, przy wzorowem gospodarstwie rolnem, wprowadzono gospodarstwo przemysłowe: plantacje chmielu, cykorji, chrzanu, szparagów, wyrób masła centryfugalnego śmietankowego i t. p.

    Hodowla inwentarza najlepiej jest reprezentowaną w dobrach Radzimowice, dziedzic których, a zarazem jeden z sekretarzy sekcji rolnej warszawskiej, pracuje obecnie nad ustaleniem ras bydła, pilnie trzymając się w przyswajaniu tychże, wskazówek nauki.

    Okolicę Radzanowa można nazwać bezleśną, dochodzi nieraz do tego, że biedacy posiłkują się, zamiast drzewa, łodygami łopianu. Na szczęście znajdują się tu dość bogate pokłady torfu, które równoważą do pewnego stopnia brak drzewa. Zaznaczyć należy starannie prowadzone dawniej gospodarstwo leśne w zmiankowanych Radzimowicach, dziś jednak mocno zaniedbane.

Lewałt.

Walka o język polski w gminie Ratowo. Rok 1905.

Walka o język polski w gminie Ratowo. Rok 1905.

 

   Gmina Ratowo z siedzibą w Radzanowie to miejsce związane z walka o wprowadzenie do urzędu i szkół języka polskiego. Wydarzenia w powiecie mławski w roku 1905 szeroko opisywane były w raportach instytucji rosyjskich Guberni Płockiej . Radzanów także znalazł się w tych dokumentach na bardzo znaczącym miejscu. Czym było wypowiedzenie posłuszeństwa wobec władz zaborczych?

  Całość wydarzeń związana jest z wystąpieniem obywateli miasta Mławy na styczniowym zebraniu Rady Miejskiej. Grupa mieszkańców zaradzał prowadzenia dokumentacji urzędowej w gminach w języku polskim. Argumentowano ,że ukaz rządowy z 1864 roku gwarantował im to prawo mówiąc o tym iż na danym terenie jeśli nie zamieszkuję go w przewadze ludność prawosławna dokumenty , zarządzenia protokoły zebrań gminnych powinny być spisywane w języku ojczystym mieszkańców. Władze zareagował dosyć nerwowo i zaczęły wymianę korespondencji z generał gubernatorem warszawskim M.I. Czertkowem  o zaistniałej sprawie. Protest mławian zaczął rozlewać się na sąsiednie gminy , gdzie wójtowie i sekretarze gmin pod wpływem ludności przyłączali się do akcji. Tak też było w przypadku Radzanowa. Żądano jednogłośnie uchwały w języku polskim , a gdy została ona sformułowana w języku rosyjskim , chłopi rozeszli się nie podpisując .Naczelnik powiatu w tym przypadku na polecenie gubernatora rozpoczął śledztwo w celu wykrycia agitatorów. Wzywano więc do Mławy włościan i obywateli, grożono im karami i więzieniem lecz ci odpowiadali ,że maja dość ciągłych kradzieży funduszów gminnych, fałszowaniu uchwał, zmusza ich do ściślejszej kontroli , a ta jest możliwa tylko w języku polskim , gdyż w odróżnieniu od rosyjskiego jest wszystkim znany.

  Wydarzenia  , które przez kilka pierwszych miesięcy rozgrzewały atmosferę. Jednak na pewien czas ucichły. Na nowo wybuchły w grudniu. Wtedy to u Naczelnika Powiatu mławskiego 12 grudnia zjawili się wójtowie i pisarze z całego powiatu z rezolucją Zjazdu .W języku polskim przedstawili całość sprawy i oznajmili ,że od tego dnia nie będą pisać żadnych pism urzędowych w języku rosyjskim . Naczelnik jednak nadal trwał przy swoimi co spowodowało opór wójtów. Jednym z bardziej podtrzymującym żądania był wójt Ratowa – Franciszek Śliwczyński.Fotografia wójta w artykule http://ratowoklasztor.blog.pl/2014/07/29/straz-ogniowa-radzanow/

  Sprawa stała się głośna , a żądania zaczęły przyjmować formę otwartego wypowiedzenia posłuszeństwa. Pojawiły się żądania języka polskiego jako równorzędnego w szkołach. Zawrzało w powiecie. Władze więc po konsultacjach z Naczalstwem zaczęły reagować . Nastąpiły aresztowania i kary grzywny po trzy tysiące rubli , dla egzekucji ,których wysyłano wojsko z mławskiego garnizonu.

  Szczególny opór był przejawiany przez ludność gminy Ratowo, gdzie administracja gminna nie tylko nie spełniła żądania naczelnika o przywrócenie języka rosyjskiego , ludność popierała ją w tym uporze. Próbowano nawet aresztować naczelnika , który przybył do Radzanowa . Został także urzędnik powiatu znieważony obelgami przez mieszkańców – Więckiewicza i Sierzputowskiego, których w następstwie aresztowano. Nałożono wcześniej karę finansową nakazano ściągnąć dwóm szwadronom dragonów, rocie piechoty i 50 kozakom. Grzywna w trzy dni została ściągnięta i wniesiona do kasy powiatu.

 Po wydarzeniach w Radzanowie , opór w gminach powiatu mławskiego zaczął spadać . Dlatego z wprowadzeniem języka polskiego trzeba było czekać aż do okupacji niemieckiej podczas Wielkiej Wojny.

Budowa ,,tamy” na Wkrze.

Budowa ,,tamy” na Wkrze.

autor : Tadeusz Sokołowski

      Już po skończonych pracach przy prostowaniu koryta rzeki przystąpiono do budowy zapory przy ujściu rzeki  Mławki do Wkry .a właściwie za ujściem idąc z  kierunkiem  nurtu rzeki. Jej celem miało być spiętrzanie wody w tym czasie kiedy jej poziom znacznie się obniżał podczas letnich upałów. Trzeba zauważyć, że po regulacji nie było już tyle meandrów i woda zaczęła płynąć  o wiele bardziej wartkim nurtem . Rzeka stała się o wiele płytsza i nie taka zasobna w ryby jak przed tą na te czasy dość poważną inwestycją. Pozostały , niektóre odcinki dawnej rzeki odcięte od nurtu i jako starorzecza. Miały tylko wodę stojącą.
    Te prace przy budowie jazu trwały także długo ale przyniosły na pewno zamierzony rezultat podobnie jak prostowanie koryta i osuszenie łąk i pastwisk co umożliwiło rolnikom zbiór siana oraz swobodny wypas bydła.
    Po oddaniu do użytku tamy zaczęto spiętrzać wodę, kiedy zachodziła taka potrzeba , a podnosić zastawki i puszczać nurt swobodnie kiedy poziom wody był wyższy. Kiedy jeździłem w swoje rodzinne strony i chciałem się wykąpać w tej ukochanej rzece w której to nauczyłem się pływać czasami udało mi się trafić na spiętrzenie wody na tamie i głębszą wodę do pływania. Pragnę jeszcze dodać , że podczas spiętrzania woda napływała w rowy oraz przepusty, co spowodowało nawodnienie położonych nad rzeką terenów. Dla mieszkańców Ratowa, chcących się udać na radzanowski cmentarz lub do sklepów po zakupy zapora na Wkrze znacznie skróciła drogę. Mogli oni przechodzić swobodnie przez betonowy pomost z zastawkami, który zaczął pełnić rolę kładki. Przedtem do Radzanowa można było dostać się dwoma drogami albo przez Drzazgę i Wygodę/mój dom rodzinny/albo przez Radzanówek. Teraz w okresie wzmożonego ruchu kołowego tama pełni tylko rolę utrzymania właściwego poziomu wody. Szkoda, że brak jest ścieżki rowerowej wiodącej przez tamę do klasztoru w Ratowie. Był by to ciekawy fragment szlaku turystycznego.

HISTORIA BUDOWY MOSTU W RADZANOWIE.

HISTORIA BUDOWY  MOSTU W RADZANOWIE.

autor :    Waldemar Piotrowski

Idąc śladami Wkry, która wyróżnia naszą miejscowość, gdyż Radzanowów jest w Polsce kilka, a leżących nad Wkrą tylko jeden, chciałbym przedstawić własne i zebrane wiadomości i spostrzeżenia na temat naszego mostu i okolicy. Zapraszam do dyskusji, jeśli mój tekst wymagać będzie sprostowania, czy też uzupełnienia.

Gdy popatrzymy na przebieg ulicy Mławskiej od strony Rynku zauważymy, że domy istniejące od Banku Spółdzielczego odsunięte są bardziej od ulicy, niż wcześniejsze. Ulica skręca w prawo, a następnie, już za ulicą Górną – skręca w lewo i kieruje się na most, aby za nim także skręcić w lewo. Rozmawiając ze starszymi mieszkańcami Radzanowa i przywołując pamięć z dzieciństwa trzeba powiedzieć, że przed budową mostu betonowego, ulica Mławska przebiegała inaczej.

Pamiętam, że obok drewnianych domów Podlaskich (obecnie rozebrany, numer 23) i Żółtowskich (numer 27) rozciągało się spore rozlewisko, nad brzegiem którego znajdowała się studnia z żurawiem (teraz w pobliżu tego miejsca jest drewniany budynek piwiarni). Czasami z tej studni zaopatrywaliśmy się w wodę. Pamiętam też, że w pobliżu studni (na linii domów Żylaków i Wojdowskich) widoczne były wystające pale, świadczące o tym, że w tym miejscu istniał most drewniany. Po drugiej stronie drogi (ulicy) było także spore rozlewisko, podchodzące aż do zabudowań gospodarczych. Budowa mostu żelbetowego rozpoczęła się w 1930 roku. I wówczas, ulicę Mławską skierowano bardziej w prawo, zasypując fragment rozlewiska (nasyp), tworząc przejazd ziemny – groblę.  Znaczyłoby to, że pierwotnie ulica Mławska biegła na lewo od obecnych dalszych zabudowań za rozlewiskiem.

Ślady drugiego mostu drewnianego do tej pory można zauważyć po lewej stronie istniejącego obecnego mostu, pod jego koniec. Most betonowy zbudowano przed drewnianym, przesuwając nieco koryto rzeki w prawo (M. Kwiatkowski wspominał, że jego ojciec mówił o przekopaniu odcinka rzeki). Stare rozlewisko za mostem także zostało rozdzielone nasypem na dwie strony.

Posuwając się po starej drodze, przed Radzanówkiem, istniało kolejne starorzecze, na którym był także most drewniany. Z istnieniem tego mostu związana jest tragiczna historia utonięcia dwóch braci Śliwińskich. Rzecz się działa wczesną wiosną, gdy Wkrą płynęła kra. Jeden z braci wracał ze Strzegowa z targu (wtedy do Strzegowa droga wiodła przez Grobelkę, Budy Matusy i Radzimowice). Kiedy doszedł do Radzanówka, okazało się, że most zniosła woda. Jego brat mieszkał na Radzanówku i był rybakiem. Obudził go późnym wieczorem i namówił do przewiezienia przez wodę. Nieszczęście spowodowała płynąca kra. Łódka się wywróciła i obydwaj zginęli w nurcie rzeki.

W 1930 roku rozpoczęto budowę mostu żelbetowego. W połowie następnego roku opublikowano w piśmie „Cement”, wydawanym przez Związek Polskich Fabryk Portland-Cementu artykuł o nowo wybudowanych mostach w województwie warszawskim, w tym o moście radzanowskim. Przytoczę fragment tego artykułu, omawiający fachowo i szczegółowo jego opis.

Na zakończenie podaję krótki opis mostu na rzece Wkrze w Radzanowie w powiecie Mławskim, którego budowa nie jest jeszcze wprawdzie zupełnie gotowa, jednak jest na ukończeniu, a do oddania mostu do użytku publicznego brak tylko wykończenia dojazdów, ułożenia na moście jezdni z kostki granitowej, ustawienia poręczy i t. p. Zasadniczo jednak roboty żelbetowe zostały już całkowicie zakończone. Ustrój niosący tego mostu [tzn. przęsło] – zdaje się pierwszy raz w Polsce zastosowany – przedstawia belkę Gerberowską o 5-ciu otworach, każdy po około 16 m rozpiętości tak, że ogólna rozpiętość mostu wynosi 80,0 m. Od zastosowania belki ciągłej odstąpiono ze względu na zły grunt budowlany. Przy belce Gerberowskiej przypuszczalne drobne osiadania podpór są prawie bez znaczenia, ekonomja zaś, jaką daje belka ciągła w porównaniu do szeregu belek wolnopodpartych, pozostaje przy systemie belki Gerberowskiej w zupełności utrzymana. W danym wypadku oszczędność, jaką uzyskano przez zastosowanie tego ustroju zamiast szeregu belek wolnopodpartych, wynosi wg. dokładnie przeprowadzonych obliczeń tak na betonie, jak żelazie około 21%.

a1

a2


a3

Ogółem w ustroju niosącym [w przęsłach] znajduje się około 321 m3 betonu i 53,1 tonn żelaza zbrojącego razem z łożyskami. Opory mostu, t.j. tak przyczółki jak i filary, są wykonane z betonu i posadowione na 12 palach żelbetowych systemu „Raymond”, zabijanych w grunt do głębokości 13 m.

Całkowita szerokość mostu wynosiła 6,8 m. Szerokość jezdni, pokrytej kostką brukową wynosiła 5,4 m, po bokach były dwa wąskie chodniki o szerokości 40 cm każdy. 

Przęsła na końcach posiadały łożyska i przy przejeździe ciężkich pojazdów „pracowały”, amortyzując naprężenia. Wspierały się one na solidnych filarach, zbudowanych na słupach betonowych otoczonych żelaznymi rurami, wkopanymi w ziemię. I tu wydaje się, zastosowano pomysłowe rozwiązanie budowy mostu w terenie. Część mostu zbudowano na „suchym lądzie”, a po jego ukończeniu, zmieniono koryto rzeki (o czym wspomniałem wcześniej).

W związku z jego budową zmieniono bieg ulicy Mławskiej, co wymagało usypania istniejących do dzisiaj nasypów. Było to niebywałe przedsięwzięcie przewiezienia ogromnej ilości ziemi. Zatrudnionych było wielu wozaków, posiadających konne zaprzęgi wozów na gumowych kołach. Ziemię wożono z Radzanówka, gdzie obecnie znajduje się boisko piłki nożnej (wcześniej strzelnica) a wówczas była tam spora góra polodowcowa.

Radzanowiacy cieszyli i chlubili się nim. Urządzano spacery na most, wykorzystywano go jako wdzięczne tło do fotografii pamiątkowych. Na fotografii poniżej przedstawiam zdjęcie rodzinne (pierwszy z lewej strony – mój ojciec), pochodzące z 1941 roku.

a4

 

 

Jak napisał w swoich wspomnieniach z lat trzydziestych Ks. Jagodziński: „W ostatnich latach z racji przeprowadzonej szosy i projektowanej głównej arterii łączącej Stolicę z Pomorzem wybudowano na rzece Wkrze wspaniały żelazo – betonowy most, podobno dotąd unikat w Polsce, gdyż przy budowie zastosowano tak zwane przęsła wiszące – jest to most najdłuższy w powiecie mławskim, liczący 90[sic!] metrów długości. Budowano takowy przez lat 3 i z wielkim nakładem pieniędzy i robocizny”.

Zbliżał się rok 1939, a z nim – wrzesień. Kiedy wybuchła II wojna światowa, teren Ziemi Zawkrzeńskiej znalazł się, jako najbliższy Prusom Wschodnim, najwcześniej atakowanym terytorium Rzeczypospolitej. Lotnictwo niemieckie szczególnie zaciekle niszczyło drogi, mosty, węzły komunikacyjne, tory kolejowe i środki transportu. Most atakowany był wielokrotnie i ostrzeliwany z broni pokładowej, jednak wyszedł cało z opresji. Był także pilnowany przed działalnością dywersantów. Po klęsce bitwy pod Mławą, wycofujące się przed siłami nieprzyjaciela oddziały polskie w kierunku Modlina i Warszawy, wysadziły ostatnie przęsło od strony Radzanówka (informacja T. Śniegockiego).

Po wkroczeniu Niemców, na początku okupacji, most został naprawiony poprzez zbudowanie brakującego przęsła z drzewa. Do tej pory można zobaczyć fragmenty słupów drewnianych pod ostatnim przęsłem.

Wobec zbliżającej się ofensywy ze Wschodu, władze niemieckie postanowiły wysadzić most w powietrze. Wiedzieli, że jest on solidnie zbudowany, więc zgromadzili dużą ilość materiałów wybuchowych oraz wykuli wiele dziur w celu jego zaminowania. Nie wiadomo dlaczego, jednak nie zdążyli tego wykonać. A może, jak krążą różne pogłoski, ktoś im w tym przeszkodził. Możliwe, że szybka ofensywa styczniowa w 1945 roku nacierających oddziałów Armii Czerwonej spowodowała ich prędki odwrót. Jak wspomniał Pan Tadeusz, pocisk armatni wystrzelony przez Sowietów uderzył w balustradę od strony południowej i jedną poręcz rozbił, rozrywając żelazne zbrojenie. Przez kilkanaście lat brak poręczy zabudowywano prowizorycznie różnymi sposobami. Nie zabezpieczyło to jednak przed wypadkiem, w wyniku czego jedna osoba wpadła do rzeki i utonęła. Pamiętany jest także wypadek autobusu, który zawisł nad przepaścią wpadając na brak bariery.

Mimo „ran” wojennych, był most ciągle atrakcją. Na zdjęciu poniżej widać autora tej notatki z dwiema siostrami i przyjezdną z Tomaszowa Mazowieckiego, kuzynką Państwa Strubczewskich. Widać ślady po kulach, a w tle – fragment koparki rzecznej „Hydra”, odstawionej „na boczny tor”. Zdjęcie pochodzi z 1962 roku.

 a5

 

Oprócz funkcji podstawowej, most stanowił także trampolinę dla odważnych skoczków do wody. Woda wówczas pod mostem była głęboka. Najodważniejszy skoczek wykonywał skoki z poręczy. Druga kategoria – to były skoki z mostu, a więc trochę niżej. Trzecia – skoki z filaru. I ostatnia, czwarta kategoria, dla najmniej odważnych – z podstawy filaru, która wystawała wokół. Z tym, że skoki wykonywano zarówno „na głowę”, jak i „na nogi”.

Wobec zniszczeń wojennych i rozwoju komunikacji, coraz pilniejszą stawała się potrzeba remontu i modernizacji mostu. W 1962 roku zbudowany został przez wojsko zastępczy most drewniany na Wkrze, położony w niedalekiej odległości, na tzw. Żelaznej. Był wąski, właściwie jednokierunkowy. Aby przejechać z Radzanowa na drugą stronę rzeki trzeba było wykonać objazd przez Góry, obok cmentarza żydowskiego, następnie prostopadle przez rzekę, dalej w kierunku nasypu za mostem i ostatecznie – pokonać stromy podjazd z boku nasypu na szosę przy domu Czesława Bagińskiego. Szczególnie ten stromy podjazd był uciążliwy dla zaprzęgów konnych. Niejednokrotnie można było zobaczyć wywróconą furę ze zbożem, gdy konie zbyt szybko zjeżdżały z nasypu i nie zwolniły przed zakrętem.

Remont mostu obejmował zbudowanie betonowego przęsła w miejsce drewnianego i poszerzenie mostu poprzez dobudowanie z obu stron chodników z nowymi poręczami metalowymi. Wyremontowany most służył okolicznym mieszkańcom przez ponad czterdzieści lat.

Most na Drzazdze .

   Jak budowano drewniany most na Wkrze koło Drzazgi w roku 1955  – wspomnienia napisane przez Tadeusza Sokołowskiego .

   Miałem wtedy skończone 7 lat i chodziłem do 4-klasowej szkoły o klasach łączonych w Zgliczynie Witowym,którą prowadziła ŚP Kazimiera  Kołodziejska.Był okres Wielkiego Postu i co piątek chodziłem na Drogę Krzyżową do kościoła w Radzanowie.Był to czas roztopów i droga do kościoła była mokra i grząska.Myślę,że był to misiąc marzec.Przebywając ten odcinek drogi pieszo mijałem kilka zaprzęgów konnych,które na gumowych kołach – u nas wtedy nie spotykanych albo bardzo rzadko- ciągnęły bardzo grube i długie kloce sosnowe w stronę naszego domu na Wygodzie.Musiałem je wyminąć i podążyć do kościoła aby dojść na czas i wziąć udział w nabożeństwie,choć bardzo mnie ciekawił ten transport.Wracająć z powrotem znowu spotkałem te wozy z klocami tylko już bliżej mojego domu.Wtedy już nie musiałem się spieszyć i mogłem dokładnie się przyjrzeć jak przebiega przewożenie tych pni.Ponieważ w tym okresie był gościniec bardzo rozmokły,koła grzęzły w błocie i do jednego wozu przekładano konie z innego,  a nawet z dwóch wozów i przewożono tak kawałek po kawałku , aż do mojego rodzinnego domu .  Stamtąd w kierunku drewnianego mostu na Wkrze koło Drzazgi.Przed mostem wjechali oni na nasze pastwisko po prawej stronie drogi  i tam wyładowali kloce .Nikt nie pytał się o pozwolenie.

     Później dowiedziałem się,że byli to tzw.frakciarze z Raciąża,którzy parali się tym rodzajem transportu.Drewno zaś pochodziło z lasu w okolicach Koziebrod.Mieli oni wspaniałe pociągowe konie o tej samej maści w każdym zaprzęgu. Bardzo mi się podobały.Nawet orczyki przy tych wozach mieli stalowe,czego u nas się nie widziało.W naszej okolicy były tylko drewniane orczyki.
   Gdy kończył się okres Wielkiego Postu już sporo pni leżało na naszym pastwisku koło starego mostu.Rzeka obniżyła swój poziom po roztopach i pastwisko też znacznie obeschło.Gdzieś tak w połowie kwietnia rozpoczęły się prace przy rozbiórce starego mostu i obróbce tych potężnych pni przeznaczonych na nowy most.Muszę tutaj dodać,że było to drewno żywiczne przy jego obróbce unosił się wspaniały zapach.Należy nadmienić,że większość prac była wykonywana ręcznie przy pomocy prostych narzędzi,takich jak siekiery,piły,ośniki, strugi itp.

    Widocznie plan prac był taki aby przed nastaniem zimy je zakończyć.Stary most zaczęto rozbierać od góry.Tam prace przebiegały dość szybko.Poręcze,górny pomost oraz dźwigary/grube belki biegnące w poprzek rzeki/ nie nastręczały wiele trudności.Gorzej było z palami wbitymi w dno rzeki.Do tego używano grubych łańcuchów i lin oraz dźwigni z korbami i pal po palu wyciągano.Każdą korbę przy dźwigni kręciło kilku ludzi.W międzyczasie ekipa ciesielska już obrabiała grube pnie przeznaczone na nowe pale,dźwigary,belki,itp.Deski potem przywożono z tartaku.Pracami ciesielskimi kierował p.Benke,który codziennie dojeżdżał z Raciąża,  a kierownikiem budowy był p.Krzemiński.Pracownikami byli mieszkańcy okolicznych wiosek,dla których była to okazja zarobku przez te kilka miesięcy.Dojeżdżali ludzie przeważnie rowerami z Glinek, Zgliczyna Pobodzego, Ratowa,Gradzanowa Kościelnego.Pamiętam nawet ich nazwiska.Z Glinek bracia Skowyrscy, Kowalski, ze Sławęcina p.Kosek,z Gradzanowa,p.Schodek i Śledzianowski.Prace posuwały się powoli.Było coraz cieplej i starano się ten czas wykorzystać maksymalnie aby zdążyć  z ich ukończeniem jak najszybciej.Ja po 20-tym czerwca rozpocząłem wakacje i mogłem więcej czasu poświęcić na przyglądaniu się tej budowie jak nie musiałem pomagać przy czymś w domu albo w zagrodzie.Pamiętam,że ŚP mama nie bardzo była zadowolona z
mojego tam chodzenia, gdyż robotnicy tam pracujący używali bardzo często słów niecenzuralnych.
    Bardzo wolno przebiegało wbijanie pali przy pomocy kafara.Odbywało się ono tak,że za pomocą grubej liny wciągano na znaczną wysokość duży ciężar stalowy w formie prostopadłościanu/może był zalany betonem/nazywano ten ciężar babą i za pomocą specjalnego zaczepu spuszczano go w dół.Baba ta wbijała kawałek po kawałku pal,który miał zaostrzony koniec i nałożony na niego żelazny ochraniacz wykuty przez kowala.Ochraniacz w kształcie obręczy miał pal u góry,  aby baba uderzając w pień nie rozrywała go.Babę do góry wciągało 4 ludzi po 2 z przy każdej korbie.Do góry i potem spadając w dół baba przesuwała się w specjalnych kanałach,które znajdowały się w dwóch drewnianych słupach.Inaczej mogłaby spaść do głębokiej

wody/ok5m/.I tak kawałek po kawałku,dzień po dniu prace posuwały się do przodu.Muszę dodać,że dla pieszych było prowizoryczne przejście z desek starego mostu.Ja na takiej szerokiej i grubej desce,stając na jej końcu i odpychając się grubym kijem pływałem sobie przy brzegu na płytkiej wodzie.Nie podobało się to p.Krzemińskiemu i po interwencji u mamy,musiałem tego zaprzestać.Kiedyś przechodząc po deskach gdy wracałem od p.Żochowskich do domu,wpadłem do wody,razem z deską/było to w niedzielę/gdyż stanąłem na jej końcu anie była przybita.Na szczęście było to przy brzegu,woda była płytka, ale wyjście obudowane deskami,  a dalej woda coraz głębsza.Zacząłem głośno krzyczeć.Wyciągnął mnie z tej płytkiej wody p.Stefan Żochowski z Drzazgi,który usłyszał moje wołanie.Jakbym wpadł do głębokiej wody już może by nie było tych wspomnień.Wtedy jeszcze nie umiałem pływać.
   Wakacje tego roku szybko zleciały jak zazwyczaj.We wrześniu zacząłem chodzić do kl.II do Radzanowa, a nowy most zaczął już przybierać określony  wcześniej kształt.Był masywniejszy od poprzedniego.W dno rzeki było wbite więcej pali.Dźwigary poprzeczne miał podwójne oraz grube bale na dźwigarach.Muszę dodać ,że pale oraz wszystkie pozostałe elementy mostu zostały zagruntowane czarnym środkiem zwanym wtedy Karbolineum,który bardzo cuchnął , a miał zabezpieczyć most przed szkodnikami drewna i jego rozkładem pod wpływem wody i warunków atmosferycznych.Nie pamiętam dokładnie kiedy,  ale myślę,że w październiku tego roku most został oddany do użytku.Na Wszystkich Świętych już ludzie furmankami jechali po nowym
moście.Nie było uroczystego przecinania wstęgi jak to bywa teraz.Zbudowano także trzy izbice/lodołamy/ z lewej strony mostu idąc w kierunku Drzazgi ,aby go zabezpieczyć przed ewentualnym zatorem z kry podczas roztopów.Przy pierwszej izbicy od strony Drzazgi zamontowano szeroką list z miarą do odczytywania stanu wody.
        Nowy most przetrwał niecałe 13 lat.Z powodu natężenia ruchu kołowego w r.1968 rozpoczęto budowę mostu betonowego,którego budowa już wyglądała inaczej ze względu na znaczny postęp techniczny.Oddano go także do użytku przed nastaniem zimy.Jego głównym wykonawcą był mąż mojej koleżanki klasowej z Liceum Pedagogicznego  w Mławie-Wojtek Chełstowski,z którym spotykałem się przy okazji spotkań klasowych.Była to jego pierwsza budowa po ukończeniu studiów.  Drugą jego budową  był most na Mławce koło Ratowa.
      Nie ma już tych drewnianych mostów ani na Wkrze ani na Mławce i nie na pewno tych ludzi,którzy je budowali ,ale pozostały wspomnienia,które niech staną się skromnym przyczynkiem do upublicznienia najnowszej historii tej ziemi,z której wywodzą się moje korzenie i która jest mi bardzo bliska.

                                                                               autor :  Tadeusz Sokołowski,

                                                                                         były mieszkaniec Wygody

 

  Ps.      Pragnę jeszcze dodać do tego wspomnienia ,że ten drewniany most,który stał prawie niecałe 13 lat był też miejscem spotkań towarzyskich młodzieży z okolicznych wiosek.Śmiałkowie skakali z poręczy mostu na główkę i na bombę,mniej odważni skakali z niższych elementów oczywiście jeszcze przed regulacją,gdy przy moście stan wody wynosił ok.5m.Po regulacji rzeki już nie było takich możliwości do skakania.

Powojenny Radzanów. Kronika parafii cz. 36.

 

Powojenny Radzanów. Kronika parafii cz. 36.

 

      Parafianie radzanowscy to nie dawni przedwojenni. Materializm opanował całkowicie dusze ludu naszego. Wojna spowodowała spustoszenie w duszach ludzkich. Na podłożu materializmu wyrosła obojętność religijna –  wszystko co nie sprzyja łatwemu zyskowi, doczesności idzie na drugi plan. Gdy zysk tak opanował serca ludzkie, ze nie liczono się z nikim i niczym. Proboszczowi swojemu gospodarze bogaci odebrali ze skóry powóz, zabrany swego czasu przez Niemców, a pozostawiony względnym porządku, skradł gospodarz z Radzanowa , do niedawna urzędnik, przed wojna ,,działacz” w Caritasie miejscowym, […] meble porozrzucane sa po różnych mieszkaniach radzanowskich. Policja meldowała proboszczowi, gdzie znajdują się jego rzeczy, jednakowoż trudno się zdecydować na krok straszny –  pójścia z policja i zabierania swoich rzeczy –  to hańba , która pozostanie na całe życie danej jednostki i przejdzie nawet na pokolenia. Radzanowiacy przynajmniej maja uciechę , gdy zobaczą gospodarza […] albo jego syna w naszych butach, śmieją się, iż chodzą butach ze skóry powozowej swego proboszcza.   Za łatwym zyskiem całe procesje Radzanowiaków ciągnęły na północ do Prus Wschodnich , gdzie można było to i owo  kupić , Niemcom zabrać, ukraść , samemu się wzbogacić. W niedziele i święta było na nabożeństwie mało ludzi – wszyscy ciągnęli na ,,ciuchy”. Druga wada to pijaństwo. Wyrabianie wódki ze zboża , buraków było przyczyna rozpijania się wielu. O ile przed wojna radzanowiacy nie byli abstynentami, o tyle teraz można powiedzieć ,że przekształcili się w pijaków. Nieszczęście , bo w ten sposób rujnuje się zdrowie jednostek, rodzin i społeczeństwa. Trudna jednakowoż walka z alkoholizmem. Innym objawem zdziczenia – to małżeństwa na wiarę. Wróg zabronił małżeństw, dlatego namnożyło się małżeństw dzikich i w księgach metrycznych zanotowano wiele dzieci nieprawego łoza. Przyznać trzeba jednakowoż, że po wojnie masowo zawierano małżeństwa, dość powszechnie, że w roku 1945 było 230 zapowiedzi, a tych ślubów 163. Mszę święte w niedziele i święta odprawiam dwie, jedna o 9 tej druga o 11 tej. Niestety na 9 ta przychodzi zaledwie kilkanaście osób, nawet rodzice , pomimo nacisku nauczycieli miejscowych, nie przysyłają swoich dzieci do kościoła na Msze św. Szkoda wielka, że zostali rodzicami, nie rozumieją obowiązków swoich!

Nadania ziemskie Tomasza Narzymskiego na rzecz ufundowania klasztoru oo. Bernardynów w Ratowie.

Nadania ziemskie Tomasza Narzymskiego na rzecz ufundowania klasztoru

oo. Bernardynów w Ratowie.

 

      Dzisiejsze piękno restaurowanego  zespołu poklasztornego w Ratowie na Mazowszu nie byłoby możliwe bez  wcześniejszego ukształtowania go przez ojców Bernardynów, którzy to monumentalne dzieło tworzyli przez cały okres swojego pobytu w latach 1686 – 1868. Ich wyczucie smaku i styl musiały jednak być jak to zawsze bywa połączone z możliwościami finansowymi ofiarodawców . Co nie było już takie łatwe na biednym  bagnistym terenie w rozlewiskach meandrycznie płynącej rzeki Wkry. Częste wylewy powodowały wielkie straty, a i podmokłe tereny nie przynosiły właścicielom dóbr ratowskich jak i okolicznej ludności wielkich dochodów , z części których można by było sfinansować budowę jak i wystrój wnętrz. Jednak mimo wszystko z łaski Boga za wstawiennictwem św. Antoniego udało się i dzieło rąk ludzkich wykonane ludzkim wysiłkiem na chwałę Pana powstało i trwa. Jednak nie było by tego wszystkiego gdyby nie Tomasz Narzymski , właściciel dóbr ratowskich.

     Tomasz Narzymski  chorąży chełmiński syn Jakuba i Izabeli z Żalińskich ze względu na olbrzymie zainteresowanie pątników cudami słynącym obrazem   św. Antoniego z Padwy postanowił sprowadzić  do swego majątku  o. Bernardynów. Rozpoczął wiec starania ok. 1684 roku zwracając się do biskupa płockiego Stanisława Dąbskiego z prośbą o wydanie zgody na powstanie nowego założenia klasztornego na terenie diecezji. Jednocześnie stara się o przychylność w tej sprawie u prowincjał wielkopolskiej prowincji o Stanisława Grodzickiego, który w tym czasie przebywał w konwencie w Przasnyszu. Osobista rozmowa spowodowała ,że prowincjał obiecał pilne załatwienie sprawy, na czym bardzo zależało Narzymskiemu , będącemu już w słusznym wieku.

   Procedury przeciągały się jednak . Przyszły fundator ponaglał pisząc listy do prowincjała , który był związany jednak przepisami i zwyczajami związanymi w tego typu sprawach . Czekaja wiec na wypowiedzenie się w tej sprawie zakonników z innych założeń oraz decyzje Biskupa.

Ojciec Stanisław Grodzicki przysyła na lustracje przyszłych nadań braci z Przasnysza. Widok , który zastali nie był zbyt zachęcający do osiedlenia na tym terenie – bieda i dookoła bagna . Determinacja chorążego Narzymskiego wzrasta. Porusza ponownie sprawę w Kurii Płockiej i biskup Stanisław Dąbski przychyla się do intencji 26 maja 1685 roku , jednoczenie zaznacza ,ze jest to tylko wstępna zgoda . Nakazuję specjalnej komisji sprawdzić warunki lokacji.

 Dla przyspieszenia spraw właściciel Ratowa zapisuje Bernardynom ziemie i przywileje. Akt prawny zostaje spisany w sądzie grodzkim w Ciechanowie w październiku 1685 roku. Zgodnie z zapisem na rzecz przyszłego klasztoru w Ratowie ofiarowano grunty o powierzchni 360 x 270 łokci, dowolna ilość drewna z ratowskich lasów na budowę konwentu i bieżące potrzeby wynikające z codziennego funkcjonowania, wolny połów ryb w rzece i stawie . Dodatkowo dwie łąki, wolny przemiał zboża w dworskim młynie , a po śmierci ofiarodawcy zakonnicy mieli dostawać miesięcznie cztery korce zboża.

  Dzięki takiej hojności jaka okazał Tomasz Narzymski  i wstawiennictwie prowincjała Grodzickiego  biskup płocki zatwierdził oficjalnie fundację . Sprawy formalne w Rzymie zostały sprawnie załatwione i kongregacja kardynalska 25 stycznia 1686 roku zatwierdziła powstanie nowego założenia klasztornego  co jeszcze potwierdził generał zakonu franciszkańskiego Piotr Mariano Sormanno.

 W święto Trójcy Przenajświętszej 1686 roku nastąpiło uroczyste wprowadzenie Bernardynów do nowej ratowskiej siedziby. Fundator jednak nie dożył tej chwili. Zobowiązał jednak spadkobierców do zabezpieczenia materialnego i pomocy przy budowie klasztoru w Ratowie. Powstaje pierwszy drewniany klasztor , który płonie w pożarze w roku 1690.

 Dlatego zapada decyzja przy współudziale Niszczyckich – spadkobierców Narzymskiego – o potrzebie budowy założenia bardziej trwałego , murowanego. Dzięki ich między innymi finansowaniu w latach 1690 – 1760 powstało to piękne Północno Mazowieckie założenie klasztorne.

  Ojcowie Bernardyni w Ratowie na otrzymanych gruntach prowadzili zwykłą pracę gospodarczą uprawiając pola, hodując zwierzęta. Wprowadzali także nowe formy jakimi były sady. To wszystko co wypracowali i przynosiły plony było większości wykorzystywane przez braci ratowskich  w  kuchni . W między czasie zyskują także dodatkowe zajęcie gdyż uzyskali przywilej na produkcję i sprzedaż piwa. Dlatego wybudowano browar na ziemiach klasztornych.

  Dokumenty, które przetrwały do dnia dzisiejszego nie wskazują by w latach późniejszych Bernardyni otrzymywali jeszcze nadania ziemskie. Hojność więc Tomasza Narzymskiego była więc wystarczająca  dla zapewnienia funkcjonowania klasztoru. Zakon Bernardynów jako żebraczy nie przyjmował więc dalszych nadań ziemskich i wielkość ich majątku aż do samego końca funkcjonowania w Ratowie pozostała bez zmian. W Archiwum Państwowym Akt Dawnych w Warszawie znajduje się plan posiadłości klasztoru w Ratowie [poniżej]

s. 309 (2)

 

 

     Plan posiadłości  klasztoru oo . Bernardynów w Ratowie z 1837 roku przekopiowany  w 1866 roku  przez inżyniera powiatu mławskiego Rakowskiego z opisem posiadłości . Czynność zarządzona przez władze carskie , które inwentaryzowały majątki zakonów przeznaczone do likwidacji zgodnie z przygotowywanym ukazem carskim. Następnie ziemie zostały przejęte na rzecz skarbu państwa.